środa, 11 lipca 2012

rozdział szesnasty .

- Już czas. - powiedział Damon, wstając z łóżka.
- Dobrze, chodźmy. - wyszliśmy z pokoju.
Po drodze wstąpiliśmy też do pokoju Rebeki, żeby ją poinformować, miała bardzo skupiony wyraz twarzy. Zeszliśmy na dół do salonu, gdzie już wszyscy czekali. Nagle wśród gromadzony odnalazłam wzrokiem Bonnie i Stefana, oboje mieli spuszczone głowy. Rebekah objęła mnie lekko za ramiona, dzięki czemu poczułam wiele wsparcia i stanęłam tuż obok niej.
- Wszyscy gotowi ? - spytał Damon, gdy na dworze już zachodziło słońce.
- Tak. - odparli.
Klaus jednak siedział cicho, patrząc na mnie i rozmyślając nad czymś. Dawno już z nim nie rozmawiałam. Co się działo ? Musiałam się tego dowiedzieć przed walką, bo będzie mnie to potem bardzo zastanawiało i na niczym nie dam rady się skupić.
- Więc plan jest taki, że.. - przerwał Damon. - Ile nas jest ? Ja, Caroline, Rebekah, Klaus, Kol, Elijah, Bonnie i Stefan. Czyli pojedziemy dwoma samochodami. Coś jeszcze ?
- Tak. - powiedziałam nagle i wszystkie oczy skupiły się na mnie. - Moja prapraprababka, Ester zaproponowała, że będzie pomagać Bonnie w tym całym czarowaniu.
- To świetnie, prawda ? - uśmiechnął się Damon, a Bonnie pokiwała głową.
- Dobra, za 10 minut wyruszamy. - oznajmił.
Gdy wychodziliśmy z salonu złapałam Klausa za ramie i przeciągnęłam go do jadalni.
- Co z tobą ? - spytałam.
- Nic takiego.
- Nie rozmawiasz ze mną ostatnio.
- Posłuchaj Caroline, dzisiaj wszystko może się stać i musimy być oboje na tym skupieni. Porozmawiamy po wszystkim. - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Zarzuciłam ręce na jego szyje i mocno się przytuliłam, tego właśnie było mi trzeba. Bliskiej mi osoby, na której wsparcie zawsze będę mogła liczyć. Gdy usłyszeliśmy znów głos Damona, który wszystkich pogania wybuchnęliśmy śmiechem i poszliśmy do samochodu. Ja, Damon, Klaus i Rebekah jechaliśmy jednym, a reszta drugim. Dojechaliśmy pod domek, z którego ostatnim razem uciekłam, gdy słońce już zaszło. Wysiedliśmy i stanęliśmy obok siebie.
- Co dalej ? - spytał Kol.
- Chcą dopaść Caroline, więc musi się udać w głąb lasu.
- A dokładniej tam skąd pochodzą te hałasy. - sprecyzowałam to.
- Nie może pójść sama. - sprzeciwił się Klaus.
- Zaufaj jej. - wyszeptała silnym głosem Rebekah.
Popatrzyłam na niego, spojrzałam prosto w oczy. Patrzyliśmy się na siebie przez pewien czas, gdy nagle ustąpił i kiwnął głową, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Do zobaczenia. - rzuciłam i pobiegłam w głąb lasu.
Wiem jedynie to, że Bonnie przed tym wszystkim rzuciła zaklęcie na mnie, aby nikt nie mógł czytać w mym umyśle i aby nikt nie dał rady wyczuć ich wszystkich.
- W końcu przyszłaś.. - usłyszałam głos.
Za chwile zza drzew ze wszystkich stron pojawiły się cztery czarne sylwetki w palerynach.
- Długo kazałaś na siebie czekać. - wyszeptała jakaś inna.
A ja nie wiedząc jak mam dać reszcie znak, po prostu krzyknęłam " No dalej ! ". Tak wiem, glupie posunięcie, ale za skutkowało. Obok mnie za chwilę zmaterializowała się reszta wampirów. Bonnie miała pozostać przy samochodzie. Jako, że ja, Damon i Stefan nie mogliśmy zabić pierwotnych Czarowników, staraliśmy się chronić pierwotnych wampirów. Pomagałam siostrze Klausa, gdy nagle oślepiło nas jasne światło.. co się stało dalej ? Nie mam pojęcia.

     Obudziłam się w "swoim" pokoju w domu Klausa. Obok przy łóżku siedziała Bonnie wraz z jednym z pierwotnych czarowników. Otworzyłam oczy i pisnęłam ze strachu. Bonnie złapała mnie za rękę i uspokoiła, pewnie w sposób swojej magii.
- Spokojnie. Charlie ci pomógł. - wyszeptała.
- On ?! Chciał mnie zabić. - wypowiedziałam te słowa ze wszystkich sił.
- Ale zdradził swych braci i nam pomógł.
- Jak to ?
- No, bo.. - nagle Bonnie urwała, bo Charlie wziął ją za rękę.
- Nie po prostu nie wierze. - wyszeptałam.
- Rozumiem, ale chce żeby było tak jak dawniej Caroline.
- Nie będzie tak jak dawniej. - odwróciłam głowe w strone okna. - Nigdy.
- Eh. - westchnęła i usłyszałam jak drzwi się za nimi zamykają.
- Świetnie.. teraz to ja nic nie rozumiem już.
Po pewnym czasie uslyszałam ciche pukanie do drzwi.
- prosze !
- Witaj Caroline. - usłyszałam dobrze znajomy mi głos.
- Klaus... - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
Podszedł szybko i usiadł na brzegu łóżka.
- Tak się o ciebie bałem. - westchnął.
- Powiedz co się wydarzyło, bo nic nie pamiętam.
- Cóż pojechaliśmy tam..
- To pamiętam.. pojawiło się białe światło.. i co wtedy ? - próbowałam przyspieszyć jego historie.
- Nie wiedzieliśmy co się dzieje, okazało się, że to zaklęcie rzucone przez Bonnie i Charliego. Zdołało pokonać jego braci. Nagle zauważyliśmy, że ty i Rebekah... leżycie na ziemi. Nie oddychacie ani nic z tych rzeczy.
- Przecież wampiry mogą nic nie robić , nie oddychać, nie jeść ani nic.
- Caroline.. serio za dużo książek i seriali oglądasz. - westchnął. - Szybko podbiegliśmy i zabraliśmy was tutaj. Rebekah obudziła się w nocy, a ty teraz nad ranem.
- Ile czasu byłyśmy.. nieprzytomne ?
- Około tygodnia.
- Co?! - na mojej twarzy pojawił się mocny wyraz zdziwienia.
- Naprawdę, ale was uleczyli.
- A ja im nawet nie podziękowałam. - westchnęłam.
- Nie zamartwiaj się tym.
- Co z Rebekahą ?
- Damon u niej jest. Nie sądziłem, że aż tak to sobie weźmie do serca.
- Wy nigdy nic nie zauważacie. - zaśmiałam się po cichu.
- Dobrze wiedzieć.
Nagle telefon zadzwonił. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam, że przyszła wiadomość. Była od Rebeki. " Powiedz, żeby Klaus pomógł Ci zejść na dół "
- Mam do ciebie prośbe. - popatrzyłam na niego.
- Co tylko chcesz.
- Pomóż mi dojść do salonu, bo chyba nie mam wystarczająco dużo sił.
- Nie ma mowy.
- Nie bądź znów chamem !
- Ej to cios poniżej pasa. - odparł, a ja na niego popatrzyłam. - Dobra..
Pomógł mi wstać z łóżka i zejść po schodach. Do salonu doszłam już o swoich siłach. Gdy weszłam zobaczyłam jak Rebekah siedzi na kanapie, a Damon kręci się obok kominka.
- Rebekah. - powiedziałam, aby dać znać, że jestem.
- Caroline. - uśmiechnęła się na mój widok i wstała, aby mnie przytulić. - Jak się czujesz ?
- Bywało lepiej.
- Tak to prawda.
- Przepraszam, że cie wtedy nie obroniłam.
- Nie pleć takich bzdur ! Obie nie wiedziałyśmy co się dzieje. - usiadłyśmy obok siebie na kanapie.
- Tak, to było niespodziewane.
- I głupie. - wtrącił Damon, ale puściłyśmy to mimo uszu.
Siedzieliśmy chwile pochłonięci rozmową, gdy zadzwoniła komórka Damona. Ich rozmowa nie trwała dłużej niż minute.
- Stefan zaraz tutaj będzie. - zakomunikował, gdy włożył telefon z powrotem do kieszeni.
- Ciekawe po co. - westchnęłam.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.. i zapach.. zapach krwi.. nie należała oczywiście do Stefana. To była krew.. Eleny.
- Elena z nim jest. - powiedziałam.
Klaus poszedł otworzyć, wszyscy czekaliśmy w salonie na coś co zaraz miało się wydarzyć. Weszli we trójkę do pokoju, lecz Klaus od razu podszedł bliżej mnie. Oni zaś stali kilka centymetrów od progu.
- Caroline, Rebekah. Jak się czujecie ? - spytał Stefan.
- Cóż.. nie można chyba powiedzieć, że dobrze. - wycedziła Rebekah.
Ja znałam jej dobrą stronę, lecz inni nie. Widzieli w niej tylko zarozumiałą dziewczynę, która jest głośna i opryskliwa. Ja też na początku ją tak postrzegałam. Jednak jak się później okazało pomyliłam się do niej jak i do całej ich rodziny.
- Caroline, przepraszam cie za to wszystko co się wydarzyło. Wiem, że to nie była twoja wina ani nic. Przepraszam.. - Elena wciąż patrzyła na mnie.
- Ta, spoko. Było minęło. - westchnęłam.
- Co was tutaj sprowadza kochani ? - zaśmiał się Damon.
- Chcielibyśmy wam coś ogłosić.. - uśmiechnęła się lekko Elena.
- Pobieramy się. - dokończył za nią Stefan. - I chcieliśmy was zaprosić..

3 komentarze:

  1. Długo nie pisałaś, ale na pewno miałaś jakieś powody. Co do rozdziału, to jak zawsze świetny. Niezły obrót akcji! Ty to potrafisz zaskoczyć! Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie niedługo, bo nie mogę się już doczekać! Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego oni się żenią ? Szkoda że tak mało Klausa i Caroliny. Mam nadzieję że kolny dodasz szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobierają się ponieważ cały czas musi być rozegrana akcja w tym opowiadaniu.. ; )

      Usuń