niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział trzydziesty .

     Wróciłyśmy do domu i od razu poszłam do Klausa. Siedział i rysował coś w salonie.
- Cześć kochanie. - uśmiechnął się na mój widok.
- Posłuchaj.. ja nie wiem.. ale po prostu.. one tam stały.. a ja.. a wtedy ona.. no i ja.. no i zobaczyłam.. i one mówią jak ładnie itd.. i ja sama nie wiedziałam.. ale wtedy ona.. no i wkońcu się poddałam. - chodziłam w tą i z powrotem. - a teraz ja.. czuje się koszmarnie.
- Spokojnie, jeszcze raz od początku pełnymi zdaniami. - Klaus przyciągnął mnie do siebie i posadził na kolanach.
- Szukałam butów na ślub. Chodziłyśmy wraz z Rebeką i nie mogłyśmy znaleźć. W końcu zobaczyłam śliczne buty no i weszłyśmy przymieżyć. Były cudowne, ale wtedy zobaczyłam cene i po prostu nie mogłam, ale Rebekah powiedziała, że dałeś jej karte i wogóle. i zapłaciła za nie, a teraz mi głupio, bo tyle wydałeś.
- Czyli ile? - popatrzył na mnie Klaus.
- Około 6 tysięcy. - powiedziałam jednym tchem.
- Uwierz taka kwota nie jest dla mnie niczym wielkim. - zaśmiał się. - To jest wielki dzień i chce, abyś była w nim szczęśliwa.. a te kilka złotych.
- Kilka?! Kilka?!! Ja tu się zamartwiam, a ty do mnie mówisz, że kilka.. - spojrzałam na niego. - Nawet nie wiesz jak mi spadł kamień z mojego nie bijącego serca. - rzuciłam się mu na szyję.
- Wybaczcie, że przerywam. - usłyszałam głos Damona. - Ale Klaus powinien zacząć się pakować, bo mamy rezerwacje.
- Jedziecie gdzieś? - popatrzyłam zdziwiona, że nic nie powiedział.
- A jedziemy gdzieś? - Klaus tym samym wyrazem twarzy popatrzył na Damona co ja na niego.
- Wieczór kawalerski. - odparł Damon.
- Tydzień przed ?
- Zgadza się!
- To świetny pomysł. - klasnęłam w ręce.
- Czy ja wiem. - wzruszył ramionami.
- Daj spokój! To tradycja! - uparłam się i popatrzyłam na niego wzrokiem, który zawsze potrafił go przekonać.
- No dobrze, dobrze.

[z perspektywy Klausa]
     Nie byłem zbyt pozytywnie nastawiony do pomysłu Damona, jednak robiłem to dla Caroline. Udaliśmy się do pokoju, aby pobyć przez chwilę sami, można by rzec takie pożegnanie przed wyjazdem. Caroline położyła się na łóżku, a ja obok niej. Wtuliła się we mnie, a ja przygarnąłem ją do siebie z całej siły.
- Już za tydzień.. - wyszeptała.
- Caroline.. jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości..
- Oszalałeś ? - wyszeptała, śmiejąc się jednocześnie. - Nawet nie wiesz jak bardzo pragnę tego dnia. Chyba, że ty.. - urwała w trakcie zdania.
- Odkąd tylko Cię zobaczyłem wiedziałem, że będę o Ciebie walczyć, więc teraz nie mógłbym odpuścić.
Nagle poczułem jak się uśmiecha i sam się uśmiechnąłem. Gdy byłem z  nią nie byłem tym okrustnym i masochistycznym potworem, jednak Caroline wiedziała jaki jestem naprawdę i nie przeszkadzało jej to.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać gołąbeczki.. - Damon wpadł do pokoju. - Czas jechać !
Popatrzyliśmy się na niego oboje i westchnęliśmy.
Na werandzie Caroline dała mi pełny uczucia pocałunek. Musiałem poczuć i nacieszyć się tym smakiem, ponieważ rozstawałem się z nią na dwa dni, a od jakiegoś czasu każdy dzień spędzaliśmy razem.
     Wsiadłem do samochodu, uśmiechnąłem się do Caroline i Rebekhi i wraz z Damonem ruszyliśmy z podjazdu w drogę.

[ z perspektywy Caroline ]
     Już czułam jak tęsknota za Klausem narastała, jednak wiedziałam, że muszę wytrzymać. Postanowiłam wraz z Rebekhą, że my także nie zaprzepaścimy takiej okazji wolnych dwóch dni i także zorganizujemy sobie weekend bez mężczyzn. Rebekha zaproponowała, żeby go spędzić w stylu ludzi, czyli wypożyczyć jakiś film i kupić słodyczę i fast-food. Przystałam na tą propozycję, bo czasem tęskniłam i sięgałam często w głąb pamięci ku mojemu staremu życiu.
     Siedziałyśmy w salonie na kocach, przed TV, opychając się niezdrowym jedzeniem.
- Jakie to uczucie? - spytała Rebekah.
- Nie rozumiem..
- Jakie to uczucie wiedzieć, że za tydzień wychodzisz za mąż?
- Sama nie wiem. Wciąż nie dochodzi do mnie ta myśl. Zawsze sobie wyobrażałam tą chwilę. Jednak, gdy zostałam wampirem.. wmówiłam sobie, że nigdy te wyobrażenia się nie spełnią, że nigdy nie pokocham kogoś tak jak on mnie, że nigdy nie założę rodziny i nie spotkam tej wyjątkowej osoby. Potem sobie uświadomiłam, że to jest możliwe, jednak tak naprawdę to poczułam, gdy poznałam Klausa. Oczywiście nie od razu.. a może od razu, tylko nie chciałam do siebie dopuszczać myśli, że mogę być z kimś takim jak on.
- Jednak nigdy nie będziecie mieli dzieci..
- To fakt. Nigdy nie będziemy ich mieli. - westchnęłam. - Jednak dla Klausa to dobrze, bo nie lubi dzieci. - zaśmiałam się.
- Zawsze o tym marzyłam.
- O czym ? O ślubie?
- O ślubie, o kimś z kim spędzę resztę życia, z kim będę miała dzieci, z kim się zestarzeję, z kim będę się opiekować wnukami. Jednak moje marzenia się nie spełnią.
- Przecież masz Damona.
- Damon.. jest kimś kogo nie wyczuje. Jednego dnia jest tak, a drugiego inaczej. Jednak w życiu nie będziemy mogli mieć dzieci, nigdy nie będzie końca. Rozumiesz?
- Rozumiem. - westchnęłam. - Czasem w życiu trzeba po prostu dać się ponieść uczuciom i nie myśleć o niczym więcej, bo wtedy nic nie będzie już dobrze.
- Może masz racje...
- Ja mam rację. - przysunęłam się bliżej niej i objęłam ją, a ona oparła głowę na moim ramieniu i znów wgapiałyśmy się obie w film.
Zastanawiałam się nad słowami, które powiedziała Rebekah. Reszta życia, wieczność, dzieci, wnuki - teraz tylko te słowa kłębiły się w mojej głowie.