poniedziałek, 30 lipca 2012

rozdział dziewiętnasty .

     Rozpakowałam wszystkie swoje rzeczy, które przywiozłam z powrotem ze sobą. Pogodziłam się z mamą, jednak wciąż istniała jakaś pustka we mnie, której w ogóle nie mogłam niczym zapełnić. Jednak widząc jak Damon, Klaus dają sobie rade z tym, że musieli zostawić wszystkich swoich bliskich, jest mi łatwiej, bo wiem, że nie tylko ja muszę się z tym zmagać. Nagle wiedziałam czego jeszcze brakuje mi w życiu. Klausa.. miłości.. bezpieczeństwa. Szybko podniosłam się i zbiegłam na dół po schodach. Spostrzegłam go stojącego na tarasie domu. Szybko wybiegłam przez szklane drzwi, oczywiście otwierając je po drodze. Szybko odwrócił się w moją stronę, ale nie zdążył zareagować, bo ja tym razem byłam szybsza. Pocałowałam go z uczuciem jakiego nigdy wcześniej nie doznałam. Aż tak mi zawrócił w głowie ? Tak. Był inny od wszystkich, nie był nachalny, był opiekuńczy i cierpliwy.
- Caroline. - uśmiechnął się.
- Posłuchaj, w moim życiu wiele się dzieje, ale nie mam zamiaru rezygnować z czegoś na czym cholernie mi zależy. - uśmiechnęłam się także.
- No dobrze. - miał minę jakby w myślach analizował wszystkie moje słowa. - Skoro tak, to nie pozwole ci z niczego zrezygnować. - przytulił mnie mocno do siebie.
Usiedliśmy na jednej z ławek w ogrodzie. Nie rozmawialiśmy prawie w ogóle, lecz siedzieliśmy przytuleni do siebie. Nagle za nami ktoś się pojawił. Wiedziałam, że to Rebekaha, od razu rozpoznałam jej perfumy.
- Jak miło was widzieć takich szczęśliwych. - zaśmiała się.
- Dzięki siostra. - Klaus odparł nawet się na nią nie patrząc.
- Tylko mi jej nie zepsuj całkowicie. Ok ? - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy, lecz spodziewaj się teraz, że to ja będę u niej na pierwszym miejscu. - zaśmiał się.
- Spokojnie, w to akurat się nie mieszam, bo mam dzisiaj randkę.
- Z kim ? - zerwałam się z ławki na równe nogi.
- No nie.. wracaj tu. - Klaus wyciągnął do mnie rękę.
- Poczekaj chwile. - zaśmiałam się. - No.. z kim ? - ponaglałam ją.
- Czekaj.. jak on miał na imie.. - zastanawiała się. - Thomas.
- Chwila, a Damon ? - popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Hm, muszę coś zrobić, żeby w końcu stał się zazdrosny.
- Rebekah, nie igraj z ogniem. - westchnął Klaus, kręcąc głową. - Nie kombinuj nic, prosze cię.
- Oj braciszku i tak wiesz, że zrobie co zechce. - uśmiechnęła się i weszła z powrotem do domu.
Usiadłam z powrotem obok Klausa, na ławce. A co z Damonem ? No dobra, rozumiałam w pewnym sensie Rebekah, lecz tu chodziło o Damona. Co prawda jest ostatnim chamem, co często powtarzam, ale on ma mocne uczucia i złe wspomnienia z kobietami. Nie moge pozwolić na to, aby kolejna go zraniła. Z drugiej jednak strony Rebekah jest moją dobrą przyjaciółką i nie chce się jej wtrącać do życia, bo powinnam ją wspierać. I tak nie jest dobrze i tak. Czy powinnam w tym momencie wybrać ?
- O czym myślisz? - spytał Klaus, patrząc na mnie.
- Muszę iść porozmawiać z Rebekahą.
- Nie Caroline, prosze nie wtrącaj się.
- Posłuchaj.. a zresztą po co mam ci tlumaczyć ? I tak wiesz, że się wtrącę. - westchnęłam.
- W sumie masz racje. - przytaknął lekko głową.
- No to w takim razie uciekam. - wstałam szybko z ławki i skierowałam się do domu.
- Ale już ?
- Im szybciej tym lepiej! - odkrzyknęłam i szybko poszłam do  pokoju siostry Klausa.
Weszłam bez pukania i stanęłam na środku pokoju, dokładnie naprzeciw Rebekhi. Malowała paznokcie na swoim łóżku, wyglądając na tą dziewczyne z tych różnych filmów.
- Nie popierasz tego co robie, mam racje ? - westchnęła.
- Tak, masz racje.
- Caroline.. - usiadła na łóżku. - To się uda.
- Posłuchaj, on jest moim przyjacielem i nie pozwole go krzywdzić, tym bardziej, że już nie raz był skrzywdzony.
- Rozumiem i to szanuje, ale i tak zamierzam zrealizować swój plan.
- No to powiem ci tylko tyle, że jeśli potem wyniknie z tego jakiś spór, ja stanę po jego stronie.
Rebekah siedziała bez słowa, patrząc na mnie i analizując to co jej przed chwilą powiedziałam.
- Dobrze, rozumiem. Szanuje to Caroline, naprawdę. Tyle, że.. - zawahała się. - Dla mnie to też ważne, tyle osób mnie skrzywdziło, dla mnie jest to też pewien rodzaj sprawdzenia jego uczuć.
- Dobrze, nie będę się wtrącać. - zaśmiałam się i wyszłam.
Oboje byli uparci i właśnie tym mogli siebie zranić. Ale jak już powiedziałam.. nie wtrące się w to, tylko po sprawie oboje będę wspierać. Z tego wszystkiego zapomniałam o sprawie z Tylerem. Rozmowa była głupim pomysłem, ale przynajmniej dowiedział się prawdy. Poszłam do pokoju Klausa, wiedząc, że tam go zastanę. Nie myliłam się, gdy tylko przekroczyłam próg, zobaczyłam go w skórzanym fotelu za biurkiem ze szkicownikiem w rękach.
- Co wskórałaś ? - zachichotał.
- Nic, niech sobie robią co chcą. Są już duzi. - uśmiechnęłam się, a on podniósł na mnie wzrok.
- A gdzie tak zacięta Caroline, którą poznałem ?
- Za dużo złego już nawywijała, żeby kolejne sprowadzać. - popatrzyłam na jego prace.
I nagle zamarłam, na połowie z nich byłam ja.. było wiele rysunków z balu. Były także, gdy śpie, z momentu, gdy mnie pierwszy raz ujrzał, gdy walczyliśmy, gdy leżałam nieprzytomna. Byłam na nich wypełniona radością, w niektórych smutkiem, a w jeszcze innych gniewem.
- Nie chciałem, żebyś je w ten sposób zobaczyła. - westchnął i odłożył szkicownik.
- Dlaczego ? - popatrzyłam na niego podejrzliwie.
- Bo widzisz, możesz mnie uznać za jakiegoś świra, albo coś w tym momencie i pomyśleć nie wiadomo co.
- Nie prawda, podobają mi się. - uśmiechnęłam. - Ale nie rozumiem czemu malowałeś mnie? Jest wiele innych rzeczy, które widziałeś w tamtym okresie i mogłeś namalować. 
Westchnął ponownie i wstał z fotela. Usiadł na jednym z parapetów i popatrzył w okno. Nie wiedząc jak na to zareagować, podeszłam do niego i złapałam go za rękę. Odwrócił wzrok od okna i przyglądał się na nasze splecione ręce.
- Bałem się, że nigdy tego nie doznam, a rysunki to jedyne co mi pozostaje z każdego roku mego życia. Teraz mam ciebie, ale i tak nie przestane rysować, bo uwieczniam wspomnienia. Kto wie, może będziemy żyć razem do końca, może mnie zostawisz..
- Albo ty mnie. - wtrąciłam.
- Może z pewnych okoliczności będę musiał. - westchnął.
- Co masz na myśli ?
- Posłuchaj. Jestem hybrydą i kocham to. Kocham także ciebie. Ale moje marzenia się nie zmieniły. Nadal chce stworzyć więcej takich ja.
- Serio ? - wzruszyłam ramionami. - Jakoś nie wydaje mi się, żebyś był taki jak kiedyś. - westchnęłam. - Zmieniłeś się właśnie.
- Caroline, staram ci się to teraz powiedzieć..
- Chwila, chwila.. czy ja dobrze rozumiem? - zabrałam szybko rękę. - Chcesz dzisiaj skończyć to co dzisiaj się oficjalne zaczęło.
- Zmieniłaś mnie, nie jestem kimś kim kiedyś byłem, tęsknie za tamtym życiem. Nie lubie ograniczeń. Kocham Cię, ale wyjeżdżam na jakiś czas, tak będzie lepiej.
- O czym ty do cholery gadasz ?! - zdenerwowałam się.
- Przepraszam cię Caroline.
- Nie tylko ty się poświęciłeś, ja też się zmieniłam.
- No właśnie. Uwielbiałem, gdy ja byłem sobą, a ty byłaś sobą.
- Rozumiem. - spuściłam wzrok w podłoge. - Kiedy wyruszasz ?
- Dzisiaj w nocy.
- Z ?
- Z Kolem.
- Życzę udanej drogi. - westchnęłam i wyszłam z jego pokoju.
Do samego wejścia do pokoju trzymałam się jakoś, ale gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, zalała mnie fala smutku i łez, a także gniewu.

Z perspektywy Klausa .
     No i stało się to, co miało dzisiaj się stać. Zakończyłem to i ta pustka ponownie jest we mnie. Oczywiście, że gdybym nie miał wyjścia to nie opuszczałbym Caroline, ale musze wyjechać. Nie wiem ile to potrwa, dni, tygodnie, miesiące, a może nawet lata. Gdyby wiedziała co robie, zapewne by mnie powstrzymała albo nawet chciała jechać ze mną. Wszystkiego po niej można się spodziewać. Kłamałem, tak naprawdę. Żadni z nas się nie zmieniło, ona jest wciąż tą samą dziewczyną, pewną siebie i zagubioną w świecie wampira. Ja natomiast jestem mordercą, wpajano mi to od dziecka, gdy tylko stałem się wampirem i tak pozostało. Teraz nie jestem pewien czy nie zapłace życiem, za to co robie i nie chce, żeby Caroline na mnie czekała. Powinna ułożyć sobie życie na nowo z kimś kto da jej tyle radości ile zapragnie, bo zasługuje na to. Moje rodzeństwo wiedziało o wszystkim i każde z nich chciało mi pomóc, co było wielką nowością. Wybrałem Kola, tylko on tak naprawdę będzie potrafił pójść na całość. Gdy skończyłem ostatni rysunek, który przedstawiał Caroline niedawno ze smutkiem i żalem na twarzy, zastanawiałem się co powinienem napisać.
- Bracie. - Kol zajrzał do mojego pokoju. - Powinniśmy jechać już.
- No tak.
Nabazgrałem więc tylko na odwrocie " Kocham Cię, pamiętaj, jeśli to masz to właśnie poznałaś prawdę. Nie chciałem, żeby tak to wyszło, ale jednak. Bądź zawsze szczęśliwa i uśmiechnięta. Nigdy smutna i cierpiąca taka, gdy cie poznałem. ". Odłożyłem długopis i pobiegłem jeszcze do pokoju siostry.
- Już na nas czas.
- Dobrze, uważaj na siebie bracie. - przytuliła mnie, a ja ją objąłem.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbe. Nie powiedziałem Caroline prawdy, gdy po tygodniu nie wróce, powiedz jej o wszystkim i daj to. - podałem jej do rąk zawiniętą w rulonik, kartke papieru.
- Dobrze, na pewno dam.
- Przykro mi, że ty także musisz ryzykować dobry kontakt z Caroline, czyli waszą przyjaźń.
- Nie przejmuj się. Dam jakoś rade.
Ostatni raz spojrzałem na twarz siostry. Gdy wyszedłem i mijałem pokój Caroline, chciałem się pożegnać i może nawet ostatni raz złożyć pocałunek na jej wargach, ale to był zły pomysł. Wiedziałem, że teraz przepełnia ją nienawiść do mnie. Kiedy zjawiłem się już na dworze i spojrzałem na dom, zobaczyłem jak w jej pokoju widnieje słaby blask światła, a na parapecie widać cień jej sylwetki. Westchnąłem i wsiadłem do samochodu, nie było czasu na rozczulanie się nad tym wszystkim. Kol zajął miejsce obok mnie. Ruszyliśmy po jeszcze jedną istotę.




_________________________________________________________________________




Wróciłam już z wakacji, z których jestem bardzo zadowolona ! Chociaż i tak poświęcałam wiele czasu na powieści na bloga. Tęskniłam trochę za tym żeby dodawać je tutaj, bo wielką przyjemność daje mi to, że ktoś to może przeczytać . ; )

sobota, 14 lipca 2012

rozdział osiemnasty + ogłoszenie .

     Weszliśmy do środka. Nie byłam tutaj od czasu swojej ucieczki przez okno. Klaus usiadł na jednym z foteli, a ja naprzeciw niego.
- Nie zadajesz mi żadnych pytań ? - spytałam podejrzliwie.
- Wtedy, gdy zechcesz sama mi wszystko powiesz. - uśmiechnął się lekko. - Chociaż jestem zdziwiony, że jeszcze wczoraj udawałaś niedostępną, a dzisiaj siedzisz przybita i nie jesteś już tak pewna siebie.
- Widziałam się z Tylerem.. - powiedziałam szybko i zamknęłam oczy.
- Co takiego?! - uniósł głowe.
- Widzisz, nie wiedziałam, w ktorym momencie ty będziesz gotów, żeby to usłyszeć.
- Po co się z nim spotkałaś, Caroline ?
- Chciałam mu powiedzieć, że to koniec, że nie chce być już z nim i niech o tym zapomni. Powiedziałam też, że ułoże sobie życie z kimś innym.
- I jak na to zareagował ? Ugryzł cie, albo uderzył ? - Klaus wypytywał podejrzliwie, był zły.
- Nie, ale potem napisał sms'a, że i tak się dowie i takie tam. Zdenerwował się, a tego się boje. Jego zemsty.
- Spokojnie Caroline. - Klaus usiadł obok mnie.
Przygarnął mnie do siebie ramieniem i ucałował lekko w głowe.
- Jesteś bezpieczna. - westchnął.
- A inni ?
- Inni potrafią o siebie zadbać, spokojnie. Dobrze ?
- No dobrze.. - westchnęłam.
- Tym kimś jestem ja ?
- Nie rozumiem..
- Powiedziałaś, że ułożysz sobie życie z kimś innym, więc tym kimś jestem ja ? - czułam jak sie uśmiecha.
- Ej ! Może. - zaśmiałam się. - Ty wiesz co ja zauważyłam ? Że jesteś przy mnie całkowicie inny.
- Spostrzegawcza jesteś. - mrugnął do mnie i wstał na równe nogi. - Jedziemy stąd.
- Czemu tak szybko ?
- To miejsca przyprawia mi niemiłe wspomnienia, tymbardziej, że muszę cie jeszcze gdzieś zawieść.
- Gdzie ?
- Zobaczysz.. - podał mi rękę, a ja wstałam i oboje wyszliśmy z domu.
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i wsiadłam do samochodu. W środku jeszcze troche pogadaliśmy o tym ślubie, gdy nagle Klaus zatrzymał samochód. Spojrzałam przez przednią szybę, odrywając wzrok od telefonu. Znajdowaliśmy się na podjeździe mojego domu.
- Co my tu robimy ? - wyakcentowałam każde słowo pojedyńczo.
- Musisz porozmawiać z mamą.
- Nie. - odparłam szybko i stanowczno.
- Caroline.. to w takim razie musisz iść po swoje rzeczy. - popatrzył.
- Nie dasz mi spokoju, prawda ?
- Prawda..
Wysiadłam z samochodu i zapukałam do drzwi. Czekałam chwile, gdy mama nagle otworzyła drzwi.
- Córciu.. - uśmiechnęła się i przygarnęła mnie do siebie.
- Ja wpadłam po swoje rzeczy.. - wyszeptałam.
- Jak to ? Dlaczego ? - popatrzyła na mnie.
- Wejdźmy do środka, co ? - uśmiechnęłam się lekko.
Przeszłyśmy do salonu, mama spytała jeszcze Klausa czy chciałby wejść do środka, lecz ten odmówił. Usiadłam na kanapie, a ona przyniosła wode do picia.
- Więc ? - spytała niecierpliwie.
- Mamo, wciąż ci coś może zagrażać z mojej winy. Przeprowadzam się do Klausa, ale nie martw się. Już moge wychodzić i takie tam rzeczy. Nic mi już nie zagraża.
- Dlatego nie rozumiem, czemu musisz się przeprowadzić ? - spytała.
- Bo ja nie wiem co jeszcze gdzieś na mnie czycha. Teraz z Tylerem mam na pieńku.
- Moge go aresztować.. - zaproponowała, a ja się zaczęłam śmiać.
- Mamo.. to wilkołak i wampir, czyli hybryda. Prędzej mnie pokonasz. - uśmiechnęłam się. - Błagam cię, nie utrudniaj mi tego, bo i tak jest to dla mnie wystarczająco trudne. - westchnęłam.
- Dobrze, tylko nie sądziłam, że tak szybko dorośniesz. - miała już w oczach lekkie łzy.
- Właściwie to ja nigdy nie dorosne. - zaśmiałyśmy się obie. - Pójdę wziąć niektóre swoje rzeczy.
- Dobrze.. - uśmiechnęła sie lekko.
Poszłam na górę do swojego pokoju. Uwielbiałam go, było mi w nim tak miło, przyjemnie i  bezpiecznie. Nie sądziłam, że tak szybko nastąpi moja wyprowadzka stąd. Wyjęłam jedną z toreb i spakowałam w nią troche ciuchów, kosmetyków i butów. Nagle w oczy rzucił mi się miś leżący na łóżku. Wzięłam go do rąk i od razu wszystkie wspomnienia z nim związane powróciły. Dostałam go, gdy miałam trzy lata. To on był moim najlepszym przyjacielem, gdy rodzice się rozwodzili. Go także postanowiłam spakować do torby. Gdy juz wszystko miałam, zeszłam z powrotem na dół.
- Dziękuje mamo za wszystko. - przytuliłam ją mocno.
- Uwarzaj na siebie, dzwoń i wpadaj jak tylko będziesz mogła. - ucałowała mnie jakby miała w objęciach wciąż tą małą dziewczynkę sprzed kilku lat.
- Ty też na siebie uważaj. - uśmiechnęłam się, pomachałam i wyszłam.
Wrzuciłam torbę z rzeczami na tylne siedzenie i sama usiadłam na przednim.
- Możemy jechać..
- A ta torba ?
- Moje rzeczy.
- O.. - westchnął. - Sądziłem, że się pogodzicie i zamieszkacie znów razem.
- A chcesz tego ? - spojrzałam pytająco.
- Żebyście się pogodziły? Tak. Żebyś zamieszkała tutaj z powrotem ? Nie. - zaśmiał się. - Wypadało po prostu tak powiedzieć.
Jechaliśmy do domu Klausa w milczeniu.
- Pogodziłyśmy się. - popatrzyłam w okno i czułam, że się uśmiecha.

_______________________________________________________________________

Wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc nie będą dodawane przez ten czas rozdziały. Chyba, że wielkim szczęściem miałabym tam internet - w co bardzo wątpię. Przepraszam za tak niedopracowany rozdział 18. Jednak po prostu nie miałam czasu od wczoraj, a chciałam coś dodać. 
Dziękuje wszystkim za odwiedzanie tego bloga i za wszystkie komentarze, nie wiem czemu, ale jest mi bardzo miło, gdy je czytam i widzę, że ktoś docenił to wszystko co napisałam. 
Buziaaaaki ; *

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział siedemnasty .

- Macie na myśli biała suknia, garnitur, kwiatki i takie tam pierdoły ? - spytał Damon z niedowieżaniem.
- Tak właśnie to mamy na myśli. - odparł jego brat.
- W takim razie gratulacje. - uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękujemy. - uśmiechnęła się Elena. - Chciałabym, abyś ty wraz z Bonnie były moimi świadkami, bo jesteście mi najbliższe od dzieciństwa.
- Bonnie tak, ale ja byłam Ci najbliższa. - odparłam. - Wybacz Elena, zmieniłam się. Wiele dało mi do myślenia to, że nie uwierzyłyście mi.. nie potrafie ot tak o tym zapomnieć. Wybacz. - wstałam i wyszłam na taras.
Ciężko mi było widzieć i mówić to wszystko. Gdybym wciąż jeszcze była z Eleną na pewno próbowałabym z nią o tym pogadać, czy na pewno chce tego itd, nawet zaoferowałabym pomoc przy weselu. Ale to już minęło. Nie da się tego naprawić. Mam nowe życie. Nie zamierzam zapomnieć o starym, bo było wiele momentów, które chce zapamiętać do końca swojego życia. Nagle ktoś za mną stanął.
- Wszystko dobrze ? - usłyszałam ten znajomy akcent.
- Tak. Kiedy to wszystko ma się odbyć ?
- Za 5 dni.
- Szybko. - odparłam krótko.
- Kochają się, chcą ze sobą być to normalne, Caroline. - czułam, że się przy tym uśmiecha.
- Nie twierdze, że nie. - wzruszyłam ramionami. - Ale.. jak oni się wyrobią z przygotowaniem wszystkiego ?
Klaus zaczął się śmiać.
- Co w tym śmiesznego ? - popatrzyłam na niego.
- Mówisz, że się zmieniłaś. Tymczasem ja wciąż widzę starą, dobrą Caroline, która tak bardzo urzeka mnie swą osobowością.
Mimowolnie się uśmiechnęłam na jego słowa. Lekko pocałowałam go w usta.
- Tak, ale stara Caroline nigdy by się z tobą nie zaczęła zadawać. - zaśmiałam się.
- W sumie, to rzeczywiście bardziej lubie tą nową. Chociaż pociągało mnie to, że udawałaś, że cie nie interesuje.
- Skąd wiesz, że udawałam ? - przygryzłam dolną wargę.
- Napoczątku na pewno mnie nie nawidziłaś, ale potem chciałaś mnie poznać.
- To ten twój akcent. - udałam oburzoną.
- Całkiem możliwe. - zaśmiał się i wlepił wzrok w podłogę. - Od pierwszego razu, gdy cie zobaczyłem zainteresowałaś mnie sobą.
- Nie często wyznajesz takie coś ? - spytałam poważnie.
- Zgadza się, ale tobie moge to szczerze wyznać. - uśmiechnął się lekko.
- To miłe. - uśmiechnęłam się i skierowałam w strone drzwi.
- A ty gdzie ? - zdziwił się. - Myślałem, że teraz twoja kolej na powiedzenie czegoś miłego i takie tam. - zaśmiał się.
- Hm, widzisz jeszcze do końca nie uległam twemu urokowi. - zaśmiałam się i weszłam do salonu.
Stefana i Eleny już nie było, natomiast na stole widniało kilka białych kopert. Jak na razie nie chciałam otwierać jednej z nich, która miała moje imię i nazwisko. Poszłam do siebie na góre i zaczęłam gapić się w okno.
- Jak się trzymasz ? - Rebekah weszła do mojego pokoju i usiadła niedaleko mnie.
- W jakiej sprawie ?
- Tego ślubu.
- To ich życie, niech robią co chcą. Cieszę się, że się tak kochają i podjęli taką decyzje, widać, że to coś poważnego. Jednak druhną nie zamierzam być.
- Rozumiem Cię, na twoim miejscu też bym zrezygnowała z tego tytułu. - westchnęła i wzięła jakiś katalog do rąk. - Ale i tak na zakupy musimy się wybrać. - zaczęła przeglądać kolorowe kartki magazynu. - W końcu w byle czym nie pójdziemy.
- To pewnie będzie jakieś kameralne wesele, bo oboje takie uwielbiają. - uśmiechnęłam się.
- Więc wybierzemy coś kameralnego. - odwzajemniła uśmiech Rebekaha.
Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Czułam się jakby Rebekah była moją siostrą. Chociaż miała trudny charakter to się potrafiłam z nią dogadać. Gdy już się ściemniło, powiedziała, że jest zmęczona i musi iść troche odpocząć. Pożegnałyśmy się i poszła do swojego pokoju. Leżałam na łóżko znów patrząc się w okno, gdy dostałam sms'a. Spojrzałam na telefon i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Tyler. Otworzyłam wiadomość od razu. " jestem w mieście, chce się z tobą spotkać. Wszystko naprawić. Kocham Cię i tęsknie " - odczytałam w myślach, aby nikt z obecnych w domu osób, nie zdołał usłyszeć. W końcu pięciu wampirów oprócz mnie i każdy ma wyszulony słuch, a do tego niektórzy mieszkają za ścianą. Czy powinnam coś odpisać ? Nie - postanowiłam stanowczo. Nie moge. Zaczęłam wszystko na nowo. I tak naprawdę teraz zrozumiałam, że to uczucie, którym darzyłam Tylera minęło. Nie da się go odtworzyć jak kasetę wideo. A zresztą tyle czasu go nie było, mało co nie zginęłam, a on ani razu się nie odezwał. No wiem, że Klaus miał w tym swój udział, ale to nie tylko jego wina. Tyler nauczył się opanowywać to wszystko. Koniec ! Nie myślę już o tym. Było, minęło i już nie wróci. Za dużo się teraz dzieje, żeby się tym martwić. No właśnie ! Moja eks przyjaciółka wychodzi za mąż za pięć dni, dzisiaj się wybudziłam z tygodniowego snu, coś się dzieje pomiędzy mną, a Klausem, a ja będę sobie tym zawracać głowe. A jeśli cos mu się stało i dlatego wrócił ? Nie, nie, nie. A może jednak ? Napisze, aby się upewnić. - wzięłam telefon i wystukałam na klawiszach pytanie " czy wszystko z  tobą Ok ? ", na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Przycisnęłam Ok i wiadomość się otworzyła. " Nic mi nie jest, jest lepiej niż kiedykolwiek było. Po prostu tęsknie i nie moge przestać o tobie myśleć "
- No to pięknie się wpakowałaś Caroline.. - wyszeptałam i oparłam się na rękach.
     Nawet nie zdałam sobie sprawy, w którym momencie zasnęłam. Obudziły mnie promyki słońca, wlewające się przez okno. Wstałam więc z łóżka i poszłam do łazienki, aby się umyć. Wspaniale było wziąć gorącą kąpiel i zapomnieć o wszystkich problemach z ostatniego czasu. Jednak, gdy tylko ubrałam się w świeże ubrania, na nowo przypomniałam sobie o Tylerze. Czy na pewno powinnam się z nim spotkać ? Z rozmyśleń wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi.
- Damon ! A co jeślibym była naga ? - zapytałam z prerensją w głosie.
- Oj prosze cię, przecież cie już taką widziałem. - odparł z obojętnością.
- No w sumie. - wzruszyłam ramionami. - Czego chcesz?
- Jade do miasta, Rebekah prosiła mnie o jakieś pierdoły. Też chcesz czegoś ?
- Ty robisz coś dla kogoś ? - zdziwiłam się i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Możesz się nie czepiać ?!
- Dobra, jade z tobą. Musisz mnie zawieźć do pewnego miejsca.
- Skoro chcesz. - odparł i wyszedł z pokoju.
Wzięłam telefon i pięniądze i także wyszłam. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w droge. Jechaliśmy w milczeniu, słuchając muzyki.
- To tutaj. - westchnęłam i rozpięłam pas. - Wysadź mnie tu.
- Nie chcesz, żebym szedł z tobą ?
- Po co ? Nie jesteś moją nianią. - zaśmiałam się, a gdy się zatrzymał, wysiadłam z samochodu. - Kup mi płatki czekoladowe. - powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Tyler napisał, że będzie u siebie w domu. Wolałam nie ryzykować i nie wysłuchiwać potem gadania Damona, więc pojechaliśmy troche dalej i weszłam na podwórko tylnym wejściem. Napisałam sms'a, że jestem na werandzie. Nagle drzwi od jego domu się otworzyły i pojawiła się tak znajoma mi postać. Wciąż miał dobrze zbudowane ciało i ten błysk w oku. Na mój widok lekko się uśmiechnął.
- Czego chcesz ? - spytałam.
- Wiem.. nie odzywałem się, ale musiałem po tym wszystkim się pozbierać.
- Ty ?! Weź mnie człowieku nie osłabiaj. - westchnęłam.
- Caroline, zostawmy przeszłość za sobą. Bądźmy znów tak jak kiedyś.
- Jacy ?
- Szczęśliwi. - złapał mnie za ręce.
- Tyler.. oprócz przyjaźni nic nam już nie pozostaje. - oswobodziłam ręcę z jego uścisku. - Ja teraz jestem szczęśliwa. U boku kogoś innego też moge. - westchnęłam i zaczęłam schodzić po schodkach.
- To Damon ? Matt ? A może teraz Klaus ?!
- Nie twoja sprawa. - zaśmiałam się pod nosem. - Dużo się zmieniło od twojego wyjazdu. - rzuciłam przez ramie i poszłam.
Do domu wróciłam na piechote. Musiałam sobie wszystko teraz poukładać w głowie. Cieszyłam się, że zamknęłam pewien rozdział w swoim życiu. Bałam się tylko jak z tym sobie poradzi Tyler, bo nie wyglądał na zbyt smutengo, był raczej pełen złości i nienawiści. Jednak musi to zaakceptować. No, bo w końcu jeśli mnie kocha to pozwoli mi odejść. Bez żadnych sprzeczek, ani niczego takiego. Chce mieć w końcu spokojne życie !
- Chce być tak jak kiedyś.. - westchnęłam.
Nastolatką.. cieszącą się życiem. Wiedziałam jednak, że tak już nigdy nie będzie. Jestem wampirem, potworem.. i obdarzyłam uczuciem kogoś kto żyje od ponad kilku tysięcy lat, to też bardzo dziwne. Nagle w ręku poczułam wibracje telefonu.
- Tyler.. - wyszeptałam, gdy zobaczyłam jego imie na wyświetlaczu. - " Dowiem się przez kogo nie chcesz do mnie wrócić.. ! " - przeczytałam na głos.
Teraz to już się denerwowałam nie na żarty. Zadzwoniłam do Klausa i poprosiłam, aby po mnie przyjechał. Zgodził się. Nie wiem co się działo ostatnio z nim i Damonem, ale byli wyjątkowo mili. Usiadłam na ławce i pogrążyłam się w rozmyśleniach. Nagle zobaczyłam Klausa samochód i go wysiadającego i idącego w moim kierunku.
- Caroline wszystko w porządku ? - zapytał z tym swoim boskim akcentem.
- Pojedźmy w jakieś ciche miejsce, żeby pogadać, dobrze ? - spytałam, a on w odpowiedzi pokiwał głową.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domku, gdzie ostatnio spędziłam sporo czasu. Przez całą droge siedzieliśmy w milczeniu, Klaus o nic nie pytał, co bardzo mi się podobało, bo musiałam sobie wiele rzeczy poukładać w głowie, choć przez chwile.

środa, 11 lipca 2012

rozdział szesnasty .

- Już czas. - powiedział Damon, wstając z łóżka.
- Dobrze, chodźmy. - wyszliśmy z pokoju.
Po drodze wstąpiliśmy też do pokoju Rebeki, żeby ją poinformować, miała bardzo skupiony wyraz twarzy. Zeszliśmy na dół do salonu, gdzie już wszyscy czekali. Nagle wśród gromadzony odnalazłam wzrokiem Bonnie i Stefana, oboje mieli spuszczone głowy. Rebekah objęła mnie lekko za ramiona, dzięki czemu poczułam wiele wsparcia i stanęłam tuż obok niej.
- Wszyscy gotowi ? - spytał Damon, gdy na dworze już zachodziło słońce.
- Tak. - odparli.
Klaus jednak siedział cicho, patrząc na mnie i rozmyślając nad czymś. Dawno już z nim nie rozmawiałam. Co się działo ? Musiałam się tego dowiedzieć przed walką, bo będzie mnie to potem bardzo zastanawiało i na niczym nie dam rady się skupić.
- Więc plan jest taki, że.. - przerwał Damon. - Ile nas jest ? Ja, Caroline, Rebekah, Klaus, Kol, Elijah, Bonnie i Stefan. Czyli pojedziemy dwoma samochodami. Coś jeszcze ?
- Tak. - powiedziałam nagle i wszystkie oczy skupiły się na mnie. - Moja prapraprababka, Ester zaproponowała, że będzie pomagać Bonnie w tym całym czarowaniu.
- To świetnie, prawda ? - uśmiechnął się Damon, a Bonnie pokiwała głową.
- Dobra, za 10 minut wyruszamy. - oznajmił.
Gdy wychodziliśmy z salonu złapałam Klausa za ramie i przeciągnęłam go do jadalni.
- Co z tobą ? - spytałam.
- Nic takiego.
- Nie rozmawiasz ze mną ostatnio.
- Posłuchaj Caroline, dzisiaj wszystko może się stać i musimy być oboje na tym skupieni. Porozmawiamy po wszystkim. - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Zarzuciłam ręce na jego szyje i mocno się przytuliłam, tego właśnie było mi trzeba. Bliskiej mi osoby, na której wsparcie zawsze będę mogła liczyć. Gdy usłyszeliśmy znów głos Damona, który wszystkich pogania wybuchnęliśmy śmiechem i poszliśmy do samochodu. Ja, Damon, Klaus i Rebekah jechaliśmy jednym, a reszta drugim. Dojechaliśmy pod domek, z którego ostatnim razem uciekłam, gdy słońce już zaszło. Wysiedliśmy i stanęliśmy obok siebie.
- Co dalej ? - spytał Kol.
- Chcą dopaść Caroline, więc musi się udać w głąb lasu.
- A dokładniej tam skąd pochodzą te hałasy. - sprecyzowałam to.
- Nie może pójść sama. - sprzeciwił się Klaus.
- Zaufaj jej. - wyszeptała silnym głosem Rebekah.
Popatrzyłam na niego, spojrzałam prosto w oczy. Patrzyliśmy się na siebie przez pewien czas, gdy nagle ustąpił i kiwnął głową, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Do zobaczenia. - rzuciłam i pobiegłam w głąb lasu.
Wiem jedynie to, że Bonnie przed tym wszystkim rzuciła zaklęcie na mnie, aby nikt nie mógł czytać w mym umyśle i aby nikt nie dał rady wyczuć ich wszystkich.
- W końcu przyszłaś.. - usłyszałam głos.
Za chwile zza drzew ze wszystkich stron pojawiły się cztery czarne sylwetki w palerynach.
- Długo kazałaś na siebie czekać. - wyszeptała jakaś inna.
A ja nie wiedząc jak mam dać reszcie znak, po prostu krzyknęłam " No dalej ! ". Tak wiem, glupie posunięcie, ale za skutkowało. Obok mnie za chwilę zmaterializowała się reszta wampirów. Bonnie miała pozostać przy samochodzie. Jako, że ja, Damon i Stefan nie mogliśmy zabić pierwotnych Czarowników, staraliśmy się chronić pierwotnych wampirów. Pomagałam siostrze Klausa, gdy nagle oślepiło nas jasne światło.. co się stało dalej ? Nie mam pojęcia.

     Obudziłam się w "swoim" pokoju w domu Klausa. Obok przy łóżku siedziała Bonnie wraz z jednym z pierwotnych czarowników. Otworzyłam oczy i pisnęłam ze strachu. Bonnie złapała mnie za rękę i uspokoiła, pewnie w sposób swojej magii.
- Spokojnie. Charlie ci pomógł. - wyszeptała.
- On ?! Chciał mnie zabić. - wypowiedziałam te słowa ze wszystkich sił.
- Ale zdradził swych braci i nam pomógł.
- Jak to ?
- No, bo.. - nagle Bonnie urwała, bo Charlie wziął ją za rękę.
- Nie po prostu nie wierze. - wyszeptałam.
- Rozumiem, ale chce żeby było tak jak dawniej Caroline.
- Nie będzie tak jak dawniej. - odwróciłam głowe w strone okna. - Nigdy.
- Eh. - westchnęła i usłyszałam jak drzwi się za nimi zamykają.
- Świetnie.. teraz to ja nic nie rozumiem już.
Po pewnym czasie uslyszałam ciche pukanie do drzwi.
- prosze !
- Witaj Caroline. - usłyszałam dobrze znajomy mi głos.
- Klaus... - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
Podszedł szybko i usiadł na brzegu łóżka.
- Tak się o ciebie bałem. - westchnął.
- Powiedz co się wydarzyło, bo nic nie pamiętam.
- Cóż pojechaliśmy tam..
- To pamiętam.. pojawiło się białe światło.. i co wtedy ? - próbowałam przyspieszyć jego historie.
- Nie wiedzieliśmy co się dzieje, okazało się, że to zaklęcie rzucone przez Bonnie i Charliego. Zdołało pokonać jego braci. Nagle zauważyliśmy, że ty i Rebekah... leżycie na ziemi. Nie oddychacie ani nic z tych rzeczy.
- Przecież wampiry mogą nic nie robić , nie oddychać, nie jeść ani nic.
- Caroline.. serio za dużo książek i seriali oglądasz. - westchnął. - Szybko podbiegliśmy i zabraliśmy was tutaj. Rebekah obudziła się w nocy, a ty teraz nad ranem.
- Ile czasu byłyśmy.. nieprzytomne ?
- Około tygodnia.
- Co?! - na mojej twarzy pojawił się mocny wyraz zdziwienia.
- Naprawdę, ale was uleczyli.
- A ja im nawet nie podziękowałam. - westchnęłam.
- Nie zamartwiaj się tym.
- Co z Rebekahą ?
- Damon u niej jest. Nie sądziłem, że aż tak to sobie weźmie do serca.
- Wy nigdy nic nie zauważacie. - zaśmiałam się po cichu.
- Dobrze wiedzieć.
Nagle telefon zadzwonił. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam, że przyszła wiadomość. Była od Rebeki. " Powiedz, żeby Klaus pomógł Ci zejść na dół "
- Mam do ciebie prośbe. - popatrzyłam na niego.
- Co tylko chcesz.
- Pomóż mi dojść do salonu, bo chyba nie mam wystarczająco dużo sił.
- Nie ma mowy.
- Nie bądź znów chamem !
- Ej to cios poniżej pasa. - odparł, a ja na niego popatrzyłam. - Dobra..
Pomógł mi wstać z łóżka i zejść po schodach. Do salonu doszłam już o swoich siłach. Gdy weszłam zobaczyłam jak Rebekah siedzi na kanapie, a Damon kręci się obok kominka.
- Rebekah. - powiedziałam, aby dać znać, że jestem.
- Caroline. - uśmiechnęła się na mój widok i wstała, aby mnie przytulić. - Jak się czujesz ?
- Bywało lepiej.
- Tak to prawda.
- Przepraszam, że cie wtedy nie obroniłam.
- Nie pleć takich bzdur ! Obie nie wiedziałyśmy co się dzieje. - usiadłyśmy obok siebie na kanapie.
- Tak, to było niespodziewane.
- I głupie. - wtrącił Damon, ale puściłyśmy to mimo uszu.
Siedzieliśmy chwile pochłonięci rozmową, gdy zadzwoniła komórka Damona. Ich rozmowa nie trwała dłużej niż minute.
- Stefan zaraz tutaj będzie. - zakomunikował, gdy włożył telefon z powrotem do kieszeni.
- Ciekawe po co. - westchnęłam.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.. i zapach.. zapach krwi.. nie należała oczywiście do Stefana. To była krew.. Eleny.
- Elena z nim jest. - powiedziałam.
Klaus poszedł otworzyć, wszyscy czekaliśmy w salonie na coś co zaraz miało się wydarzyć. Weszli we trójkę do pokoju, lecz Klaus od razu podszedł bliżej mnie. Oni zaś stali kilka centymetrów od progu.
- Caroline, Rebekah. Jak się czujecie ? - spytał Stefan.
- Cóż.. nie można chyba powiedzieć, że dobrze. - wycedziła Rebekah.
Ja znałam jej dobrą stronę, lecz inni nie. Widzieli w niej tylko zarozumiałą dziewczynę, która jest głośna i opryskliwa. Ja też na początku ją tak postrzegałam. Jednak jak się później okazało pomyliłam się do niej jak i do całej ich rodziny.
- Caroline, przepraszam cie za to wszystko co się wydarzyło. Wiem, że to nie była twoja wina ani nic. Przepraszam.. - Elena wciąż patrzyła na mnie.
- Ta, spoko. Było minęło. - westchnęłam.
- Co was tutaj sprowadza kochani ? - zaśmiał się Damon.
- Chcielibyśmy wam coś ogłosić.. - uśmiechnęła się lekko Elena.
- Pobieramy się. - dokończył za nią Stefan. - I chcieliśmy was zaprosić..