sobota, 30 czerwca 2012

rozdział piętnasty .

     Z rana bardzo wcześnie wstałam i poszłam się odświeżyć. Gdy wyszłam z łazienki na łóżku siedziała Rebekah.
- W co się ubierasz dzisiaj wieczorem ?
- Nie zastanawiałam się nad tym. - popatrzyłam zdziwiona.
- No właśnie, a ja nic nie mam. Więc, żeby się teraz rozluźnić pojedziemy na zakupy.
- Na zakupy ? - zastanowiłam się. - Jak najbardziej.
Ubrałam się w jakieś szorty i bluzkę z krótkim rękawkiem, a na nogi trampki. Pojechałyśmy samochodem siostry Klausa. Nigdy nie podejrzewałam, że uda mi się załapać tak dobry kontakt z nią.
- Jesteśmy. - uśmiechnęła się.
Wysiadłyśmy i weszłyśmy do centrum handlowego. Okazało się, że mamy podobny gust względem ubrań, więc w niektórych sklepach spędzałyśmy znaczną część czasu. Zakupy zajęły nam w sumie około czterech godzin. Niekiedy napotkałyśmy ludzi ze szkoły, którzy pytali się o moją nieobecność, lecz ja starałam się utrzymać wersję mamy, którą Damon mi przekazał. W sumie kupiłam sobie czarne rurki i do tego czarną szeroką bluzę, żeby nie krępowała moich ruchów. Buty także były mi potrzebne, więc wzięłam zwykłe czarno-białe nike. Rebekah także kupiła podobny strój, tylko jej bluza i buty zamiast czerni, były szare. Nie były one zbytnio w naszym guście, ale byłoby nam szkoda, gdyby inne ciuchy się zniszczyły dzisiejszego wieczoru.
     Kiedy wróciłyśmy do domu zastałyśmy wszystkich bardzo poddenerwowanych, a szczególnie Klausa.
- Co wy sobie myślałyście znikając tak ?!!
- Że znajdziemy fajne ciuchy ? - spytałam i wskazałam na torby z nimi.
- To było bardzo głupie i nieodpowiedzialne.
- Wyluzuj braciszku. - zaśmiała się Rebekah. - Nic się nikomu nie stało.
- A czy zdajesz sobie sprawe, że mogło się stać ? - popatrzył na nią.
- Nie i nie chce jej sobie zdawać. - westchnęła.
- Mogłyście chociaż zabrać telefony. - wtrącił Damon.
- Rozładowały się, więc zostawiłyśmy, żeby się naładowały. - uśmiechnęłam się.
- Dokładnie. - przytaknęła Rebekah.
- Nie wiem, czy powinniśmy się cieszyć, że się zaprzyjaźniłyście czy płakać.. - westchnął Elijah. - Myślałem, że tu zwariujemy przez zwariowanego Klausa.
- Hahaha. - zaśmiał się Kol. - To ci się udało.
- Nic się złego nie stało. - odparłam. - Przynajmniej troche zapomniałyśmy o tej bitwie. - westchnęłam. - Bo tutaj jak widać wszystko o niej przypomina.
- Właśnie, chodź do mnie. - Rebekah pociągnęła mnie na górę.
Poszłyśmy i rozpakowywałyśmy rzeczy do szaf.
- Myślałaś o tym jak po tym wszystkim będą wyglądać twoje, Bonnie i Eleny relacje ?
- Chyba tak.. nawet sporo o tym myślałam.
- I jak ?
- To już nie będzie to samo, zbyt wiele mnie od nich dzieli. One stały się inne, albo ja się stałam.. a może wszystkie ? Sama nie wiem, jednak to pewne, że wszystko się zmieni.
- Ja nigdy nie miałam przyjaciół. - westchnęła.
- Naprawdę ?
- Tak.. zawsze dużo podróżowaliśmy,  nie lubiliśmy normalnego życia. Moim najlepszym przyjacielem był Klaus, jednak potem nas pozabijał.
- Przywrócił do życia także.. - przypomniałam.
- Tak, to prawda. Jednak byłam na niego zła i to bardzo miałam mu to za złe, teraz już mi przeszło i na nowo mu ufam.
- Teraz masz też mnie.. - uśmiechnęłam się.
- No właśnie, w końcu jakaś dziewczyna, z którą moge normalnie się dogadać, chociaż na początku była ostra rywalizacja.
- Mamy podobne temperamenty. - pokiwałam przy tym głową.
- Zgadza się. - przytaknęła. - Ja także to zauważyłam. Jak to się w sumie stało, że poznałaś tak dobrze Klausa ? - zapytała głosem, przepełnionym ciekawością.
- Najpierw o mało co mnie nie zabił, a potem uratował.
- Czyli ?
- Skłonił mojego byłego chłopaka Tylera, którego przemienił w hybrydę, aby mnie ugryzł. A potem za pośrednictwem małego szantażu Stefana przyszedł i pomógł mi. Troche dziwne, ale prawdziwe.
- Czyli masz wobec Stefana jakiś dług ?
- Nie sądzę.. jesteśmy w sumie kwita. - zaśmiałam się. - A czemu pytasz ?
- Z ciekawości. Interesuje mnie to, chociaż nie wiem czemu. - wzruszyła ramionami.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się. - Wiesz co, pójdę do siebie troche jeszcze odpocząć, bo jestem zmęczona fizycznie jak i psychicznie.
- Ok, dobry pomysł. - uśmiechnęła się.
Poszłam do siebie i zamknęłam za sobą drzwi. Położyłam się spokojnie na łóżku i zaczęłam gapić w zachodzące słońce przez okno. Długo jednak nie mogłam się nacieszyć tym, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Prosze. - powiedziałam.
- To tylko ja. - usłyszałam głos Damona.
- Wiem, że to ty. Ktoś inny by na starcie zapytał czy nie przeszkadza. - rzuciłam przez ramie.
- Pewnie masz racje. - zaśmiał się. - Jak się czujesz? - usiadł na brzegu łóżka.
- Wiesz, bywało lepiej. Dobija mnie myśl, że przeze mnie dzisiejszej nocy ktoś może zginąć.
- Wyluzuj, nie zamartwiaj się tym na siłe.
- Ciągle mi to chodzi po głowie..
- Słuchaj.. jesteśmy chyba przyjaciółmi, znaczy z mojej perspektywy.
- No.. tak. - odparłam szczerze.
- Więc tak szczerze moge ci powiedzieć, że po pewnym czasie przyzwyczaisz się do śmierci bliskich ci osób. To boli i to bardzo, lecz potem staje się to innym odczuciem, staje się to monotonią twego życia..
- Miło wiesz..
- Może i nie, ale prawdziwie.
- Masz racje.. - odparłam i zapadło lekkie milczenie. - Podoba ci się Rebekah ?
- To pod chwytliwe pytanie ?
- Nie, ciekawskie.
- Jest fajna i seksowna. - zaśmiał się.
- Tak sądziłam ! - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Czyli ja się jej też podobam ?
- Może.. - odparłam. - nie ? a może i tak ? nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
- Tylko się nie baw w swatkę, zadbam o siebie. - mrugnął.
Cieszyłam się, że przyszedł, bo od razu humor mi się poprawił. Może Damon i był zwykłym palantem, a może sprawiał tylko wrażenie takie, lecz gdy się go bliżej poznaje, można się z nim zaprzyjaźnić. Co jak co, ale ten wampir potrafi poświęcić życie za swoich bliskich, chociażby się tego wypierał. 

wtorek, 26 czerwca 2012

rozdział czternasty .

- Caroline.. - usłyszałam cichy szept.
- Tak ? - zaspana otworzyłam lekko oczy.
- Jesteśmy. - odparł i zgasił silnik samochodu.
- Ale gdzie ?
- U mnie, to jak na razie najbezpieczniejsze dla siebie miejsce. - odparł i wysiadł z samochodu.
Podążyłam jego śladem i weszłam do środka.
- To jest zły pomysł.
Weszłam do salonu, gdzie Klaus przystanął i się rozejrzałam. Na kanapie przy kominku siedziała Rebekah, Elijach i Kol. Patrzyli na mnie każdy z innym wyrazem twarzy.
- Hej, nie przesadzajmy, jeszcze nikomu przeze mnie nic sie nie stało.
- Jeszcze.. - wycedziła Rebekah.
- Siostro. - upomniał ją Klaus.
- Nie wtrącaj się. - tym razem to ja go upomniałam. - Ona ma racje, przeze mnie może się coś stać któremuś z was, a ja na to nie pozwole.
- Czyli co zamierzasz zrobić ?
- Spokojnie, rozwiązanie już dawno jedno mam. - odwróciłam się na pięcie i powędrowałam w stronę drzwi.
- Nigdzie nie pójdziesz. - stanął nagle na mojej drodze.
- O, serio ? No to patrz. - jednym ruchem powaliłam go na ziemie i wyszłam z domu.
- Caroline, czekaj. - usłyszałam głos rodzeństwa Klausa, ale nie zwracałam na niego uwagi.
Szybko pobiegłam do domu i stanęłam na werandzie, myśląc co mam dalej zrobić. Nagle usłyszałam cichy szelest. Szybko wzięłam do ręki krzesło i cisnęłam w nieznajomego.
- Spokojnie, przychodze w pokoju. - odparł Elijah.
- Co ty tu robisz ? - spojrzałam na niego, gdy w końcu wyłonił się z mroku.
- Wróć do nas do domu. Przemyśleliśmy to wszystko i chcemy ci pomóc.
- Nie moge was narażać i waszego życia.
- A swoje możesz?
- To co innego..
- Nie, to nie jest co innego. - przerwał mi. - Jeśli ty zginiesz, Klaus także przepadnie.. albo jeszcze bardziej zagłębi się w zło. To jest mój brat. I jak każdy wie, jest z niego niesamowity dupek, ale martwi się o najbliższych.
- Zabił was... - przypomniałam.
- Pomińmy ten fakt. Chciał dobrze, ale mu nie wyszło jak często się zdarza.
- Racja. - wzruszyłam ramionami.
- Wracając do tematu, chce dla niego jak najlepiej, więc proszę wróć i porozmawiamy na spokojnie. - popatrzyłam na niego i pobiegliśmy w strone ich domu.
Weszliśmy po cichu, więc mogłam z łatwością usłyszeć kłótnie Klausa z rodzeństwem. Udaliśmy się do salonu i wszyscy umilkli.
- Caroline. - uśmiechnęła się Rebekah. - Powaliłaś jednym ruchem mojego braciszka. Imponujące. Pomoge ci, nawet jeśli miałabym poświęcić swoje życie.
- Ja także pomoge. - uśmiechnął się Kol.
- Dziękuje. - wyszeptałam i uśmiechnęłam się do nich.
- Chodź pokaże ci twój pokój. - siostra Klausa pociągnęła mnie w stone schodów.
- Dlaczego sie tak kłóciliście ? - spytałam w drodze.
- Zaraz ci wytłumacze.
Weszłyśmy do jednego z pokoi. Był piękny i duży. Kolor ścian był kremowy, a wszystkie dodatki były zrobione z brązowego kamienia. W pokoju były jeszcze jedne drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki.
- Podoba ci się ? - popatrzyła na mnie  z uśmiechem i usiadła na fotelu
- Jasne, że tak. - odparłam.
- Wracając do twojego pytania. - westchnęła. - Na pewno zdążyłaś zauważyć, żę Klausowi bardzo na tobie zależy. Jednak przed tą walką z tymi pierwotnymi nie powinien się angażować w nic, bo nie wiadomo jak to wszystko się potoczy.
- Zgadzam się z tym.
- No widzisz, jednak on nie. Jest taki, że nawet gdyby nie miał racji, dla siebie zawsze ją ma.
- Cały Klaus, ale uwierz jak na razie nic nie będzie.
- To nie ty zabiłaś Matta prawda ? - spytała nagle.
- Nie.. to nie byłam ja.
- Tak sądziłam..
- Dlaczego ? Nawet moi przyjaciele mnie o to posądzili.
- Ja wzięłam pod uwage to, że nie mogłabyś zabić kogoś na kim ci zależało.
- Tak, był i nadal pozostanie moim przyjacielem.
- Nic więcej nie było ? - zdziwiła się.
- Przez jakiś czas byliśmy w sobie zauroczeni, jednak tak naprawdę to nigdy nie była miłość. On ci się bardzo spodobał, prawda ?
- Szczerze ? To nie, ale tak na początku mi się wydawało. - westchnęła.
- Rozumiem, nasze uczucia są czasem błędne, niestety. - odparłam.
- Dziękuje. Nie jesteś taka zła jak myślałam. - uśmiechnęła się.
- I ty też. - zaśmiałam się.
Przez jakiś czas jeszcze gadałyśmy, śmiałyśmy się i wyżalałyśmy. Nigdy nie sądziłam, że będziemy potrafiły nawiązać, aż tak dobry kontakt.W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł Kol i oznajmił, że Damon właśnie wpadł. Wstałyśmy i zeszłyśmy na dół. Wszyscy siedzieli na kanapie, więc my postanowiłyśmy troche postać.
- Jaki jest plan ? - spytał w końcu Elijah.
- Wyruszamy do lasu, żeby odnaleźć ich i wyzwać na pojedynek. - odparł Klaus.
- Przydałyby się jakieś dodatkowe siły.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Gadałem z Jeremym. Jest mu strasznie przykro i przeprasza, ale nie wiedział co się wtedy działo, był tak jakby zahipnotyzowany. To są czarownicy, więc poprosiłem Bonnie o pomoc.
- Co takiego?!- zdenerwowałam się.
- Jeremy i tak jej wyjaśnił co się wydarzyło, a ona powtórzyła Elenie, która powiedziała Stefanowi, a ten natomiast powiedział twojej matce. Więc Bonnie i Stefan obiecali pomóc, a do tego jeszcze Katerina także weźmie w tym udział. - wszyscy popatrzyliśmy na niego pytająco. - Ma spory dług wobec mnie. - wyjaśnił.
- Nie powinniśmy narażać tylu osób.
- Im nas więcej tym większe szanse. - odparła spokojnie Rebekah, kładąc swoją rękę na moje ramie.
- Pewnie masz racje.
- Zawsze ją mam. - zaśmiała się.
- Kiedy wyruszamy ? - spytał Kol.
- Jutro wieczorem. - odparł cicho Klaus.
Wszyscy pokiwaliśmy głowami na znak zgody i każdy się rozszedł. Damon na pożegnanie obiecał, że przekaże wszystko reszcie. Swoją drogą zauważyłam jak na siebie dzisiaj zerkali wraz z Rebekahą, ale nic już się nie odzywałam. To był kolejny trudny dzień. Nigdy nie sądziłam, że czeka mnie życie pełne wampirów, wilkołaków, czarowników, krwi, śmierci i tego wszystkiego. Ale jednego się nauczyłam odkąd jestem wampirem, że nigdy nie można się poddać bez walki. Położyłam się na łóżku i przeniosłam w świat snu. A w nich znów pojawiła się moja prapraprababka.
- Witaj Caroline. - uśmiechnęła się.
- Witaj.. jak ty masz właściwie na imie?
- Estera.
- Estera? Ciekawe imię. - uśmiechnęłam się.
- Chciałabym wam jutro pomóc, ale nie wiem jak.
- Jak to możliwe, że o wszystkim wiesz? Czy tamci czarownicy też tak mogą ?
- Nie, bo oni nie są z żadnym z was powiązani.
- Rozumiem. - odparłam.
- Wracając do tego.. jakbym mogła wam pomóc ?
- Moja znajoma, jest także czarownicą. Będzie za pewne rzucać zaklęcia ochrony i czy mogłabyś..
- Skontaktować się z nią duchem i pomóc ? - dokończyła za mnie.
- No właśnie, o to mi chodziło.
- Oczywiście, że tak. Przynajmniej w małym stopniu odkupie swoje winy i jakoś wam pomoge. Gdyby nie ja to nie mielibyście teraz takich kłopotów.
- To nie nasze pierwsze i zapewne też nie ostatnie kłopoty. Gdyby każdy z nas się obwiniał to już dawno byśmy źle skończyli.
- Widzę, że się bardzo zmieniłaś od kiedy stałaś się wampirem. Istotą pijącą krew, ale żyjącą bardzo ludzko. Kto by pomyślał, że prapraprawnuczka czarownicy będzie wampirzycą. - zaśmiała się lekko.
- Tak, ja też w sumie nie. - uśmiechnęłam się. - Pomimo tego wszystkiego, cieszę się, że cie poznałam. - popatrzyłam na nią.
- Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą. - przytuliła mnie do siebie. - Tak bardzo bym chciała także poznać twoją matkę, a moją praprawnuczkę.
- Poznasz, obiecuje. - ścisnęła lekko jej rękę. - Jak to się wszystko skończy, to cię zapoznam z nią, a jeśli nie to ty przekażesz jej wiadomość o mej śmierci, chciałabym, żeby to zrobiła bliska osoba mojej rodziny i ktoś kto jednym pstryknięciem palców potrafi zmieniać nastrój człowieka. - zaśmiałam się.
- Jak to możliwe, że mówiąc o śmierci ty jesteś tak spokojna ?
- To normalne w moim świecie, naprawdę. - znów się zaśmiałam.
- Więc muszę częściej do niego wpadać. - także się zaśmiała. - Muszę już iść Caroline, kochanie. - ucałowała mnie w głowe. - Niech wszystkie dobre duchy będą z tobą i abyś wierzyła w to o co walczysz. - uśmiechnęła się. - Nie poddaj się.
- Nie zamierzam. - uśmiechnęłam się.
- Słodkich snów skarbie.
- Tak, słodkich snów babciu. - uśmiechnęłam się, a ona coraz bardziej przemieniała się w mgłę, aż w końcu  stała się już tylko powietrzem.

sobota, 23 czerwca 2012

rozdział trzynasty .

     Przeszukaliśmy wszystkie miejsca i dane, które mogłyby wskazać jakiś trop, aby odnaleźć moją prapraprababkę. Jednak nic nie znaleźliśmy. Wynajęliśmy pokój w hotelu, żeby troche odpocząć. Siedziałam na swoim łóżku smutna wpatrując się w okno, gdy obok mnie usiadł Klaus.
- Damy rade.
- Damon dzwonił. - powiedziałam nagle.
- Co mówił?
- Powiedział, że nie wie co mi znowu pierdolnęło do łba i że jest na mnie zły, ale ufa mi i nie będzie mnie szukał ani nic. Jedyne co mam zrobić to wrócić cała i zdrowa.
- Spokojnie, wrócisz.. ja już tego dopilnuje. - popatrzyłam na niego, a on się lekko uśmiechnął.
- Zmieniłeś się..
- Wiem.. miałaś w tym bardzo spory wpływ. - popatrzył głęboko w moje oczy.
Nagle.. trzask.. krzyk.. ból. Myślałam, że moja głowa eksploduje. Spadłam z łóżka, trzymając się za głowę, zwijałam się na podłodze z bólu. Klaus szybko wstał i uklęk przy mnie, starając się mnie uspokoić. Na marne, ból jak widać sam musiał przejść. Troche to potrwało, a on cały czas trzymał moją rękę w swoich dłoniach. Gdy ból ustąpił popatrzyłam przekrwionymi oczami na niego.
- Nie wiem co to było.. - westchnęłam.
- Spokojnie. - lekko przytulił mnie do siebie.
- To ten hałas z lasu, ale jak.. - wlepiłam wzrok w ziemie.
- Damy rade.
Nagle ktoś lekko zapukał do drzwi. Usiadłam na łóżku, a Klaus poszedł otworzyć. Do pomieszczenia weszła osoba w czarnej pelerynie. Gdy stanęła tuż na przeciw mnie i zdjęła kaptur z głowy, ujrzałam tą samą osobę co w śnie.
- Szukałaś mnie.. - westchnęła niecierpliwie.
- To prawda. - wstałam gwałtownie i gdy się zachwiałam, Klaus mnie podtrzymał. - Skoro ja ciebie nie mogłam znaleźć, to jak ty mnie ?
- Jestem czarownicą. Zresztą co jakiś czas sprawdzam co u ciebie. - odpowiedziała łagodnie. - Co cię tu sprowadza ?
- Chce wiedzieć kto to jest..
- Nie powinnaś.
- Ale chce ! - uniosłam głos. - Przepraszam.. ale po prostu chce wiedzieć. Te.. istoty zagrażają mojemu życiu i moich przyjaciół. Chce wiedzieć jak z nimi walczyć.
- Nie pokonasz ich..
- Ale przynajmniej spróbuje, a nie ucieknę i pozwolę, żeby znęcali się nad kimś z mojej przyszłej rodziny.
- Przykro mi, że tak to widzisz.. - spojrzała. - powiem ci. Są to pierwotni czarownicy.
- No, świetnie. Nie miałaś już z kim zadzierać. - westchnęłam.
- Jak można ich pokonać? - wtrącił Klaus.
- Jest pewien sposób.. pierwotnego może pokonać pierwotny.
- Yhmm.. - chwile zastanawiał się nad jej słowami. - Ile ich jest ?
- Czterech.
- Czyli teraz wiem dlaczego to wszystko dzisiaj było w mojej głowie. Uciekłam im i tylko tak mogli sprawić bym nie zapominała, że przed nimi nie ma ucieczki.. tylko teraz ten okropny ból.
- Nie moge wam pomóc.. jestem zbyt słaba. - westchnęła. - Życzę wam szczęścia, gdy tylko będę widzieć, że potrzebujesz mej pomocy Caroline, natychmiast się z tobą skontaktuje.
- Dziękuje. - podeszłam i ją przytuliłam.
Nie minęło wiele czasu, a rozmyła się jak mgła.
- Co teraz ? - spytałam, nie spoglądając na Klausa, dlatego, że bałam się jego odpowiedzi.
- Wracamy do domu.
- Eh. Dziękuje za wszystko co dla mnie robisz. - podeszłam bliżej i nagle nasze usta się spotkały.
To był krótki pocałunek, lecz na pewno zapadnie mi w pamięci. Spojrzeliśmy sobie w oczy i wymieniliśmy uśmiechy.
- Dobranoc. - rzucił i poszedł do swojego pokoju.
- Dobranoc. - szepnęłam.
     Położyłam się spać, jednak przewracałam się z boku na bok. Ostatnie wydarzenia naprawdę zakręciły mi w głowie. Co będzie dalej ? Jedno pytanie, a ja wciąż nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Tak naprawdę nikt nie potrafił. W końcu kto może wiedzieć co się komu przytrafi ? Co najwyżej jakaś zdolna czarownica. Przyszłość zawsze może się zmienić. A co z pocałunkiem moim i Klausa ? To było teraz już dla mnie proste.. to wszystko udowodniło mi, że z dnia na dzień zakochuje się w nim. Tylko dlaczego ? Jak zawsze na końcu spotka mnie cierpienie i zostane sama. A może w jego przypadku będzie inaczej ? Może na prawdę będzie przy mnie i stanie się lepszą istotą?
- Caroline.. - usłyszałam jego szept.
- Tak ?
- Gotowa do drogi ?
- To już rano ? - zdziwiłam się.
- No.
- Czyli całą noc spędziłam na gapieniu się w sufit.
- Jeśli chcesz to możemy zostać dłużej.
- Nie trzeba. Tylko.. co do naszego pocałunku.
- Poniosła nas chwila.. wiem, że jak na razie nie chcesz w nic się bardziej wplątywać, więc to uszanuje. Zaczekam. - uśmiechnął się i wziął nasze rzeczy.
Wymeldowaliśmy się z hotelu i poszliśmy do samochodu. Po ruszeniu w droge w końcu zasnęłam. Nie wiem w sumie tylko dlaczego teraz.. może po prostu czułam się bardziej bezpieczna ? Naprawdę nie wiedziałam. Teraz jednak nie mogę zawracać sobie tym głowy. Czeka mnie stanięcie twarzą w twarz z pierwotnymi czarownikami, którzy oczekują mojej śmierci, może zginąć przeze mnie wiele osób, a do tego jedynymi osobami na jakie moge liczyć do Klaus i Damon. Tak, w moim życiu
 nigdy nie jest nudno. To bardzo trafne określenie.

______________________________________________________________________
Filmiki o Klausie i Caroline stworzone przeze mnie ; )
http://www.youtube.com/watch?v=LBI5i9LKFIw
http://www.youtube.com/watch?v=GFM3hZ3Mimk&feature=relmfu
pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mojego bloga i przepraszam za rozdział trzynasty, który nie wyszedł mi najlepiej ; (.. :*

środa, 20 czerwca 2012

rozdział dwunasty .

     Szłam przez las, było już ciemno. Zastanawiałam się wciąż czy dobrze postąpiłam uciekając. Wiedziałam jednak, że już nie ma odwrotu. Myślałam nad zachowaniem Klausa, gdy zobaczy, że mnie nie ma. Nagle pożałowałam, że myślami byłam gdzie indziej. Ktoś mnie szybko złapał za rękę.
- Myślałaś, że cię nie wytropie ? - usłyszałam głos przepełniony tym znajomym akcentem. - Zapamiętaj, że hybrydy mają podwójnie dobry węch.
- Tak, teraz będę pamiętać.
- Co ty kombinujesz ? - spytał. - Naprawdę uważasz, że to jest rozwiązaniem problemu ?
- Nie.. nie widzisz, że idę w przeciwnym kierunku ? Jak najdalej od tych odgłosów.
- No więc gdzie zamierzasz iść ?
- Zamierzam odnaleźć tą moją prapraprababkę.
- W jakim celu ?
- Ona wie co to za stwory i czym są. Jeśli się dowiemy tego to będziemy wiedzieć jak je możemy pokonać.
- A co zamierzasz dokładnie ? Wiesz gdzie mieszka ?
- Nie, ale pójdziemy tam, gdzie są zapisy takich rzeczy.
- Powiedziałaś w liczbie mnogiej. - zauważył z przebiegłym uśmiechem na ustach.
- Miałam na myśli swój telefon. - odpyskowałam i pomachałam nim przed jego oczyma.
- No dobrze niech ci będzie. Jednak mam lepszy pomysł.
- Jaki ? - zaciekawiłam się.
- Wróćmy do domu i pojedziemy tam gdzie sobie zażyczysz samochodem.
- Bez gadania ?
- Bez.
- Yhy, a gdzie nas Damon ma dopaść ?
- Nic mu nie mówiłem.
- Naprawdę ?
- Tak. On ci ufa, spokojnie.
- No dobra. - przytaknęłam. - Na pewno zrozumie moją decyzje. Tylko na ciebie będzie zły.
- Tak.. jakoś nie zależy mi na tym, żeby mnie lubił.
Doszliśmy do samochodu Klausa i wrzuciłam wszystkie swoje rzeczy do samochodu.
- Weź coś jeszcze, przyda Ci się, bo tak prędko tutaj nie wrócimy.
- No dobrze. - pobiegłam szybko do domu, czując na sobie spojrzenie Klausa.
Spakowałam jeszcze kilka ciuchów i troche woreczków z krwią i wróciłam na dwór. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy.
- Zahaczymy jeszcze o mój dom, ponieważ muszę także wziąć kilka swoich rzeczy.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. - Dziękuje, za wszystko co teraz dla mnie robisz. Ale wiesz o tym, że nie musisz ?
- Tak wiem, ale chce.
Stanęliśmy pod jego posiadłością i szybko pobiegł do domu po swoje rzeczy. Naprawdę szybko, bo nie minęło 5 minut, a on już był z powrotem. Wsiadł na fotel kierowcy i ruszył.
- Ok, mam nadzieje, że się nie pomylimy. No to ruszamy do urzędu jakiegoś, gdzie można byłoby to sprawdzić.
- Myślisz, że nam się uda? Że są jakieś szanse ?
- Tego nie wiem, ale zawsze warto spróbować. - westchnął i uśmiechnął się pocieszająco.
- Była do mnie bardzo podobna, tylko że o wiele piękniejsza. - uśmiechnęłam się, gdy myślami znów wróciłam do wspomnień.
- Nie sądze, aby to było możliwe.
- Ale co ?
- No, być piękniejszym od ciebie.
- Haha, weź daj spokój. - zaśmiałam się.
- Co cie tak najbardziej nakłoniło, żeby mi zaufać ? - spytał poważnie.
- Sama nie wiem. Udowodniłeś siłe swojej dobrej strony i tak szczerze.. - uśmiechnęłam się. - bardzo urzekł mnie twój uśmiech i akcent z jakim wymawiasz słowa.
- Miło mi to słyszeć. - uśmiechnął się. - Wiedziałem, że nikt, nawet taka silna osobowość jak ty, nie da rady się oprzeć mojemu urokowi.
- Haha, nie dawno odkryłam, że go ten urok w tobie jednak na serio jest. 
- Czy kiedykolwiek byłaś zakochana? - spytał, przerywając cisze, która właśnie nastała.
- Tak byłam. A ty ?
- Raz, kiedyś i teraz chyba też się pomału zakochuje. - popatrzył na mnie.
- Serio ? - zdziwiłam się. - W kim ? W Damonie? - zaśmiałam się, żeby troche rozluźnić atmosfere.
- Daj spokój. - uśmiechnął się pod nosem. - Chodziło mi o Ciebie. Czy mam jakieś szanse, czy powinienem się skończyć łudzić?
- Szansa zawsze jest. - uśmiechnęłam się. - Po prostu nadal coś czuje do Tylera, nie chce cie ranić tym.
- Rozumiem. - uśmiechnął się szerzej. - Ważne, że mam o co walczyć.
- Zawsze jest o co walczyć. Po tylu latach powinieneś o tym doskonale wiedzieć.
- Przestaniesz mi w końcu wypominać ile lat mam? - zaśmiał się.
- No właśnie, wiem ile masz lat, ale tak naprawdę nie wiem w jakim wieku się zatrzymałeś. - popatrzyłam na niego.
- Miałem 20 lat i w tym wieku także już pozostałem. - westchnął. - Ty już zawsze będziesz miała 17.
- Tak, czasem z tego powodu jest mi przykro, a czasem nie. Wiecznie młoda, wieczna zabawa w życiu.
- Tak to prawda. - uśmiechnął się. - Tylko po pewnym czasie ta zabawa ci się nudzi, a oczekujesz od życia czegoś więcej.
- Rozumiem cię. W końcu nie będę przez cały czas chodzić na dyskoteki i takie tam. Po pewnym czasie będę chciała spotkać miłość taką prawdziwą i będę musiała się też przeprowadzać.
- Tak, to jest minus takiego życia, chociaż po kilkunastu latach możesz wrócić i powiedzieć, że jesteś jakąś strasznie podobną kuzynką. - zaśmiał sie.
- Ty jesteś bardzo popularny wśród wampirów.
- Tak wiele czeka na moją śmierć.
- Ja nie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Kiedyś na pewno na to czekałaś.
- W końcu skrzywdziłeś wiele bliskich mi osób.
- A teraz ?
- Teraz to tylko ty i Damon jesteście moimi bliskimi osobami. - westchnęłam. - Teraz wiem na kogo można naprawdę liczyć. - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.

piątek, 15 czerwca 2012

rozdział jedenasty .

     Szłam przez las. Było czuć lekki i chłodny wiatr, lecz zarazem przyjemny. Słychać było szum liści między sobą. Znałam drogę, którą szłam, tylko nie mogłam skojarzyć skąd. Gdy doszłam na miejsce, uderzyła we mnie nagle fala wspomnień. Wszystkie były związane tylko z jedną osobą.. Tylerem. Szłam dalej i usiadłam na jednej z nielicznych ławek, która tam była.
- Co ja tu robie? - rozejrzałam się dookoła.
Nagle głośny pisk rozległ się w moich uszach. Odruchowo przytknęłam do nich swoje ręce tak, aby chociaż w małym stopniu uciszyć to w mojej głowie. Po pewnym czasie przestało, a ja znów otwierając pomału oczy, rozejrzałam się dookoła. Nie wiedziałam co to było i dlaczego mnie tak dręczyło. Teraz miałam kolejne pytanie związane z tym miejscem. Dlaczego tutaj mnie to wszystko zaprowadziło? Wiedziałam, że coś się dzieje złego, lecz tak naprawdę nie wiedziałam co. Nagle usłyszałam cichy szelest w krzakach.
- Kto tam jest? - rzuciłam pytanie, które poniosło echo.
Silne uderzenie w plecy sprawiło, że poleciałam do przodu. Nie mogłam nic powiedzieć. Czułam się tak, jakby słowa uwięzły w moim gardle.
- Caroline.. Caroline.. - ktoś cicho zaczął szeptać moje imię.
Podniosłam głowę do góry, ale nikogo nadal nie widziałam. W miarę możliwości wstałam jak najszybciej. Odzyskałam równowagę i ruszyłam dalej. Znowu usłyszałam mocny pisk.
- Co to do cholery jest ?! - krzyknęłam bezsilnie.
Nagle zobaczyłam kogoś za pniem drzewa. Podbiegłam i zobaczyłam dziewczynę. Była piękna. Miała blond długie włosy i niebieskie oczy. Zdawało mi się jakbym ją już gdzieś spotkała w przeszłości. Była do mnie podobna i to mnie najbardziej zdziwiło.
- Nareszcie jesteś. - powiedziała łagodnie.
- Nareszcie? A miałam wpaść wcześniej? Przepraszam nie dostałam żadnego zaproszenia.
- Posłuchaj. - złapała mnie za ręce. - Jestem jedną z twoich przodkiń. Jestem także czarownicą.
- Ale ja jestem wampirzycą. I do tego przemienioną. Jestem pewna, że nie jestem czarownicą.
- Tak, wiem o tym. Posłuchaj mnie, a będziesz o wszystkim wiedzieć. - obie usiadłyśmy pod drzewem. - Jestem twoją prapraprababką. Lecz jestem ostatnią z rodu czarownic. Ta magia, która zostawała przekazywana z pokolenia na pokolenie, została nam odebrana. Ja wyjechałam stąd. Jednak moi wrogowie o mnie nie zapomnieli. Któryś z nich spotkał cię, lecz wyczuł, że to nie ja. Teraz próbuję cie zwabić do siebie, abyś wyrównała rachunki za mnie.
- Ale co oznaczają te piski i wrzaski ?
- Codziennie przyprowadzają tutaj ludzi, aby się nimi pożywić.
- Kto taki ?
- Sama musisz się tego dowiedzieć. - westchnęła.
- Damon i Klaus o żadnych morderstwach mi nie wspominali.
- Nie chcieli cie tym martwić.
- Chodźmy do nich, opowiedz im o tym wszystkim.
- Nie moge. Caroline.. - popatrzyła. - To jest twój sen, a ja się tu tylko duchem pojawiłam. Zbyt ryzykowne byłoby przyjście tutaj.
- Rozumiem. Miło było cię spotkać. - uśmiechnęłam się do niej.
- Mi ciebie też. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Miałaś ciężko w życiu, chociaż nikt nie wiedział co tak naprawdę przeżywasz. Wpadałam do ciebie czasami i sprawdzałam co słychać. Pogubiłaś się troche w swoim życiu, ale odnajdziesz właściwą drogę, musisz być po prostu cierpliwa. - przytuliła mnie.
- Ale.. mam do ciebie tyle pytań.
- Żegnaj. - powiedziała i już jej nie było.
- Poczekaj... - poprosiłam ze łzami w oczach.

     Obudziłam się i zobaczyłam, że na dworze nastał już wieczór. Damon nadal oglądał seriale.
- O, wstałaś. - powiedział, nie patrząc na mnie.
- Zgadza się.
- To dobrze. Chciałem ci powiedzieć, że muszę już jechać, bo Stefan do mnie wydzwania, a ostatni sms od Eleny brzmi, że jeśli nie pojawie się zaraz w domu to Bonnie mnie wyszuka.
- To spadaj. - ziewnęłam.
- Dobra, trzymaj się Caroline. - wstał i poszedł do drzwi.
- Pa ! - krzyknęłam i usłyszałam otwierane i zamykane drzwi.
Nagle do głowy wpadła mi myśl, żeby pójść do tego miejsca i tam skąd pochodzą te hałasy. Podniosłam się i nałożyłam adidasy na stopy. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Jeden krok do przodu i będę na zewnątrz. Już unosiłam nogę, gdy nagle usłyszałam cichy szelest i znalazłam się na podłodze, przygnieciona przez Klausa.
- No nie.. - na mojej twarzy pojawił się lekki grymas.
- Nie denerwuj mnie. Po co chciałaś wyjść?
- Zejdź ze mnie to ci wyjaśnie.
- Nie uciekniesz ?
- Nie. - westchnęłam.
Oboje wstaliśmy z podłogi i przeszliśmy do salonu.
- Co ty wyprawiasz ?! - krzyknął.
- Nie krzycz na mnie do cholery! - zdenerwowałam się.
- Caroline.. - starał się opanować emocje. - Dlaczego chciałaś to zrobić?
- Miałam sen. - wyjaśniłam.
- Aha, miałaś sen ?
- No, przecież mówie.
- Przez sen mogłaś stracić życie ? Co to za bzdura.
- No nie wierzee. - wyrzuciłam ręce w górze i zaraz je opuściłam.
- Dobrze, opowiedz mi o tym. - popatrzył na mnie już spokojny.
- Gdy spałam porozumiała się ze mną moja prapraprababka. Jest czarownicą, ostatnio z naszego rodu. Powiedziała, że to są jacyś jej wrogowie, którzy mają z nią porachunki, a że wiedzą, że jestem z nią spokrewniona to chcą się zemścić na mnie.
- Dobrze, a jak wyjaśnić te wrzaski i piski i w ogóle ?
- To są ofiary i uczta tych osób.
- A kto to jest ? osoby czy jakieś inne stworzenia ?
- Tego mi nie powiedziała. - westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
- No dobrze, a więc teraz zadzwonie do Damona i powtórzę mu to wszystko, a ty masz czas, żeby ochłonąć.
- Dobra. - przytaknęłam też głową.
- Odejdę troche dalej, bo nie mam zasięgu. - wkurzył się na telefon i wyszedł.
Pobiegłam szybko na górę i przebrałam się w czarne rurki, białą bokserkę i szarą bluzę z kapturem. Na nogi szybko założyłam szare tenisówki i zbiegłam na dół. Włożyłam do torby kilka woreczków z krwią i wodą. Kilka batonów energetycznych też wrzuciłam i zabrałam telefon ze słuchawkami. Otworzyłam okno tak cicho jak to tylko było możliwe i wyszłam. Pobiegłam w stronę lasu i teraz wiedziałam, że muszę być ostrożna.

czwartek, 14 czerwca 2012

rozdział dziesiąty .

     Siedzieliśmy jeszcze pewien czas, gdy Klaus zakomunikował, że musi już iść. Wstaliśmy w jednym czasie i skierowaliśmy się w kierunku drzwi.
- Dziękuje za to co dla mnie zrobiłeś. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział głosem przepełnionym cudnym akcentem. - Dobrze wiesz, że dla ciebie wszystko.
- Tak, to miłe. - zaśmiałam się.
- Do zobaczenia Caroline.
- Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się i obserwowałam jak wychodzi. - Poczekaj. - powiedziałam, a on zatrzymał się na schodach.
Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
- Jeszcze raz dziękuje. - szepnęłam i wróciłam do domu, zamykając za sobą drzwi.
Wróciłam do salonu i włączyłam telewizję. Z kuchni wzięłam sobie szklankę i butelkę Coli. Usiadłam, przykrywając się kocem i oglądałam kolejne odcinki Chirurgów. To był mój ulubiony serial, którego odcinki znałam na pamięć, ale nigdy mi się nie nudził. Ten i jeszcze 90210. To są moje dwa ukochane seriale, które pozwalają się przenieść w ich świat. Nagle w mojej głowie zajaśniało pytanie, co się stało z Taylerem ? Od wieczora kiedy mnie ogryzł nie odezwał się, a ja miałam tyle na głowie, że nawet o nim nie myślałam. To znaczy, że nie zależy mi już na nim ? Na to wygląda. Nagle z myśli wyrwał mnie dzwonek telefonu. To był Damon, który czekał przed drzwiami. Wstałam i odstawiłam szklankę na stół, otworzyłam drzwi.
- Cześć.
- No witam. - odparł, wchodząc do domu i chowając komórkę do kieszeni. - Klaus dał mi znać, że pojechał, a nie wiadomo co to coś może zrobić, więc wpadłem na swoją zmianę.
- Eh, czuje się okropnie, że musicie mieć takie dyżury, żeby siedzieć ze mną. - westchnęłam.
- Daj spokój. Lepsze to niż słuchanie Stefana i Eleny pouczających się nawzajem.
- Myślałam, że czujesz coś do Eleny.
- Bo czuje. Ale jest inna w mojej obecności, a inna w jego. On ją zmienia, co mnie bardzo denerwuje.
- No tak, zauważyłam. Tęsknie za nią. - uśmiechnęłam się lekko. - Ale nie mam zamiaru się pojawiać tam.
- Pytały o ciebie nie raz.
- Serio ? - zdziwiłam się.
- Wiedzą, że się z tobą kontaktuje, ale mam to gdzieś. Nie olewam znajomych tak jak oni, tym bardziej, że mam do ciebie zaufanie.
- Ciesze się. - uśmiechnęłam się.
- Serio? - zaśmiał się.
- Serio.  W tym momencie mogę tylko na ciebie i Klausa liczyć. Wiem, że na mame też bym mogła, ale nie chce jeszcze bardziej mieszać jej w życiu.
- Daj spokój. Nie myśl o tym teraz ! Odpoczywaj.
- Ile można? - popatrzyłam na niego. - Dobrze, że mam telewizor i komputer. No i oczywiście dużo żarcia !
- Hahaha, a krew ? - spytał.
- Mam, zaopatrzyłam się. - uśmiechnęłam się. - Bez tego by było najtrudniej. Jeszcze do tego nie wychodzę z domu.
- W końcu zaczniesz. Najpierw musimy się dowiedzieć co to może być, a żeby tak było to musimy być troche silniejsi niż jesteśmy. Ostatnie walki zabrały nam troche energii, więc musimy najpierw trochę odczekać, bo inaczej będzie po nas.
- Rozumiem i wytrzymam tu tak długo jak będzie trzeba, ale jednak będę musiała troche ponarzekać.
- Dobra, koniec tych emocjonalnych rozmów.
- Tak, masz racje. - zaśmiałam się.
- Co ty oglądasz ? - zaczął się śmiać.
- Chirurgów, więc jeśli chcesz zostać to musisz przeżyć i też pooglądać. - popatrzyłam na niego, a on wzruszył ramionami.
- Masz coś mocniejszego ?
- Mam tylko piwo.
- Trudno, jakoś przeżyję, więc niech będzie. - westchnął.
- Dobra, jeśli chcesz. - zaśmiałam się i poszłam po dwa piwa.
Wyjęłam i postawiłam na stoliku.
- Życzysz sobie szklankę, czy zniżysz się do poziomu taki jak mój i wypijesz z puszki ?
- No cóż, wypije z tej puszki. - odpowiedział teatralnym głosem.
- Jak masz łaske robić to lepiej w ogóle nie pij. - pokazałam mu język.
Siedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać. Co jakiś czas słyszałam głośne komentarze Damona na temat aktorów i postaci, których grają. Nie zwracałam jednak na to uwagi, bo wiedziałam, że tak naprawdę wciągnął go ten serial. Co jakiś czas nawet przez to zaczynałam się śmiać. Nawet nie wiedziałam, kiedy nastała noc. Nagle jednak znów był pisk i krzyk. Były głośniejsze niż w poprzednich dniach.
- Dzisiaj jest głośniej. - powiedziałam.
- Całą noc tak jest ? - rozejrzał się po salonie.
- Zależy, ostatnio było tylko pół. Tylko teraz już nie przemawia przede mnie strach, tylko ciekawość. Co to może być ? I dlaczego tutaj ? To zawsze było bardzo ciche miejsce. Gdyby to był normalny dźwięki, np. głośnia muzyka, jakieś samochody albo motory, a to ciągle są krzyki, piski. Ktoś cierpi, ale nie wiem kto i to mnie teraz zastanawia i co tego kogoś doprowadza do takiego cierpienia.
- Tego się musimy właśnie dowiedzieć. - wstał z miejsca i podszedł do okna.
Uchylił lekko firankę i spojrzał przez okno. Wpatrywał się w nią długi czas, aż w końcu przeniósł spojrzenie na mnie.
- Pustka..
- No, dziwisz się ? Tu jest totalne zadupie. Zero sklepów ani nic.
- Nie o to chodzi. - pokręcił głową. - Mam na myśli, że nikogo nie widzę. Ciekaw jestem skąd ten hałas się wydobywa. Jednak sam nie będę ryzykował sprawdzeniem.
- No prosze. Damon Salvatore docenia życie.
- To, że czasem lubie zaszaleć to nie znaczy, że chce umrzeć.
- Mogę iść z tobą. - wstałam i skierowałam się do drzwi.
- No nie wydaje mi sie. - szybko zmaterializował się przede mną. - Nigdzie nie pójdziesz, nawet ze mną.
- Ysz.. - warknęłam i wróciłam do salonu.
- No ciesze się, że się rozumiem. - uśmiechnął się.
Nagle hałas ucichł i po pewnym czasie pojawił się znów, tylko o wiele bardziej silny.
- Nie wytrzymam kolejnej nocy. - westchnęłam, pociągając łyk piwa.
- Mam pomysł. - usiadł obok i podgłosił dźwięk w telewizorze. - Wracamy do chirurgów. - westchnął.
- No dobrze. - uśmiechnęłam się i skoncentrowałam na telewizorze. 

piątek, 8 czerwca 2012

rozdział dziewiąty .

     Pisk. Krzyk. Hałas. Szybko wstaje z łóżka i biegnę do okna. Nic nie widać, nic nie ma. Strach jednak jest we mnie. Co teraz powinnam zrobić ? Nic nie otwierać ani nic. Ok, ale co jeśli to coś nie jest tym co ja.
- Tego Damon nie wziął pod uwage. - powiedziałam cynicznie.
Szybko wróciłam do łóżka i wzięłam telefon do ręki. Klaus czy Damon?
- Abonent ma wyłączony telefon lub jest po za zasięgiem. - zaczęłam przedrzeźniać głos w słuchawce.
Szybko wybrałam numer do Klausa, w nadziei, że chociaż on odbierze. Usłyszałam jego głos po dwóch sygnałach. Poprosiłam, aby przyjechał, bo znów się dzieje coś strasznego, zgodził się. Czekałam, a hałas nie ustawał. Nagle tylko przycichł i usłyszałam szelest butów na schodach. Teraz to już się bałam całkowicie. Jednak drzwi się uchyliły, a w progu stanął Klaus.
- No nareszcie. - odetchnęłam z ulgą.
- Ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się.
Byłam ubrana w czarną bokserkę i niebieskie bokserki. Zaśmiałam się tylko.
- Dziękuje, bardzo.
Usiadł obok mnie na brzegu łóżka, hałas znów się troche głośniejszy pojawił i co jakiś czas było słychać pisk.
- Co to może być ?
- Sam nie wiem. - Klaus rozejrzał się po pokoju. - We dwoję nie powinniśmy tego sprawdzać, jest to zbyt niebezpieczne.
- Masz racje. - westchnęłam. - Obudziłam Cię albo coś, bo jeśli byłeś zajęty to bardzo Cię przepraszam.
- Nie, nie. Spokojnie. Siedziałem i trochę rysowałem, nic ważnego.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się na wspomnienie jego dzieł, które widziałam. - Dlaczego nigdzie ich nie pokazujesz ? Kiedyś byłyby warte całkiem sporo.
- Maluje dla przyjemności. Nic więcej mi nie potrzeba.  - popatrzył w okno. - Ojciec mówił, że to jest bezsensowne i w niczym nieprzydatne. Twierdził, że nie jestem prawdziwym mężczyzną, skoro bazgrzę na kawałkach jakiś płócien.
- Wyrażasz tak swoje uczucia, to nic złego. - zdenerwowałam się lekko.
- Każdy ma inny pogląd na to wszystko. - lekko zaśmiał się pod nosem, lecz wciąż patrzył w ten sam kierunek. - Malowałem wtedy w ukryciu. Mojej siostrze bardzo się prace podobały, więc często chodziłem z nią w głąb lasu, udając, że idziemy na spacer, a tak naprawdę malowałem, a ona mogła na jakiś czas od wszystkiego odpocząć. Potem się ojciec dowiedział, ale dzięki matce nie ponieśliśmy żadnej kary. Jednak zaprzestałem rysować. Gdy stamtąd odszedłem po pewnym czasie znów zacząłem.
- I bardzo dobrze, bo masz wielki talent. I to nie fair jakby się zmarnował w sposób, że ktoś Ci zabraniał go pokazywać. - wyrzuciłam z siebie potok słów.
- Masz rację. Tak samo ja wyrażam przez to uczucia jak ty przez śpiew.
- Śpiew ? - zdziwiłam się.
- No daj spokój, widziałem i słyszałem na jednym z nagrań z tego baru Grill, twój występ.
- A. - zaśmiałam się. - To nic takiego.
- Moim zdaniem, bardzo wiele. - uśmiechnął się. - Masz przecudowny głos.
- Dziękuje. - odparłam.
- Wszystkie hałasy ucichły.
- Tak, masz racje. Nawet przez tą rozmowę, zaczęłam je ignorować, chociaż wciąż zastanawiam się o co może chodzić.
- Dowiemy się. Musimy się dowiedzieć. - westchnął.
Nagle oboje zaczęliśmy ziewać i się śmiać. Wskazałam mu miejsce obok siebie na łóżku, lecz on odmówił i powiedział, że będzie spać  na kanapie.
- Daj spokój, nie pozwolę Ci spać na kanapie, jest troche nie wygodna. Łóżko jest duże, a to przecież nie jest nic niestosownego. - wstałam i wzięłam do ręki dresy. Szybko włożyłam na nogi i wróciłam do łóżka. Klaus położył się obok mnie, jednak zachowywał pewną odległość, co mi się zresztą bardzo spodobało. No, bo w końcu co za dużo to nie zdrowo. Położyliśmy się, bez kołdry i widać, że oboje byliśmy zmęczeni, bo szybko zasnęliśmy.

     Rano poczułam bardzo smakowite zapachy, dobiegające z kuchni. Klausa już nie było. Wstałam szybko i poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Nałożyłam na siebie zwykłe rurki i jedną z koszulek. Zeszłam żwawym krokiem na dół i zastałam Klausa przygotowującego śniadanie w kuchni.
- A z jakiej to okazji ? - usiadłam przy barze kuchennym.
- Bez okazji, po prostu pewnie o tym nie wiesz, ale moją drugą pasją jest gotowanie. A dobre śniadanie, jest dobre nawet dla wampira. - uśmiechnął się.
Zrobił jakieś specjalne tosty i coś jeszcze, nie chcąc mi powiedzieć dokładnie. Było przepyszne, gdy zjedliśmy odstawiłam naczynia do zmywarki i wzięłam dwie butelki po wodzie z krwią. Poszłam do salonu i dałam mu jedną, po czym usiadłam na fotelu.
- Było świetne. Gotujesz prawie tak cudownie jak malujesz. - uśmiechnęłam się.
- Miło to słyszeć. - skinął głową, z uśmiechem na twarzy.
Gdy zanurzyłam się w tak samo znakomitym smaku krwi, usłyszałam deszcz, który stuka w szyby oraz dach. Nie lubiłam kiedy tak padało. Nagle zadzwonił mój telefon. Odstawiłam buteleczkę na bok, stawiając ją na półce. Na wyświetlaczu pojawiło się imię - Damon. Nacisnęłam " odbierz " i przystawiłam telefon do ucha. Wytłumaczył mi, że nie mógł odebrać telefonu, ponieważ mu się rozładował, a on tak wczoraj imprezował, że od razu położył się spać. Cały Damon - szczera prawda. Ja wytłumaczyłam mu mniej więcej co działo się w nocy, ale robiłam co jakiś czas pauzy, żeby się z nim o coś posprzeczać. Może niektóre odzywki jego były chamskie, ale takie same były także niektóre z moich. Słyszałam cichy śmiech Klausa, lecz nie patrzyłam na niego. Po skończonej opowieści, Damon spytał czy Klaus jest nadal u mnie. Odparłam, że tak, więc powiedział, że to dobrze i musi kończyć, więc pożegnałam się i rozłączyłam.
- Wy się okropnie traktujecie, jednocześnie zabawnie, ale się do tego przyzwyczailiście. - popatrzyłam na Klausa, a on na mnie.
- Masz racje. - przyznałam. - Ale za to właśnie go mniej więcej lubię. Szczerze tak to nie wiem jakbym sobie poradziła bez niego. Nie okłamujemy się i mamy chyba do siebie zaufanie, to mi się po prostu podoba.
- To on cie ugryzł i zabił.
- Wiem, ale życie wampira nie jest takie złe. W sumie to mi się całkiem podoba, chociaż wiem, że to pewnie dziwnie brzmi. - uśmiechnęłam się.
- Nie, to jest zrozumiałe. Ja też na początku nie bylem zadowolony, że stałem się takim kimś. Jednakże teraz nie wyobrażam sobie, że miałbym umrzeć, chyba, że w obronie kogoś bardzo dla mnie ważnego. - uśmiechnął się, patrząc na mnie.
- Tak, to normalne odczucie. - uśmiechnęłam się i znów zatopiłam w smaku krwi.

czwartek, 7 czerwca 2012

rozdział ósmy .

     Podniosłam się lekko. Bólu głowy nie czułam. Jednak nie wiedziałam gdzie dokładnie jestem, lecz po chwili wszystkie wydarzenia z poprzedniego wieczoru wróciły. Jak mogłam tu przyjechać ? Co mnie do tego w ogóle podkusiło ? Nie mam pojęcia. Szybko wstałam i przebrałam się w swoje rzeczy. W głowie pojawiła mi się tylko jedna myśl " To Klaus był przy mnie w najgorszej chwili, a przyjaciele ocenili mnie bez podstaw, nie ufając mi ". Wiedziałam, że nie mogę na jakiś czas pojawiać się w szkole. Zbyt wiele by mnie to kosztowało. Zbyt bolesne byłoby to dla mnie. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer do Damona. Poprosiłam, żeby tu po mnie przyjechał, nie pytając o nic, zgodził się. Nie warto ukrywać tego, że to tutaj przyjechałam, gdy miałam problem. Zeszłam po cichu na dół.
- Nie pożegnasz się ? - usłyszałam jego głos i pomału się odwróciłam.
- Myślałam, że śpisz.
- No na pewno. - westchnął.
- Posłuchaj. Wiem, że nie jesteś taki na jakiego się kreujesz. - stanęłam bliżej niego. - Pomogłeś mi w jednym z najgorszych dni mojego życia. Hej, no bo w końcu czasem jesteś maksymalnym dupkiem, ale kiedyś byłeś człowiekiem i wiesz co znaczy mieć serce i uczucia. - patrzył na mnie, nie przerywając mi. - Każdy plecie, że wampir może wyłączyć swoje emocje , uczucia i takie tam. A to nie prawda, po prostu zagłębia je w sobie, a to nie jest rozwiązanie. Jak już mówiłam, każdy ma dwa oblicza. I uwierz, znam twoją tą dobrą stronę i ją lubie. - uśmiechnęłam się. - Więc dziękuje za to co dla mnie zrobiłeś, a teraz idę, bo Damon po mnie przyjechał.
Bez słowa skinął mi głową i się lekko uśmiechnął, a ja opuściłam jego dom, kierując się od razu do drzwi samochodu. Wsiadłam bez słowa i od razu ruszyliśmy.
- Przejdźmy do tego momentu, w którym pytam dlaczego wybrałaś właśnie to miejsce ?
- A gdzie miałam pójść? - spytałam spokojnie.
- Było trzeba do mnie zadzwonić.
- Posłuchaj, nie stanąłeś wczoraj w mojej obronie, a zresztą i tak nie wracam tam.
- A gdzie pojedziesz ?
- Chce się gdzieś zaszyć. - wyjęłam karteczkę z adresem. - Zawieź mnie tutaj, mógłbyś ?
- No dobra. - westchnął.
Jechaliśmy w ciszy. W sumie cieszyłam się z tego powodu, bo nie miałam ochoty na tłumaczenie się ze wszystkiego, chociaż wiedziałam, że jest to nieuniknione.
- Czy niektóre wampiry posiadają dar czytania w myślach ?
- Serio ? - popatrzył na mnie z niedowierzaniem. - Znowu się Zmierzchu naoglądałaś ?
- Nie. Tak tylko.
I znów to milczenie. Po pewnym czasie dojechaliśmy do miejsca, które wskazywał adres. Była to mała działka z małym drewnianym domkiem.
- Czyj to dom ? - spytał, gdy wysiedliśmy z samochodu.
- No, dostałam od taty w dzień urodzin, tylko nic nie mówiłam.
Weszłam do środka i zachichotałam.
- Damonie pozwalam Ci wejść.
- Dziękuje bardzo. - odparł i przekroczył normalnie próg.
Weszliśmy do salonu i rozpaliłam od razu w kominku, ponieważ lubiłam taką atmosferę.
- Tutaj zamierzasz zostać ?
- Na jakiś czas tak. - westchnęłam. - Mam wrócić tam i na razić się znów na wyzwiska i to wszystko ? Myślą, że to ja go zabiłam.
- A to nieprawda.
- Dlaczego ty mi wierzysz?
- Jaki miałabyś cel w jego śmierci? Tym bardziej, że to twój przyjaciel, z którym kiedyś byłaś, więc już jest dla mnie wszystko jasne.
- Dobrze, że nie jesteś takim dupkiem jak wszyscy mówią.
- A o tobie mówią, że jesteś wariatką i mają racje. - odpyskował. - Kogo kryjesz ?
- Dowiesz się w swoim czasie, na razie ci nie powiem, bo zrobiłbyś coś co potem by miało gorsze konsekwencje i nas wszystkich zdenerwowało.
- Już mnie denerwuje.
- Widzisz, a co by było jakbyś się dowiedział ? Wolę nawet o tym nie myśleć. - zaśmiałam się.
- Dobra, muszę spadać, bo znając życie i tak będę się musiał spowiadać gdzie byłem.
- No proszę, Damon kontrolowany. - zachichotałam.
- Weź, skończ.
- Dobra, już nic nie mówię. - poszłam za nim do drzwi.
- To do zobaczenia, kiedyś wpadnę. - wyszedł.
- Trzymaj się. - zamknęłam za nim drzwi i wróciłam do salonu. - Najpierw trzeba zrobić jakieś dobre żarcie.
Poszłam do kuchni i z szafki wyjęłam wielką paczkę chipsów. Przesypałam ją do miski, a do szklanki nalałam sobie Coli Zero. Usiadłam wygodnie na kanapie w salonie, postawiłam na stoliku przed sobą wszystko i włączyłam telewizor.
     Prawda była taka, że byłam teraz sama. Chociaż nawet Damon mi pomógł i takie tam to wiem, że w ostateczności stanąłby po stronie Eleny. Wiem także, że źle zrobiłam w stosunku do mamy. Nie powinnam wyjeżdżać bez słowa, tym bardziej, że zaakceptowała to kim jestem. Następnym razem przy spotkaniu z Damonem napomknę temat o swojej mamie. Kocham ją, ale boje się także zarazem jej reakcji. Czasem potrafi zaskoczyć negatywnie, ale pozytywnie - jednak w tym przypadku nie wiedziałam jak zareaguje. Ciekawe też co słychać u Jeremego, czy udaje, że nic się nie stało, czy jest zwyczajnie tak jak było kiedyś. Byłam ciekawa czy coś zrobi z tym, że wzięłam za niego odpowiedzialność. Mam nadzieje, że teraz nie odbije mu do głowy coś jeszcze głupszego.
Tak chciałabym, żeby Matt tu był. W sumie od najmłodszych lat się znaliśmy i prawda była taka, że.. się nie cierpieliśmy - przyznałam. Dopiero potem jakoś ten kontakt nam się polepszył, ale to tylko dzięki temu , że był chłopakiem Eleny, a byliśmy obydwoje jej ważniejszymi przyjaciółmi w życiu. A jeszcze potem sama nie wiem jak to się stało - zostaliśmy parą. Jednak, gdy stałam się wampirem, było to dla niego zbyt wiele - w sumie to mu się wcale nie dziwiłam. Nagle usłyszałam bardzo głośny huk. Zaraz potem krzyk. Podeszłam do drzwi, ale nie chciałam wyglądać przez okno, ani nawet otwierać niczego. Szybko wróciłam do salonu i przykryłam się kocem. Zmęczenie wzięło nade mną górę i zasnęłam.

Obudziłam się, gdy na dworze już pojawiły się pierwsze promienie słońca. Gdy szłam do kuchni, rzuciło mi się w oczy coś na szybie. Podeszłam więc i z daleka widziałam, że to jakiś napis.
- Bądź czujna. - przeczytałam pomału i od razu w moje nozdrza uderzył zapach krwi.
Ludzka krew, której jeszcze wczoraj tu nie było. Szybko rzuciłam się w strone telefonu i wybrałam pierwszy na liście numer.
- Damon, to ważne. Przyjedź jak najszybciej. - powiedziałam, po czym bez żadnych wyjaśnień się rozłączyłam.
Minęło pół godziny za nim przyjechał, w tym czasie zdążyłam się umyć i ubrać w jakieś świeże ubrania. Nie wszedł do środka, zastałam go stojącego na werandzie przed oknem.
- Kto to zrobił ?
- Nie mam pojęcia. Usłyszałam mocny hałas, ale bałam się wychodzić. A rano pojawiło się to.
- Nie mam wyjścia. - Damon oddalił się troche ode mnie i wyjął telefon.
Po pewnym czasie rozmowy wpatrywał się w ulice. Nie miałam zbytnio ochoty stać i co jakiś czas zerkać na ten napis, więc weszłam do środka. Wzięłam sobie wode i co jakiś czas brałam kolejne kilka łyków.
- Caroline ! - usłyszałam zniecierpliwionego Damona, więc poszłam z powrotem w jego strone.
- Klaus ? - zdziwiła mnie jego obecność.
- Witaj. - skinął lekko głową.
- Wejdźcie. - zamknęłam za nimi drzwi.
- Wiem, że od jakiegoś czasu jest coś nie tak. - zaczął Damon. - Ale nie jestem wciąż pewien swojej teorii. Tylko jedna osoba może ją potwierdzić. - westchnął i wskazał na mnie.
- Ja ? - zdziwiłam się.
- Co się stało tamtego wieczoru ? Musisz mi powiedzieć.
- Matt podobno chciał popełnić samobójstwo, ale Jeremy był przy nim. Tyle wiem.
- I Jeremy nie próbował go powstrzymać albo chociaż nam o tym powiedzieć ?
- Najwyraźniej nie. - westchnęłam.
-  Ktoś chce nas za wszelką cene rozdzielić. Klaus. - popatrzył w jego stronę.
- Tak ?
-  Czy jeśli coś by się działo to możemy liczyć na twoją pomoc i twojego rodzeństwa.
- Poszczególnych osób na pewno. Ale jaką masz pewność, że to nie my, skoro nas wtajemniczasz.
- Co jak co, ale nie zrobiłbyś czegoś takiego Caroline. - przy tych słowach także na niego popatrzyłam.
- Fakt. - zaśmiał się aktorsko.
Jeszcze chwilę posiedzieli i ustalili jak ma to wyglądać wszystko. Zbytnio nie włączali mnie do tej rozmowy, chyba, że chodziło o pytanie na które tylko ja znałam odpowiedź. A skoro tak, to także ich nie słuchałam. Myślami byłam przy wydarzeniu z przedwczorajszego wieczoru. To wszystko do mnie wracało i uderzało z potężną siłą w moją podświadomość. " Matt nie żyje. Jeremy zniknął. Elena i Bonnie mnie nienawidzą i nie mają zaufania " - to wszystko nasuwało mi się co jakiś czas w myślach.
- Caroline. - usłyszałam głos przepełniony cudownym akcentem.
- Hm ? - ocknęłam się i zobaczyłam, że oboje się mi przyglądają.
- Słuchasz nas ? Mówimy, że musimy już jechać, ale jak coś to masz dzwonić. I pamiętaj nikomu nie otwieraj, a jak już to z łaski swojej nie zapraszaj do środka. - poprosił z sarkazmem Damon.
- Dobra.
- Nie martw się o nic. Jak coś to masz do nas po prostu dzwonić, a jeśli któryś nie będzie mógł przyjechać to przyjedzie ten drugi.
- Tak, logicznie brzmi. - uśmiechnęłam się. - Dobra, spoko. Jakoś sobie poradzę.
- Mam nadzieje. - westchnął Damon.
Oboje wyszli, szybko wsiadając do swoich samochodów. Czyżby się dogadali ? W sumie to się bym wcale nie zdziwiła. Chociaż pewnie tego nie zauważyli to są do siebie podobni. Pewnie to tylko moja opinia, ale w końcu zawsze mi powtarzają, że znam się na ludziach, więc w tej sytuacji na pewno też się nie pomyliłam.
    
     " Dobrze, że chociaż wzięłam laptopa " powtarzałam w myślach. Leżałam na łóżku z popcornem i colą. Nie zalogowałam się na żadnego rodzaju komunikatory. Nie chciałam odpowiadać na różnego rodzaju pytania. Podobno matka pytała Damona, gdzie jestem. Odpowiedział, że jestem cała i zdrowa i żeby się nie martwiła, bo nie ma takiej potrzeby, przytaknęła tylko w odpowiedzi i poszła. Wiem, że byłam jedną z podejrzanych. W końcu logiczne, że ginie człowiek - nie wiadomo z jakiej przyczyny, a osoba z jego najbliższego otoczenia znika. Tak, to bardzo dziwnie i podejrzanie brzmi. Byłam zamieszana w sprawę, ale nie byłam jej winna. Jednak czułam się inaczej. Może dlatego, że nie powiedziałam prawdy?
- Nie! - odpowiedziałam na głos. - Starałam się, ale to brak zaufania przeważył wszystko. Mam dość, skoro nikt z nich nie chciał mnie wysłuchać i uwierzyć to i ja przestaje się tym przejmować. Chce jedynie i marzę o tym, aby znaleźć przyczynę tej śmierci. Policja tego nie zrobi, a zapewne Bonnie, Elena i Stefan też nie ruszą tyłka. Muszę zrobić to ja - z pomocą Damona, albo bez. - westchnęłam cicho i włączyłam jakiś film.

niedziela, 3 czerwca 2012

rozdział siódmy .

     Weszłam do środka, gdy nagle zobaczyłam jak Jeremy idzie bardzo szybko w strone jednego z pomieszczeń. Miał dziwny wyraz twarzy, wydawał się wręcz bardzo zdenerwowany. Pospiesznie poszłam za nim. Gdy wszedł za drzwi, dyskretnie wślizgnęłam się za nim i zaczaiłam w kącie, żeby sprawdzić co robi. Nagle dostrzegłam ciało leżące na podłodze. Klatka piersiowa nie podnosiła się, ani nie opadała. Przyjrzałam się bliżej, lekko już przestraszona i dostrzegłam Matta. To był Matt. Matt, z którym przyjaźniłam się od najmłodszych lat, chociaż nie zawsze się lubiliśmy. Jeremy podszedł do niego bliżej i wyszeptał coś w stylu " Żegnaj Stary.. "
- Co do cholery ? - dłużej nie wytrzymałam, a Jeremy odwrócił się przestraszony.
- Sam zadecydował. Miał dość. - westchnął.
Szybko podbiegłam i uklęknęłam przy nim. Pulsu już nie było, krew w jego żyłach zatrzymała się. Robił się coraz bledszy. Nagle usłyszałam pukanie drzwi i głosy moich przyjaciół.
- Uciekaj.. - wyszeptałam do Jeremiego.
- Nie..
- Uciekaj.. to ty za to oberwiesz, a już dość się nacierpiałeś.
- Nie możesz wziąć za to winy.
- Ja jej nie biore, ale bronie ciebie ! Uciekaj przez to zasrane okno. - spojrzałam w jego oczy, a on posłusznie kiwnął głową.
Gdy wydostał się na zewnątrz, zaczerpnęłam duży łyk powietrza i czekałam na wyrok, który zaraz miał zapaść. Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszli Elena, Bonnie, Damon oraz Stefan.
- Caroline? - spytała Elena. - Co ty.. ? - nie dokończyła pytania, ponieważ w połowie spostrzegła do kogo należy to ciało.
- Co się stało?! - Bonnie podbiegła i złapała Matta za rękę.
- Nie żyje.. - wyszeptałam.
- Jak to się stało ?
- Nie wiem.. po prostu weszłam i on leżał.
- Nie wierzę. - wycedziła Elena przez zęby.
- Spokojnie. - szepnął Stefan.
- Nie. Widzę po niej, że wie co się stało. I do tego te sny Bonnie, że kogoś zabija i za to przeprasza. Wszystko się składa w całość. Tylko czemu Matt?!
- Posłuchaj to naprawdę nie ja. - popatrzyłam w jej oczy, przepełnione łzami.
- Albo powiesz co się stało, bo wiem, że coś wiesz, albo wynoś się z mojego życia.
- Elena. - powiedziałam. - Myślisz, że mogłabym zrobić coś takiego ? A w szczególności Mattowi ?
- Teraz nie wiem co myśle.
- Bonnie może coś powiesz ? - popatrzyłam na nią, a ona odwróciła wzrok. - No pięknie.
- Wybacz Caroline, ale to wszystko tak wygląda. - wypowiedziała te słowa szeptem.
- Wiecie co.. - machnęłam ręką.
Nachyliłam się nad Mattem i pocałowałam go w policzek. Wyszeptałam mu do ucha, tylko " przepraszam, że nie przyszłam wcześniej, żegnaj " - to wszystko na co było mnie stać.
Popatrzyłam jeszcze raz na wszystkich obecnych oprócz mnie, zobaczyłam na ich twarzach różne odczucia, ale widziałam, że nie mają ochoty ze mną przebywać.
- Przepraszam, ale nie moge powiedzieć prawdy. - wyszeptałam i wyszłam przez jedno z okien.
Co się właśnie stało ? Nie wiem. Matt, ciągle to do mnie nie dociera. Jeszcze wczoraj widziałam go uśmiechniętego, a dziś martwego ? Jak to możliwe ? Nie przyzwyczaję się do myśli, że go tu nie ma. Ciągle mam wrażenie, że to tylko sen i zaraz się obudzę i będę się zbierać na imprezę. Jednak to była rzeczywistość. Smutna prawda i tak bardzo bolesna. Nie wrócę do domu - nie mogę.
- Muszę się napić.
Wsiadłam w samochód i pojechałam do najbliższego sklepu. Ludzie byli trochę zdziwieni widokiem dziewczyny w sukience, z rozmazanym makijażem, kupującą Whisky.
- Skoro Damonowi pomaga to może i mnie też. - westchnęłam po cichu i poszłam do kasy.
Zapłaciłam za wszystko i pobiegłam do samochodu. Zaczął padać deszcz, a ja wyjmowałam po jednej butelce i piłam, ciągle prowadząc samochód. W końcu dojechałam pod dom Klausa, dlaczego ? Sama nie wiem, po prostu jechałam tam, gdzie chciałam się znaleźć. Jednak nie myślałam, że to będzie właśnie jego dom. Dopiłam kolejną butelkę i lekko zataczając się podeszłam do drzwi, stukając w nie. Gdy w końcu się otworzyły, ujrzałam w nich Klausa.
- Caroline ? - zdziwił się moim widokiem.
Było widać, że nie dawno wrócił, ponieważ nie zdążył się nawet przebrać.
- Zgadza się. - wybełkotałam. - Chociaż dla moich przyjaciół teraz jestem morderczynią.
- Jesteś pijana.
- A ty jesteś spostrzegawczy.
- Wejdź. - przepuścił mnie w drzwiach, a ja idąc zahaczyłam jedną o drugą nogę, lecz Klaus szybko mnie złapał.
- Sytuacja opanowana. - zaśmiałam się i weszłam w głąb domu.
- Teraz wiem, że nawet wampir po alkoholu nie ma takiej gracji. - zamknął za mną drzwi.
- Możliwe, że troszeczkę przesadziłam.
- Troszeczkę ? - spytał. - Chodź do mojego pokoju, bo niedługo może moje rodzeństwo wrócić.
- Ok. Ale ty idź pierwszy. - zaśmiałam się.
Trochę zajęło mi dotarcie na szczyt schodów, jednak humor mnie nie opuszczał w ogóle. Gdy dotarłam udałam się za nim, do jego sypialni. Usiadłam na łóżku, a on na fotelu, które stało przy biurku.
- Opowiedz mi co się stało.
- Znalazłam ciało mojego przyjaciela, który być może popełnił samobójstwo, a być może Jeremy, brat Eleny, pomógł mu. Gdy go zastałam tam, kazałam uciekać, a mnie zobaczyli i powiedzieli, że albo przyznam co się stało naprawdę, albo mam spadać z ich życia. Wybrałam to drugie, skoro nie chcieli mi uwierzyć, że to ja. - zdenerwowałam się.
- Spokojnie. Wszystko się wyjaśni. - usłyszałam ten jego świetny akcent.
- No, całkiem możliwe. A potem wyszłam stamtąd i poszłam się udryndolić Whisky.
- Bierzesz przykład z Damona. - zaśmiał się.
- Tak i nawet mi to pasuje. - także się zaśmiałam.
- Przyszłaś z nim dzisiaj.
- A co zazdrosny ? - zaśmiałam się jeszcze bardziej.
- No pewnie. - uśmiechnął się.
- Wiesz co, chyba powinnam sobie znaleźć jakiś nocleg na dziś, więc muszę już wyruszać. - podniosłam się niezdarnie z łóżka i zasalutowałam.
- O nie, nie, nie. - w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie.
- Co nie ? - zapytałam z pretensją, a on się zaśmiał.
- Nie wypuszczę cie w takim stanie.
- Serio ? Jesteś wredny. - pokazałam mu język i usiadłam z założonymi rękami.
- Serio? A ty się zachowujesz jak pięciolatka.
- I dobrze. - w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech.
Podszedł do jednej z szaf i wyciągnął ze środka coś czarnego.
- Proszę. - rzucił mi w ręce. - Koszula, tam jest łazienka. To jest dzisiaj twój pokój. - uśmiechnął się i wyszedł.
Popatrzyłam na koszulę, trzymaną w rękach.
- Lepsze to niż most. - wzruszyłam ramionami i poszłam na słabych nogach do łazienki.
Zdjęłam na początku buty, a potem sukienkę i włożyłam na siebie czarną koszulę. Była całkiem spora, więc zasłaniała to co potrzebne. Przemyłam twarz wodą i wyszłam z łazienki. Położyłam się do łóżka i patrzyłam w sufit. Pomału odzyskiwałam zdrowy umysł i własne myśli, które nie były już pod wpływem alkoholu.

piątek, 1 czerwca 2012

rozdział szósty .

     Poranne promienie słońca nie dawały już spać. Gdy wstałam widziałam, że dziewczyny jeszcze śpią, więc postanowiłam ich nie budzić i poszłam do łazienki, aby się odświeżyć. W nocy znów dręczyły mnie sny z Klausem w roli głównej. " Dlaczego nie możesz zapomnieć tak szybko jak sobie przypominasz ? " zadałam sobie to pytanie i ochlapałam twarz wodą na przebudzenie. Wychodząc z łazienki, poczułam przyjemny zapach, który pochodził z kuchni. Udałam się tam szybko i zobaczyłam Bonnie i Elene siedzące przy stole i jedzące naleśniki.
- Smacznego. - powiedziałam zdziwiona. - Ale jak tak szybko ...
- Dobrze jest być czarownicą. - zaśmiała się Bonnie. - Siadaj i jedz.
- No dobrze. - uśmiechnęłam się i usiadłam na jednym z krzeseł.
Gdy zjadłyśmy, poszłam do salonu i położyłam się na kanapie przed telewizorem, w tym samym czasie Bonnie i Elena poszły się trochę ogarnąć. Zadzwoniłam jeszcze w kilka miejsc, aby sprawdzić czy wszystko jest gotowe na dzisiejszy wieczór. Miałam nadzieje, że to naprawdę będzie coś i zapomnę, choć na chwilę o wszystkim co mi się przydarzyło ostatnimi czasy.
- Caroline. - Elena weszła do salonu. - Czy ty wiesz, że powinnyśmy się już zbierać ?
- Naprawdę ? - spojrzałam na zegarek. - Rzeczywiście.
Na samym początku poszłyśmy zrobić sobie fryzury na dzisiejszy wieczór. Bonnie i Elena elegancko upięły włosy, ja w przeciwieństwie do nich tylko wyprostowałam i zostawiłam rozpuszczone.
- Tak mi najwygodniej. - uśmiechnęłam się.
- No Caroline, widzę, że zachodzi w tobie dużo zmian. - zaśmiała się Bonnie.
- Wiem, ale je lubie. - odparłam z przekonaniem w głosie.
- Skoro mamy już fryzury, to czas na jakiś makijaż. - wtrąciła Elena.
- No tak, masz racje. - Bonnie jednym pstryknięciem palców sprawiła, że wszystkie kosmetyki, które są nam niezbędne pojawiły się na półeczce.
- Kocham twoje czary-mary. - zaśmiałam się.
- Tak, ja także. Coraz bardziej.
I po raz kolejny odróżniłam się od dziewczyn stawiając na mocny makijaż zamiast na lekki. Ostatnio lubiłam mieć podkreślone oczy, chociaż bez przesady. No, bo w końcu co za dużo to nie zdrowo.
- Caroline miałaś ostatnio taki ładny błyszczyk. - zagadnęła Bonnie. - Masz go może przy sobie?
- Mam w torebce. - odparłam.
- O, a pożyczysz później? - spytała.
- Jasne, nie ma sprawy. - posłałam jej uśmiech, a ona odwzajemniła się tym samym.
Po skończeniu makijażu, zeszłyśmy po schodach na dół, aby ubrać się w sukienki. Bardzo się cieszyłam z dokonanego wyboru co do sukienki, bo serio mi się podobała.
- Wyglądamy świetnie! - skomentowałam nasze odbicie w lustrze.
- Zgadzam się. - zaśmiała się Elena. - Dzisiejszy wieczór jest odstresowaniem się od wszystkich spraw! Liczy się zabawa.
- Dokładnie! - krzyknęła pełna entuzjazmu Bonnie, co było bardzo niespodziewane w jej przypadku. - A ty Caroline, chociaż będziesz udawać, że nie stoisz z Damonem na straży.
- Oczywiście. - zaśmiałam się, jednak wiedziałam, że ochrona czyjegoś życia była ważniejsza od zabawy i nawet tak wspaniałej imprezy jak dzisiejsza.
Nagle usłyszałam silnik samochodu.
- Chłopaki już tutaj prawie są.
- To dobrze. - odparła Elena. - W końcu jako organizatorka nie powinnaś się spóźnić.
- Tak, masz racje. - powiedziałam, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Bonnie otworzyła drzwi, po czym zaprosiła chłopaków do środka.
- Witajcie, ślicznie wyglądacie. - powiedział Stefan.
Spojrzałam na Damona, który był ubrany w elegancki garnitur, jednakże jak zawsze trzy górne guziki koszuli miał rozpięte. Zauważyłam w jego oczach, że coś się dzisiaj wydarzy lub coś może się wydarzyć, przejmował się czymś lub myślał o czymś ważnym.
- Caroline. - skinął głową w moją strone.
- Damonie. - odpowiedziałam i lekko sie uśmiechnęła, podchodząc do niego.
- Nareszcie jakiś pazur. - zaśmiał się.
- Uważaj, bo zaraz pazur będziesz miał wbity w gardło. - rzuciłam z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, że się potrafimy dogadać.
- Też z tego powodu się ciesze.
- Co wy tam kombinujecie? - zapytała Elena, a ja wraz z Damonem odwróciliśmy się w kierunku jej i Stefana, który także nas obserwował wzrokiem.
- Żartujemy sobie. - rzucił Damon.
- Wy się dogadujecie? I ja mam w to serio uwierzyć ? - spytała podejrzliwie przyjaciółka.
- Jak nie chcesz to nie musisz. Odkąd Caroline ma wyostrzone słownictwo lubie nawet jej towarzystwo. O, patrz nawet rym jest. - zaśmiał się i klasnął w ręce. - A teraz spadamy. - wskazał ręką drzwi.
- Ma racje ! - przytaknęłam.
- A więc dobrze. - Stefan pokiwał lekko głową.
Pojechaliśmy dwoma samochodami. Bonnie i Jeremy - jednym, a ja, Elena i bracia Salvatore - drugim. Miałam jednak nadzieje, że to oni pojadą czwórką, a ja z Damonem w końcu porozmawiamy, lecz Elena uparła się, że musi mieć nas na oku, bo jak zwykle będziemy coś kombinować. I jednocześnie pewnie też miała na myśli, że znów będziemy krok od śmierci i będzie nas trzeba wyciągać z opresji. W sumie było troche w tym wszystkim racji. Przez całą drogę Stefan opowiadał o jakichś mało interesujących rzeczach. Kiedyś to jego wolałam z rodzeństwa Salvatore, teraz jednak zdawał mi się nudny. Byłam wampirem, więc musiałam troche poczuć takiej energii, którą miał na przykład w sobie Damon. Nigdy nie jest nudno - i to właśnie dla wampira jest ekscytujące. Masz w końcu całe życie przed sobą, które trzeba wykorzystać. Damon prowadził samochód i co jakiś czas patrzył na mnie w środkowym lusterku, rzucając pełne poirytowania i niecierpliwości spojrzenie.
- Już prawie dojeżdżamy. - przerwałam Stefanowi.
- Tak. - ucieszyła się Elena. - To będzie cudowna noc.
- Też tak sądzę. - powiedział z lekkim sarkazmem w głosie, Damon.
Po chwili wysiadaliśmy już na parkingu z samochodów i udaliśmy się do budynku, skąd było słychać już muzykę. W środku było natomiast pełno ludzi, którzy naprawdę dobrze się bawili.
Nagle w tłumie zauważyłam stojących przy schodkach Rebekah i Klausa, pogrążonych w rozmowie z jakimiś dwiema osobami. Nie patrzyłam się, ponieważ wiedziałam, że w końcu wyczują, że ktoś ich obserwuje. Wolałam udawać, że w ogóle ich nie zauważyłam. Wraz z Damonem szybko oddaliliśmy się od reszty, która nawet nie zauważyła naszego zniknięcia, byli po prostu zajęci podziwianiem jak to wszystko fajnie wyszło.
- Co się dzieje ? - spytałam Damona.
- Nie wiem, zdaje mi się, że coś się dzisiaj wydarzy, ale nie wiem co. - westchnął.
- Czyli nie tylko mi.  - po części odetchnęłam z ulgą, ale z drugiej strony teraz byłam już pewna, że coś się stanie.
- Co masz na myśli ?
- Ja, tak samo jak i Bonnie miałyśmy sen, że kogoś zabijam, potem przepraszam i jest mi bardzo przykro, ale nie odchodzę od przekonania, że postąpiłam słusznie. Naprawdę nie wiem co się dzieje. - westchnęłam.
- Spokojnie, na razie nic się nie dzieje. Jak coś to dajemy sobie znać. Może być ?
- Jasne, każdy plan dobry, nawet najmniej dopracowany. - rzuciłam.
- Nie bądź taka zgorzkniała i zgryźliwa. - zaśmiał się.
- Nie jestem. - ja także się zaśmiałam i rozdzieliliśmy się w dwie różne strony, aby obserwować, czy nic złego się nie dzieje. Usiadłam na poręczy od schodów przed wejściem i wdychałam chłodny, a zarazem przyjemny powiew wiatru, który mnie otulał.
- Miło Cię znów widzieć. - usłyszała za sobą znajomy głos. - Od naszego ostatniego spotkania minęło już trochę czasu.
- To prawda, jednak ja nad tym nie ubolewam. - odparłam z obojętnością.
- Nie wierze Ci. - stanął naprzeciw mnie.
- Przestań wmawiać mi coś, co nie jest prawdą, dobra ? - zaśmiałam się szyderczo.
- Udajesz zimną, ale nie jesteś taka. Dobrze wiem, że mnie lubisz. - uśmiechnął się i kopnął kamyk, leżący na jednym ze schodków.
- I znów to samo, tylko tym razem sobie coś wpierasz. Tylko, żebyś na końcu się nie rozczarował. - spojrzałam na niego.
- Ślicznie dzisiaj wyglądasz.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego, był ubrany w kremowe spodnie i białą koszulę. - Ty też nie najgorzej.
- Widzisz, czyli jednak umiesz się do mnie uśmiechać. - zauważył.
- No, do każdego potrafie. Da się z tobą porozmawiać normalnie, ale mam wiele powodów, żeby cię nienawidzić, w końcu zawsze wychodzisz na dupka.
- Nie ma to jak szczerość. - zaśmiał się. - Cóż, masz racje. Ale uwierz.. - zbliżył swoje usta do mojego ucha. - Ja też mam uczucia, i też mi może zależeć. - po wypowiedzi tych słów już go nie było.
Znów zostawił mnie z pytaniami, na które nie miałam odpowiedzi, kłębiącymi się w mojej głowie. Czy mu naprawdę może zależeć ? Nie.. nie powinnam mu ufać. W końcu to może być tylko jego kolejne zagranie. Tylko co jeśli nie ? Ale w ogóle, czemu ja o tym myślałam ? Nie mogłam mu dać szansy. Jednak wiedziałam, że do następnego spotkania będę myśleć o dzisiejszej rozmowie.