niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty pierwszy .

- A więc ? - ponagliłam Rebekah.
- Nie moge ci powiedzieć.. obiecałam ! - nie patrzyła w ogóle w moje oczy.
- Rebekah.. musze to wiedzieć. Muszę wiedzieć czy będę mu to mogła wybaczyć, czy nie, bo jak na razie to wiem, że mnie okłamał. - westchnęłam.
- Dobrze.. - odparła po chwili zastanowienia. - To było kilka dni temu, spałaś wtedy, a my całą trójką siedzieliśmy tu w salonie, czyli ja, Klaus i Kol. Nagle ktoś zapukał do drzwi, Klaus wiedział, że to on. Nie chciał go w puszczać, bo nie wiedział jakie ma zamiary wobec ciebie. Ale po dłuższej chwili on wciąż stukał w te drzwi z coraz to większą siłą. Klaus nie miał wyjścia i poszedł otworzyć. Zaprosił go do środka. Więc usiedli oboje i patrzyliśmy na niego w oczekiwaniu co ma nam do powiedzenia.
- Kto to był Rebekah ? Myślisz, że się nie gapnę, że ciągle pomijasz jego imię ? - popatrzyłam na nią z pretensją.
- Tyler. - westchnęła.
- Czego on chciał ?!
- Daj mi skończyć. - popatrzyła w końcu w moje oczy, a ja kiwnęłam głową, żeby kontynuowała. - Zaczął tłumaczyć jak ma już dość krzywdzenia innych, więc poprosił Klausa o pomoc. Klaus wiedział, że Tyler to robi ze względu na ciebie. I chociaż mój brat się w ogóle nie zmienił. To dla ciebie mógłby zrobić wszystko. Ale wtedy pojął, że nie może decydować sam o tym wszystkim, że musisz być szczęśliwa, a kto wie, czy z Tylerem nie będziesz. - słuchałam wszystkiego w milczeniu. - Wtedy Klaus zapytał się go, kim woli pozostać wampirem czy wilkołakiem, wtedy on się na niego spojrzał pytająco, lecz Klaus mu odparł, że nie może się uwolnić od tych dwóch przekleństw. Tyler wybrał.. bycie wilkołakiem, ponieważ wtedy w żaden sposób nie byłby powiązany z Klausem. Przystał więc na jego propozycje i wyruszyli tam, gdzie są w stanie zdjąć urok hybrydy.
- Czyli gdzie ?
- Do takich starych ruin. Nigdy nie mogłam zapamiętać nazwy.
- A wiesz jak tam dojechać ?
- Wiem. - odparła i popatrzyła na mnie pytająco, a zarazem podejrzliwie.
- Ok. Mam jeszcze jedno pytanie.. - westchnęłam.
- Skoro powiedziałam ci to wszystko to nic innego mnie z tego nie wyratuje.
- Czy Klaus może przepłacić wszystko swoim życiem ?
Rebekah odwróciła głowe w przeciwnym kierunku i patrzyła intensywnie na kominek.
- W takich właśnie chwilach żałuje, że nie mamy daru feniksa...
- W proch się obracamy, ale już z prochu nie powstajemy. - westchnęłam.
- Otóż właśnie.
- Co mu odbiło do głowy ?! - wykrzyczałam i zerwałam się z kanapy. - Co on sobie wyobrażał i nic mi o tym nie powiedział ? Jeszcze wciskał mi te bajki, że musimy się rozstać, bo się oboje zmieniliśmy, a tak nie powinno być. Co za brednie ?! Właśnie teraz dał powód, że się nie zmienił. I mam to gdzieś czy z miłości, czy nie. Nie wybacze sobie, gdybym teraz go straciła. Zbieraj się, za godzine tam jedziemy.
- Ale Caroline !
- Nie! Koniec, albo mówisz jak tam dojechać albo jedziemy ?
- Ok, za godzinę będę gotowa.
Szybko pobiegłam do swojego pokoju, żeby się przebrać na podróż.


Z perspektywy Rebeki.

     Przebrałam się w dżinsy i jakiś zwykły top, aby było mi wygodnie w czasie drogi. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, ale z drugiej strony cieszyłam się, że trafiła się mi Caroline. Obie mogłyśmy wiele zdziałać. Sama nie zdołałam powstrzymać braci i może zrobiłam błąd, że nie powiedziałam Caroline od razu. Teraz jednak jedziemy tam i musimy uratować mojego brata, który jest gotowy poświęcić wszystko dla Caroline, nawet swoje życie. Swoją drogą to go, aż nie poznaje. Kiedyś martwił się tylko o siebie, dzisiaj martwi się nadal o siebie, ale także o nią. Chciałabym kiedyś móc poczuć to co oni w tej chwili. Wciąż się zastanawiam co powinnam zrobić w sprawie z Damonem. Raz jest mną zainteresowany, a raz nie zauważa w ogóle mojej obecności. Gdy tylko wróce tutaj z powrotem, będę musiała z nim poważnie o tym wszystkim porozmawiać. Mam już dość kolejnych gierek, w końcu muszę postawić sprawę jasno. Gdy już byłam gotowa, wyszłam z pokoju i wróciłam do salonu.


Z perspektywy Caroline

     Przebrałam się szybko w czarne rurki i biały top, na nogach pozostawiłam szpilki, ponieważ w ogóle nie krępowały moich ruchów. Zeszłam na dół, a Rebekah już czekała w salonie, wymachując kluczykami. Kiwnęłam głową i ruszyłyśmy do drzwi. Pozamykałyśmy wszystko i wsiadłyśmy do samochodu. Ruszyłyśmy w droge i zdawałam sobie sprawe, że nie będzie ona krótka, ale przynajmniej w nocy jest mniejszy ruch na drogach.
- Co mu powiesz, gdy tam dojedziemy?
- Nie wiem.. - westchnęłam.
- Nic sobie nie przygotowałas ?
- Nie. Gdy stanę tam, będę wiedziała co powiedzieć, powiem wszystko to co będę w tamtej chwili czuła. Może się zaczne śmiać ze zdenerwowania, może płakać z przerażenia, a może nawet wrzeszczeć ze wściekłości. - zaśmiałam się lekko. - A może nawet wszystko na raz. - westchnęłam.
- Dasz sobie rade. - uśmiechnęła się pocieszająco. - Ja też tam będę. Najwyżej im przerwiemy, skopiemy dupska i wrócimy do domu.
- Dobry plan, tylko jak pokonać dwie hybrydy ?
- Tego jeszcze nie wiem. - zaśmiała się.
Postanowiłyśmy jednak o tym nie rozmawiać, włączyłyśmy płytę z naszym ulubionymi zespołem i zaczęłyśmy śpiewać, tak, żeby chociaż na tą chwile zapomnieć o wszystkim co za klika godzin może się wydarzyć.

niedziela, 5 sierpnia 2012

rozdział dwudziesty .


Siedziałam przed miską płatków już od pół godziny. Zamiast jeść ciągle myślałam. W nocy nie spałam w ogóle. Widziałam jak Klaus wraz z Kolem odjeżdżali i aż ścisnęło mi serce. Jednak postanowiłam nie rozpaczać kolejny raz i zrobić sobie przerwe od facetów. Tylko, że to co czułam do Klausa było prawdziwe. Nagle drzwi do domu się otworzyły i do środka weszła Rebekah z opuchniętą od płaczu twarzą.
- Co się stało ? - zerwałam się z krzesła.
Usiadła na kanapie w salonie, a ja obok niej. Oparła mi głowe na ramieniu.
- Poszłam na randkę.
- Dopiero wróciłaś ?
- Tak, ale nie o to chodzi. Poszłam do klubu, w którym często przebywa Damon.
- Ostrzegałam cie, nie powinnaś igrać z ogniem.
- Wiem, ale cie nie posłuchałam. Z biegiem czasu wiem, że popełniłam błąd, ale to nie było najgorsze. Tak naprawdę on się wcale nie przeją, wręcz to on nie mógł się odpędzić od tłumu fanek.
- To Damon, wystarczy na niego spojrzeć i każda ulega.
- Niestety. Czuje się podle, bo myślałam, że to ja w tym wszystkim byłam górą, a jednak było na odwrót.
- Widzisz, znasz wystarczająco długo Damona, żeby wiedzieć, że z każdej sytuacji potrafi się wywinąć.
Nagle zadzwonił mój telefon, wyciągnęłam rękę i przyłożyłam ekran do prawego ucha. Damon prosił o spotkanie ze mną, więc się zgodziłam.
- Muszę jechać. - wstałam i zaczęłam iść po schodach.
- Do Damona, prawda ? - krzyknęła za mną, a ja jej nie odpowiedziałam.
Przebrałam się szybko w jakieś spodenki i bluzkę, a na nogi założyłam najzwyczajniejsze tenisówki. Wzięłam jednym ruchem telefon i klucze i wyszłam z domu. Ruszyłam w droge prosto do domu Damona. Denerwowali mnie takim swoim dziecinnym zachowaniem. Byli zbyt dumni, żeby się przyznać do tego uczucia i zbyt słabi, żeby je wyznać.
- O co chodzi ? - weszłam do jego domu bez zbędnego pukania albo witania się.
Damon siedział w salonie na kanapie, a w ręku jego jak to często bywa, gościła szklanka z alkoholem.
- Dzieje się ze mną coś dziwnego.. - westchnął.
- Co masz na myśli ? - usiadłam obok niego i także sobie nalałam Whisky.
- Jak pewnie wiesz, Rebekah wczoraj spotkała się z jakimś gościem, żeby wzbudzić we mnie zazdrość. Chociaż to mnie ani troche nie zaskoczyło. Zdziwiłem się, że chociaż wiem o co jej chodzi to tak naprawdę i tak jestem zazdrosny.
- I w związku z tym postanowiłeś też kogoś wyrwać tak? Aby ona była zazdrosna ?
- Co takiego ? - popatrzył na mnie zdziwiony. - Nie żartuj sobie, gdybym chciał to powaliłbym go jedną ręką.
- Rebekah mówi, że otaczał cie tłum dziewczyn.
- Koleżanki, z którymi czasem idę pograć w jakieś karty albo się napić. Czasem nawet można niezłą sumkę zarobić na jakimś zakładzie. - zaśmiał się.
- Czy nie możesz jej powiedzieć co do niej czujesz ?
- Moge.. - westchnął. - Ale wciąż się zastanawiam czy chce.
- To nie ma w ogóle sensu ! - wyrzuciłam ręce w góre i wstałam z kanapy.
- Ma, tylko ty go nie dostrzegasz. - westchnął.
- To mi to wytłumacz.. - stanęłam między kominkiem, a oknem.
- Nie jestem dobry.. w tych rzeczach, chodzi mi o związki. Prędzej czy później.. - westchnął.
- ktoś cie zrani. - zakończyłam za niego, a on odwrócił wzrok. - Damonie Salvatore, ty naprawdę masz uczucia! Ty się po prostu boisz.
- Ja się niczego nie boje. - odparł.
- Nie uddawaj ! Po tym jak Katherine i Elena cie skrzywdziły, boisz się po raz kolejny poznać uczucie zranienia. - westchnęłam i usiadłam z powrotem obok niego.
- A jeśli tak, to co? - odparł oschle.
- Właśnie nic ! To nic złego. Gdybyś wiedział ile razy mnie to spotkało, ale wiem, że na przyszłość mam twardszy tyłek w tych sprawach, więc jak mnie ktoś po raz kolejny w niego kopnie, to będę potrafiła oddać.
- No prosze, prosze. Caroline, waleczna kobieta. - zaśmiał się.
- Staram ci się tylko pomóc. - walnęłam go w ramie.
- Ok, chodzi o to, że.. sam nie wiem, chyba.. - zająkał się. - Dziękuje za to wszystko.
- Nie ma sprawy. - przytuliłam go lekko. - Od tego są przyjaciele i ciesze się, że już wiesz co to słowo znaczy. - zaśmiałam się.
- A co u ciebie i Klausa ? Jak tam się wasze sprawy toczą ? - uśmiechnął się.
- W końcu wszystko sobie wyznaliśmy.
- No prosze.
- Tak, a potem po kilku godzinach juz nas nie było. Klaus powiedział, że przeszkadza mu to, że miłość do mnie go zmieniła i musi wyjechać i tak zrobił.
- Wjerzysz w to ? - popatrzył na mnie.
- A co, nie powinnam ?
- Słuchaj, tyle o ciebie walczył i wierzysz w to, że tak łatwo by z tego zrezygnował ? Przecież on się nie zmienił, tyle tylko, że nie zabija już ludzi.
- O cholera ! Masz racje. - zerwałam się na równe nogi. - O nie ! Teraz to ma już u mnie przechlapane za kombinowanie. Nie wiem co zrobił, albo robi, ale serio mnie zdenerwował. Gdzie ja miałam oczy ?! Jasne, że mnie nie zostawił. Co ja sobie myślałam, on znowu ma jakiś durny plan i chce go zrealizować. Dzięki i cześć.
- Tylko nikomu nie mów o naszej rozmowie ! - krzyknął na pożegnanie, a ja tylko machnęłam ręką lekceważąco.
Tak, było kilka minut szczerości, a teraz wracamy do takiego traktowania się. Wsiadłam szybko do auta i pojechałam z powrotem do domu.
- Rebekah ! - krzyknęłam już w progu.
- Tak, Caroline ? - wychyliła głowe z salonu.
- Musimy porozmawiać. - oparłam ręce na biodrach, a ona tylko zrobiła zdziwioną i przestraszoną minę.

Z perspektywy Klausa
     Droga się dłużyła w nieskończoność. Nikt z nas się nie odzywał, cisza wypełniała samochód. Było słychać tylko cichy dźwięk z radia. Każdy się nastawiał przed dniami, które właśnie nadchodzą. Musimy się z tym zmierzyć i sprawdzić czy nam się uda, jeśli nie to po prostu zapłacimy za to życiem. Wciąż myśle o Caroline. Zraniłem ją, ja sam, a zawsze ją przed tym chroniłem ze strony innych. Tymczasem sam zadałem jej ból. Nigdy sobie tego nie wybacze. Jest kimś ważnym, to dzięki niej potrafie wciąż wstawać rano i się uśmiechać, jak za starych dawnych czasów, gdy byłem jeszcze człowiekiem. Tak, to prawda. Ona uwalnia we mnie tego nastolatka, którym byłem kiedyś, sprawia, że czuje się ludzko. Mam uczucia, które gdybym nawet chciał powstrzymać, to się nie uda, ponieważ są zbyt silne. To dziwne, że jeszcze nigdy nie podzieliłem się moimi myślami z kimś innym. Nawet z Rebekhą, która jest i była dla mnie najbliższą osobą. Jej oczywiście tego nie musze mówić. Ona potrafi odgadnąć nawet po moim wyrazie twarzy jaki mam nastrój lub co mnie dręczy. Wciąż nie wiem jak to robi, ale się jej udaje. Szkoda, że nie jestem tak zżyty z innymi jak z nią. Mam nadzieje, że gdy uda mi się zachować moje dotychczasowe życie to uda mi się także naprawić te konakty, aby były takie jak kiedyś, gdzie mogliśmy wszyscy na siebie liczyć. Lecz na początku zawalcze znów o miłość Caroline.