piątek, 15 marca 2013

Rozdział dwudziesty dziewiąty .

[ z perspektywy Klausa ]
     Caroline i Rebekah udały się na zakupy, a Damon gdzieś pojechał. Ja natomiast czekałem na Bonnie siedząc w salonie przy kominku i rysując kolejne bazgroły na zwykłych kartkach papieru. Czasem myślałem nad tym jak łatwo byłoby coś narysować i po prostu to wcielić w swoje życie, jednak to tak nie działało.
     Dzwonek do drzwi zadzwonił, a ja podniosłem się, aby otworzyć drzwi. Podszedłem i chwyciłem za klamkę.
- Bonnie, miło cię widzieć. - uśmiechnąłem się i skłoniłem głową.
- Daruj sobie Klaus.
- Zapraszam. - gestem ręki wskazałem wnętrze.
Bonnie przekroczyła próg i udała się do salonu, a ja w ślad za jej krokami.
- Gratuluje z okazji zaręczyn i ślubu.
- Dziękuje, proszę usiądź. - poczekałem, aż to zrobi, po czym usiadłem naprzeciw niej. - Mam nadzieję, że zaproszenie doszło i pojawisz się w tym ważnym dniu dla twojej przyjaciółki.
- Byłej przyjaciółki.. - poprawiła mnie szeptem. - Ale nie w tym rzecz, oczywiście rozważam przyjście. Jednak nie przyszłam potwierdzać mojej obecności, tylko dowiedzieć się w jakiej sprawię do mnie dzwonisz.
- Widzisz.. właśnie dzwonie w takiej sprawie, która jest powiązana z tym dniem i twoją jak twierdzisz " Byłą przyjaciółką ".
- Mów dalej..
- Ostatnio ja i Damon wytropiliśmy coś. Istotę bardzo potężną.
- Tak, czuję ją.
- Czujesz ją ?
- Rzuciłam zaklęcie, gdy ktoś odmienny od ludzi przekracza granicę Mystic Falls wtedy czuję to.
- A wyczuwasz co to za istota i kim jest ?
- Niestety to nie tak działa.
- A to szkoda..
- I co w związku z tym kimś lub czymś?
- Widzisz.. to coś daje Caroline znaki. Stwarza sny i myśli w jej głowie, które są przestrogą, że zabije albo ją, albo kogoś bliskiego z jej otoczenia. Chciałbym.. abyś chociaż na ten jedyny dzień, który Caroline planuje już kilka dobrych miesięcy stworzyła jakąś ochronę poprzez zaklęcie.
- Dobrze.
- Zgadasz się ?
- Oczywiście. Caroline jest jedną z osób, które zasługują na ten dzień. Dziwi mnie jedynie dlaczego ty będziesz dzielił szczęście wraz z nią, ale w to nie będę ingerować, ponieważ jest już dorosła i skoro chce z tobą spędzić resztę życia to naprawdę musisz mieć coś w sobie. W takiej chwili więc muszę zapomnieć o przyszłości i wam pomogę.
- Dziękuje Ci bardzo Bonnie, będę Ci dłużny.
- Daj spokój Klaus, życzę miłych przygotowań i widzimy się za jakiś czas na ślubie. - Bonnie podniosła się z miejsca i skierowała do wyjścia. - Uważaj na nią Klaus.. mimo, że nie jest jak kiedyś, wciąż zależy mi na jej szczęściu i zdrowiu. - w odpowiedzi tylko kiwnąłem głową i już widziałem jak drzwi zatrzaskują się za nią.
Usiadł wygodnie w fotelu ze szkicownikiem w ręku i po mału zaczął kreślić linie na kartce.

[z perspektywy Caroline]
       To było już czwarte centrum handlowe, które wraz z Rebekhą postanowiłyśmy odwiedzić. Moja suknia ślubna była cudowna, jedynie do niej musiałam dokupić buty, a z moim gustem i wymaganiami ciężko było trafić na jakieś ładne i takie, które by pasowały. Nagle moim oczom ukazały się idealne buty. Były białe, ale z połyskiwały na nich srebrne diamenciki. Były cudowne, wkleiłam oczy w szybę i przyglądałam się na nie non stop.
- Podobają Ci się ? - spytała Rebekah.
- Bardzo !
- A więc znalazłyśmy buty !
- Rebekah, daj spokój. To najdroższy sklep z butami jaki może być, wiesz ile będą kosztować.
- A zapomniałaś już, że w twój przyszły mąż ma tyle pieniędzy, że takie buty to dla niego nic trudnego.
- Rebekah, to są jego pieniądze, nie moje.
- Proszę bardzo. - wyjęła nagle z torebki jakiś niebieski prostokącik. - To jego karta, którą sam dał, więc masz prawo kupić.
- Sama nie wiem..
- Mniej gadania, więcej przymierzania.
Już po dwóch minutach miałam na nogach piękne szpilki.
- Są cudowne ! - wykrzyknęła Rebekah. - Bierzemy ! - uśmiechnęła się do ekspediętek, które odwzajemniły uśmiech i skinęły głowami. - Perfect! - przyklasnęła w dłonie.
Zdjęłam buty i podeszłyśmy do kasy.
- Razem 5,350 złotych. - powiedziała kasjerka.
Zamurowało mnie.. nie dziwiłam się, że takie buty tyle kosztują, bo były tego warte, jednakże zdziwiło mnie zachowanie Rebekhi, opanowana i spokojna, wydawało się, że już nie raz płaciła tyle za parę butów.
- Życzę miłego dnia. - usłyszałam uśmiechniętą dziewczynę zza lady.
- Dziękujemy, wzajemnie. - wybąkałam i uśmiechnęłam się na pożegnanie.
Chodziłyśmy jeszcze trochę po sklepach, ale wciąż było mi dziwinie, że tyle zostało wydane na jedną parę butów. Nic natomiast nie mówiłam Rebece, bo wiedziałam jaka będzie jej reakcja.