sobota, 2 lutego 2013

Rozdział dwudziesty ósmy .

     Przygotowania szły pełną parą. Okazało się, że ja i Klaus jesteśmy jedną z tych par, która musi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Sala załatwiona, muzyka też, zaproszenia wypisane..
- No właśnie zaproszenia ! - wykrzyknęłam i szybko się zerwałam z krzesła. - Muszę wysłać zaproszenia, całkiem zapomniałam!
- Nie martw się, już to załatwiłam. - powiedziała spokojnie Rebekah.
- Naprawdę ? Dziękuje Ci, nawet nie wiem jak mogłam o tym zapomnieć.
- Spokojnie, w tym przypadku można. W końcu nie często wychodzisz za mąż.
No właśnie, wychodzę za mąż. Już za niecałe 4 dni miałam stanąć przed urzędem przy boku Klausa i złożyć przysięgę. Ustaliliśmy, że tak będzie najlepiej. Moja mama upierała się przy ślubie kościelnym, ale zmieniła zdanie tylko, gdy zobaczyła moje kły. Byłam mordercą, byłam krwiopijcą, zabiłam, a już nie mówiąc kim był Klaus. Nie potrafiłabym z myślą o tym stanąć w kościele przed wszystkimi i udawać. Zaprosiliśmy wiele osób, w tym także Stefana, Elenę, Bonnie oraz resztę rodzeństwa Klausa. Zastanawiałam się nad zaproszeniem Tylera, jednak zrezygnowałam z tego. Nie potrzebuje tam kogoś kto tylko by mnie stresował, na pewno nie w takim momencie w moim życiu. Nagle usłyszałam ryk silnika, który gaśnie. Drzwi lekko się otworzyły i zamknęły, a do salonu wszedł Damon i Klaus, których ubrania były pokryte krwią.
- Co się stało?! - wykrzyknęłam.
- Jesteście rani ? - Rebekah zerwała się na równe nogi.
- Nie.. po prostu pozbywaliśmy się ciał. - odparł Damon.
- Jakich znowu ciał?! - wykrzyknęłam.
- Ktoś lub coś wtargnęło do Mystic Falls i pozabijało wiele osób. - powiedział Klaus.
- I nie wygląda na to, żeby zaprzestało to coś. - dopowiedział Damon.
Usiadłam na kanapie. Od dwóch tygodni budziłam się z koszarów, w których mój ślub kończy się bardzo źle. Za pierwszym razem to po prostu była jakaś błahostka, ale z czasem sny pojawiały się gorszę, a ostatni był o tym jak ktoś zabija Klausa i to w środku jego przysięgi. A co jeśli to ma się sprawdzić, co jeśli w najpiękniejszy dzień w życiu straci wszystko ?
- Nie będzie ślubu. - powiedziałam po cichu.
- Co takiego?! - wykrzyknęła Rebekah.
- Caroline, kochanie o czym ty mówisz ? - Klaus podszedł do mnie. - Czyżbyś się rozmyśliła ? - spytał niepewnie.
- Nie, to nie o to chodzi. Tylko to coś.. co zabija.
- Nie przejmuj się tym. Znajdziemy tego kogoś i sami go zabijemy.
- Nie rozumiesz.. to coś jest potężne.
- Skąd to wiesz ?
- Ze snów. Od dwóch tygodni mam złe przeczucia. I z każdą nocą mam coraz bardziej koszmarne sny. W ostatnim.. zabija ciebie Klaus, gdy stoisz obok mnie i właśnie składasz przysięgę. Nie mogę Cię stracić.
- Caroline, to tylko sny. - wziął moją dłoń w swoje ręce.
- A co, jeśli nie?
- Wtedy się zaczniemy martwić, jak na razie nie pozwolę, żeby to coś zepsuło coś co jest dla nas tak ważne.
- Naprawdę tak sądzisz ? - spytałam i popatrzyłam na niego.
- Ja to wiem. - odparł i pocałował mnie w czoło.
Wiele osób się dziwiło jak udało mi się tak zmienić Klausa. Prawda jest taka, że Klaus się wcale nie zmienił. Wciąż nocą wymykał się, żeby się pożywić ludzką krwią. Wiedziałam o tym, jednak tak mocne uczucia jakie żywiłam do niego pokonywało samą myśl, że pije człowieczą krew. Niekiedy potrafił usiąść i znów rozmyślać nad tematem armii hybryd. Twierdził, że to zapewniłoby mu, a raczej nam ochronę na całe życie. Jednak nadal nie wiedział w jak dobry sposób zrealizować ten plan.


[ z perspektywy Klausa ]
     Udałem się do pokoju. Musiałem wiele rzeczy przemyśleć, które wciąż narastały w mojej głowie. To coś co zabijało było potężne, co prawda nie tak jak ja, ale jednak było. A co jeśli sny Caroline się spełnią ? Czasem wampir lub czarownik może kontrolować czyjeś sny. W tej chwili już nawet nie martwiłem się o swoje życie, którego tak bałem się stracić. Bałem się o życie Caroline, o życie moje i Caroline, nasze wspólne. Miałem wiele wrogów. Nie raz ani nie dwa powtarzałem Caroline, że pakuje się w mocne kłopoty decydując się na ślub ze mną, jednak ona wciąż odpowiadała " To dla mnie nie ma znaczenia " , przy tym tak cudownie jak tylko ona potrafiła uśmiechała się. Caroline wiedziała kim byłem kiedyś, kim jestem i kim będę, taka jest już moja natura, a ona ją zaakceptowała. Co prawda także jest wampirem, ale to coś innego, zabija kiedy musi i nie pije ludzkiej krwi. Dla mnie zabijanie było zwykłą zabawą, a picie krwi rozrywką. Z tego pierwszego zrezygnowałem, jednak z tego drugiego nie potrafiłem. Trafiła mi się osoba w moim życiu, której szukałem przez wiele miliardów lat i nie pozwolę jej odejść. Muszę więc zadbać o to, aby wszystko poszło w tym dniu tak jak powinno, dla niej.. dla Caroline. Wyjąłem telefon z kieszeni.
- Witaj Bonnie. Mam do ciebie sprawę. Tak, chodzi o Caroline.