sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty czwarty .

     Dojechaliśmy do domu i weszliśmy do środka. Chciałam pogadać z Klausem o tym wszystkim co się wydarzyło ostatnim czasem, ale widziałam po jego oczach, że jest potwornie zmęczony, chociaż nie chciał się do tego przyznać.
- Klaus. - podeszłam do niego. - Idź odpocząć, potem porozmawiamy.
- Dobrze. - skinął głową i poszedł do swojej sypialni.
Przystanął na tym tylko dlatego, że sam musi przemyśleć co ma mi do powiedzenia. Wyszłam na taras, na którym akurat siedział Damon z Rebekhą.
- Skarbie, możesz nas na chwilę zostawić ? - uśmiechnął się do niej.
- Jasne. - Rebekah wstała i weszła do domu.
- Widzę, że znów jest między wami wszystko ok.
- Chyba to mnie najbardziej kręci, że uwielbiamy się kłócić ze sobą, a potem godzić.
- Taaaak.. to na pewno bardzo ekscytujące.
- No dobra.. - westchnął. - O co chodzi ? Mów, chociaż wolałbym, żebyś wygadała się.. - nie dokończył, tylko wskazał głową dom.
- Może masz racje, ale jakoś tak, przyciągnęło mnie tu. - usiadła obok  niego.
- Sam nie wiem, ale potrafie się z tobą przyjaźnić. - westchnął. - To dziwne, bo myśle zwykle tylko o sobie i takie tam, sama wiesz, ale czuje, że.. - zatrzymał się jakby nie mógł uwierzyć w to co sam mówi. - czuje, że jesteś dla mnie jak siostra.
- To miłe Damon, na prawdę ! - uśmiechnęłam się.
- Tylko nikomu tego nie powtarzaj. - skrzywił się. - Uwierz mam 5 minut bycia miłym dla świata, więc streszczaj się.
- Nie wiem co powinnam zrobić. Co powiedzieć Klausowi po tym wszystkim co się wydarzyło.. co mi zrobił i jak mnie potraktował.
- Jakie wy macie problemy.
- My ?
- Wy, kobiety. - westchnął.
- Tak mi masz zamiar pomagać ? - walnęłam go pięścią w ramie.
- No dobrze, dobrze. Nie myśl o tym przed tą całą rozmową. Gdy zaczniecie rozmawiać będziesz wiedzieć co powiedzieć.
- Masz racje Damon.
- Wiem. Teraz ja chciałbym Ci coś powiedzieć.
- A więc słucham..
- Rebekah.- zawołał, a po chwili stała tuż obok niego. - Dziś w nocy wyjeżdżamy.
- Co? Gdzie? Jak to?
- Tak naprawdę nie wiemy gdzie, ale dość mamy już tych walk i tego wszystkiego, teraz troche pożyjemy imprezami. - odparła Rebekah.
- No nie wierzę, dwójka moich najlepszych i jedynych na chwile obecną, przyjaciół mnie zostawia.
- Dasz rade. - mrugnął Damon.
- Muszę, w końcu każdy z nas musi sobie jakoś to poukładać. Mówiliście już o tym Klausowi?
- Tak, już o wszystkim wie. - westchnęła Rebekah.
- To dobrze. - ja także westchnęłam. - Muszę iść się położyć. Za dużo wrażeń.
Weszłam do domu i poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w dresy i związałam włosy w niechlujny kok. Położyłam się na łóżko i zaczęłam się wpatrywać w okno i w gałęzie, które poruszały się na dworze w rytm wiatru. Gdyby nie to, że stałam się wampirem i wybrała miłość swojego życia raz, a dobrze to bym wiodła teraz całkiem inne życie. Ale byłoby lepsze? Damon twierdzi, że nie powinnam rozmyślać przed rozmową, która mnie czeka z Klausem, ale musiałam. Inaczej nie potrafiłam, taka już właśnie jestem. Zawsze byłam, lecz po przemianie to wszystko się nasiliło. Wiecznie coś w moim życiu nie szło po mojej myśli, miałam już tego w tej chwili dość, ale z drugiej strony przez to wszystko nie poznałabym Klausa. A może to był właśnie błąd, że go poznałam? No, ale jaka by była pewność, że gdyby nie Klaus nadal byłabym z Tylerem ? Przecież samo chodzenie do łóżka ze sobą to nie miłość. Z Klausem jeszcze to się w ogóle nie zdarzyło, a pomimo tego go kochałam i pragnęlam z nim być, przytulić się do niego, siedząc na kanapie w salonie, oglądając jeden ze starych filmów, które wybrał. Czy to właśnie miłość ? Możliwe, jednak wiedziałam, że nie mam szczęścia w związkach tak jak moja mama. Może właśnie dlatego wszystkie się rozlatują, bo nie potrafie w nich wytrwać i to przeze mnie ? Z Klausem może byliśmy oficjalnie jeden dzień razem. Ale w końcu jeśli nie spróbuje to się nie przekonam. A to właśnie o to chodzi w tym wszystkim, aby pokonać przeciwności losu i pokazać światu, że się myli. Więc może czas pokazać, że ja też zasługuje na odrobinę szczęścia ?
Podniosłam się i usiadłam na brzegu łóżka. Ułożyłam sobie jeszcze raz wszystko w myślach to co teraz się tam pojawiło i wstałam. Udałam się jak najszybciej do pokoju Klausa, a gdy już przed nim stałam, zapukałam leciutko w drzwi.

piątek, 12 października 2012

Rozdział dwudziesty trzeci .

Z perspektywy Caroline .
     Wiedziałam, że mnie usłyszał ! Czułam to, chociaż nic nie odpowiedział. W jednej chwili poczułam przypływ siły, w końcu odważyłam się, żeby wykrzyczeć to światu. Może teraz byłam samolubna, ale nie zależało mi na losie Tylera. Chciałam właśnie w tej chwili, aby po tym wszystkim co Klaus dla niego zrobił, wyniósł się z miasta, albo nie zbliżał się do mnie.
     Czekałam w oczekiwaniu, aż ta bariera w końcu ulegnie zniszczeniu. Wraz z Rebeką, chodziłam to w jedną to w drugą strone, a Kol obserwował wszystko z przymrużeniem oczu. Nagle gwałtowny rozbłysk i ciemność, a następnie wszystko wróciło do normy. Podniosłam się z ziemi, na którą upadłam w tym czasie i rozejrzałam się dookoła. Szukałam wzrokiem jedynej osoby, a mianowicie Klausa. Leżał na jednym ze strony pentagramu. Szybko podbiegłam do niego i podniosłam lekko jego głowe.
- Klaus.. - szepnęłam, gdy po policzku spływały mi łzy. - Ocknij się !!! - zaczęłam coraz głośniej piszczeć.
Bałam się. Bałam się, że to może być już koniec tego wszystkiego, co dobrze się nie zaczęło. Tak naprawdę cały świat był przeciwny temu, abyśmy w końcu mogli się sobą nacieszyć i naszym wspólnym szczęściem. Nagle poczułam lekki uścisk mojej dłoni i popatrzyłam na twarz Klausa, która właśnie w tym momencie lekko drgnęła. Pomału otworzył powieki i rozejrzał się na boki, po czym popatrzył prosto w moje oczy.
- Klaus ? Wszystko dobrze ?
- Wszystko dobrze, tylko ja nie jestem Klaus. - popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Co takiego ?
- Dlaczego właśnie widzę siebie? - usłyszałam głos Tylera.
Nagle zerwałam się na równe nogi i patrzyłam w jedną strone i drugą. Rebekah i Kol także stali i przyglądali się z pełnym zaciekawieniem i zdziwieniem.
- Zabrałem ci moc, której mieć nie chciałeś. - mówił Klaus, który był w tym czasie w ciele Tylera. - Jednak skutkiem ubocznym była zamiana ciał. - po tym zdaniu, zaczął coraz bardziej kląć.- Cholera jasna !
- Czyli ty jesteś Klausem ? - Rebekah wskazała na Tylera. - A ty Tylerem. - skierowała wzrok na ciało swego brata.
- Musimy jechać do Bonnie! Natychmiast.
Szybko pomogłam wstać Tylerowi, a raczej Klausowi uwięzionym w ciele mojego byłego chłopaka i usiadłam obok niego w samochodzie. W moich oczach było wiele emocji, lecz twarz zachowałam kamienną na tyle ile mi pozwalały te wszystkie wydarzenia. Miałam już dość. Czy chociaż raz nie mogłabym być szczęśliwa u boku Klausa i, aby żadne problemy już nas więcej nie dorwały ? Chciałabym. Bonnie musiała nam pomóc, bo jeśli nie to będzie dla mnie koszmar. Odkąd poznałam Klausa, Tyler już mnie tak nie pociągał, teraz już w ogóle tego nie robi. A teraz słowa, gesty i czyny Klausa będą podchodziły od ciała Tylera - nie wiedziałam co mam o tym myśleć, bo właśnie na widok ciała Klausa przechodziły mnie ciarki.
- Kochana.. - usłyszałam nie jego głos, lecz jego słowo. - Wciąż tu jestem. - wyszeptał mi do ucha.
To prawda, miał racje, powinnam się cieszyć, że w ogóle żyje, że jest przy mnie nie zależnie od niczego. A jednak nie mogłam oderwać myśli od tego, że w pewnym sensie nie żyje własnym życiem.
     Dojechaliśmy szybko do domu Bonnie, Rebekah była świetnym kierowcą. Lata, a nawet wieki życia pozwoliły jej się tego nauczyć. Kol pojechał swoim autem, od razu do domu, aby powiedzieć o tym reszcie i poprosił, że gdy tylko będziemy coś wiedzieć mamy do niego zadzwonić. Jak dla mnie, zamiana Tylera i Klausa była mu na rękę, Klaus w ciele Tylera nie posiadał już tyle mocy i Kol'owi jak najbardziej to wszystko pasowało. Wysiedliśmy na podjeździe przed domem, a Bonnie już stała na werandzie.
- Cześć. - powiedziała. - A co oni tu robią ? - zdziwiła się na widok Tylera i Klausa.
- To właśnie jest to o czym chce ci powiedzieć.. - westchnęła Caroline, a Tyler zjawił się obok niej, podtrzymując ją w pasie. - Zamienili się ciałami i proszę cię o pomoc.
- Oczywiście, wejdźcie ! - zaprosiła nas gestem ręki.


Z perspektywy Klausa.
     Czekanie, aż Bonnie znajdzie właściwe zaklęcie, było jak dla mnie bardzo długie. Nie chciałem spędzić wieczności w tym nędznym ciele, bez mocy, które posiadałem. Martwiłem się także o to, czy Caroline wciąż będzie chciała być ze mną. Wiedziałem, że Caroline mnie kocha, powiedziała mi to nie raz. Wiedziała także, że ja ją też. Jednak nie mogłem znieść myśli, że gdy będę musiał pobyć w tym ciele jeszcze przez jakiś czas to Caroline znów znacznie coś czuć do Tylera, nie mogłem przeboleć tej myśli.
- Mam coś ! - krzyknęła Bonnie i rozpaliła wszystkie świece, które były już ułożone w krąg.
Stanęła po środku tego i z jej ust zaczął się wydobywać potok słów. Coraz szybciej i szybciej mówiła, aż w końcu błysnęło białe światło, z nosa Bonnie polała sie krew, a wszystkie świece zgasły, natomiast ja upadłem z hukiem na ziemie.


Z perspektywy Caroline.
     Stałam osłupiła, nie wiedząc komu mam najpierw pomóc. Rebekah znów stała w kącie i płakała z wynikłej sytuacji. A to mi ciągle mówią, że płacze z byle powodu. Westchnęłam i podbiegłam do Bonnie. Lekko podniosłam ją, a jej oczy zaczęły się po chwili otwierać. Otarłam jej nos z krwi i pomogłam usiąść na jednym z foteli.
- Wszystko dobrze Bonnie ? - spytałam troskliwie.
Niestety ta przyjaźń, która łączyła mnie i Bonnie dawniej - zniknęła. Nie zniknęła jednak tak po prostu. Ona czarownica, ja wampir, który obdarzył miłością największego idiotę na tym świecie. Prawda jest taka, że po tym co zrobił Klaus na tym świecie już nikt go nie lubił, za to się bał i okazywał szacunek, a ja go pokochałam i za to najbardziej zostałam potępiona przez najbliższych.
- Caroline.. - usłyszałam ten znajomy akcent.
Podbiegłam do ciała Klausa i pomogłam mu wstać.
- Czy ty to ty ? - popatrzyłam w jego oczy.
- Tak, ja to ja.
- Auć.. - usłyszałam głos Tylera, który się ocknął. - Nareszcie sobą. Klaus.. - popatrzył na niego. - Czy wciąż jestem hybrydą ?
- Nie. - westchnął. - Pozostałeś tylko jednym, ja wypełniłem swoją obietnicę. Teraz ty raz na zawsze zostaw mnie i Caroline w spokoju. - westchnął Klaus, który był cały obolały pomimo nadmiaru swej mocy.


Z perspektywy Klausa.
     Tyler przez jakiś czas był w moim ciele, ale czułem, że nie potrafił posługiwać się moją mocą, która tkwiła w mym ciele. Był na nią za słaby, a ona wręcz zbyt silna. Przygarnąłem do siebie Caroline i cieszyłem się, że w końcu mogę ją przytulić. Wtuliła się we mnie radosna i pełna ulgi, że to już koniec tego problemu. Nagle zobaczyłem swą siostre, która stoi w kącie, a łzy lecą jej po twarzy.
- A ta głupia, czemu płacze ? - westchnąłem.
- Okaż troche miłości. - Caroline mnie potępiła za to co powiedziałem. - Ona jest na serio przejęta tym co się dzieje.
Podszedłem do Rebekhi i także ją przytuliłem. W końcu była ona moją siostrą, gotową skoczyć za mną w ogień.
- Bonnie tobie też chciałbym podziękować. - zwróciłem się w kierunku czarownicy. - Nigdy nie zapomne tego co dla mnie w tej chwili zrobiłaś i będę miał u ciebie dług wdzięczności. Dziękuje.
- Hm.. miłe oblicze Klausa, które nie załatwia wszystkiego poprzez groźby. Mogłabym się przyzwyczaić. - zaśmiała się Bonnie.
- To się napatrz, bo za chwilę wróci ten sam potwór co zawsze. - zaśmiałem się.
Po chwili opuściliśmy jej dom i jechaliśmy w milczeniu do domu, byłem ciekaw co tak naprawdę teraz myśli Caroline, wiedziałem, że gdy tylko dojedziemy czeka nas poważna rozmowa.