- Już czas. - powiedział Damon, wstając z łóżka.
- Dobrze, chodźmy. - wyszliśmy z pokoju.
Po drodze wstąpiliśmy też do pokoju Rebeki, żeby ją poinformować, miała bardzo skupiony wyraz twarzy. Zeszliśmy na dół do salonu, gdzie już wszyscy czekali. Nagle wśród gromadzony odnalazłam wzrokiem Bonnie i Stefana, oboje mieli spuszczone głowy. Rebekah objęła mnie lekko za ramiona, dzięki czemu poczułam wiele wsparcia i stanęłam tuż obok niej.
- Wszyscy gotowi ? - spytał Damon, gdy na dworze już zachodziło słońce.
- Tak. - odparli.
Klaus jednak siedział cicho, patrząc na mnie i rozmyślając nad czymś. Dawno już z nim nie rozmawiałam. Co się działo ? Musiałam się tego dowiedzieć przed walką, bo będzie mnie to potem bardzo zastanawiało i na niczym nie dam rady się skupić.
- Więc plan jest taki, że.. - przerwał Damon. - Ile nas jest ? Ja, Caroline, Rebekah, Klaus, Kol, Elijah, Bonnie i Stefan. Czyli pojedziemy dwoma samochodami. Coś jeszcze ?
- Tak. - powiedziałam nagle i wszystkie oczy skupiły się na mnie. - Moja prapraprababka, Ester zaproponowała, że będzie pomagać Bonnie w tym całym czarowaniu.
- To świetnie, prawda ? - uśmiechnął się Damon, a Bonnie pokiwała głową.
- Dobra, za 10 minut wyruszamy. - oznajmił.
Gdy wychodziliśmy z salonu złapałam Klausa za ramie i przeciągnęłam go do jadalni.
- Co z tobą ? - spytałam.
- Nic takiego.
- Nie rozmawiasz ze mną ostatnio.
- Posłuchaj Caroline, dzisiaj wszystko może się stać i musimy być oboje na tym skupieni. Porozmawiamy po wszystkim. - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Zarzuciłam ręce na jego szyje i mocno się przytuliłam, tego właśnie było mi trzeba. Bliskiej mi osoby, na której wsparcie zawsze będę mogła liczyć. Gdy usłyszeliśmy znów głos Damona, który wszystkich pogania wybuchnęliśmy śmiechem i poszliśmy do samochodu. Ja, Damon, Klaus i Rebekah jechaliśmy jednym, a reszta drugim. Dojechaliśmy pod domek, z którego ostatnim razem uciekłam, gdy słońce już zaszło. Wysiedliśmy i stanęliśmy obok siebie.
- Co dalej ? - spytał Kol.
- Chcą dopaść Caroline, więc musi się udać w głąb lasu.
- A dokładniej tam skąd pochodzą te hałasy. - sprecyzowałam to.
- Nie może pójść sama. - sprzeciwił się Klaus.
- Zaufaj jej. - wyszeptała silnym głosem Rebekah.
Popatrzyłam na niego, spojrzałam prosto w oczy. Patrzyliśmy się na siebie przez pewien czas, gdy nagle ustąpił i kiwnął głową, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Do zobaczenia. - rzuciłam i pobiegłam w głąb lasu.
Wiem jedynie to, że Bonnie przed tym wszystkim rzuciła zaklęcie na mnie, aby nikt nie mógł czytać w mym umyśle i aby nikt nie dał rady wyczuć ich wszystkich.
- W końcu przyszłaś.. - usłyszałam głos.
Za chwile zza drzew ze wszystkich stron pojawiły się cztery czarne sylwetki w palerynach.
- Długo kazałaś na siebie czekać. - wyszeptała jakaś inna.
A ja nie wiedząc jak mam dać reszcie znak, po prostu krzyknęłam " No dalej ! ". Tak wiem, glupie posunięcie, ale za skutkowało. Obok mnie za chwilę zmaterializowała się reszta wampirów. Bonnie miała pozostać przy samochodzie. Jako, że ja, Damon i Stefan nie mogliśmy zabić pierwotnych Czarowników, staraliśmy się chronić pierwotnych wampirów. Pomagałam siostrze Klausa, gdy nagle oślepiło nas jasne światło.. co się stało dalej ? Nie mam pojęcia.
Obudziłam się w "swoim" pokoju w domu Klausa. Obok przy łóżku siedziała Bonnie wraz z jednym z pierwotnych czarowników. Otworzyłam oczy i pisnęłam ze strachu. Bonnie złapała mnie za rękę i uspokoiła, pewnie w sposób swojej magii.
- Spokojnie. Charlie ci pomógł. - wyszeptała.
- On ?! Chciał mnie zabić. - wypowiedziałam te słowa ze wszystkich sił.
- Ale zdradził swych braci i nam pomógł.
- Jak to ?
- No, bo.. - nagle Bonnie urwała, bo Charlie wziął ją za rękę.
- Nie po prostu nie wierze. - wyszeptałam.
- Rozumiem, ale chce żeby było tak jak dawniej Caroline.
- Nie będzie tak jak dawniej. - odwróciłam głowe w strone okna. - Nigdy.
- Eh. - westchnęła i usłyszałam jak drzwi się za nimi zamykają.
- Świetnie.. teraz to ja nic nie rozumiem już.
Po pewnym czasie uslyszałam ciche pukanie do drzwi.
- prosze !
- Witaj Caroline. - usłyszałam dobrze znajomy mi głos.
- Klaus... - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
Podszedł szybko i usiadł na brzegu łóżka.
- Tak się o ciebie bałem. - westchnął.
- Powiedz co się wydarzyło, bo nic nie pamiętam.
- Cóż pojechaliśmy tam..
- To pamiętam.. pojawiło się białe światło.. i co wtedy ? - próbowałam przyspieszyć jego historie.
- Nie wiedzieliśmy co się dzieje, okazało się, że to zaklęcie rzucone przez Bonnie i Charliego. Zdołało pokonać jego braci. Nagle zauważyliśmy, że ty i Rebekah... leżycie na ziemi. Nie oddychacie ani nic z tych rzeczy.
- Przecież wampiry mogą nic nie robić , nie oddychać, nie jeść ani nic.
- Caroline.. serio za dużo książek i seriali oglądasz. - westchnął. - Szybko podbiegliśmy i zabraliśmy was tutaj. Rebekah obudziła się w nocy, a ty teraz nad ranem.
- Ile czasu byłyśmy.. nieprzytomne ?
- Około tygodnia.
- Co?! - na mojej twarzy pojawił się mocny wyraz zdziwienia.
- Naprawdę, ale was uleczyli.
- A ja im nawet nie podziękowałam. - westchnęłam.
- Nie zamartwiaj się tym.
- Co z Rebekahą ?
- Damon u niej jest. Nie sądziłem, że aż tak to sobie weźmie do serca.
- Wy nigdy nic nie zauważacie. - zaśmiałam się po cichu.
- Dobrze wiedzieć.
Nagle telefon zadzwonił. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam, że przyszła wiadomość. Była od Rebeki. " Powiedz, żeby Klaus pomógł Ci zejść na dół "
- Mam do ciebie prośbe. - popatrzyłam na niego.
- Co tylko chcesz.
- Pomóż mi dojść do salonu, bo chyba nie mam wystarczająco dużo sił.
- Nie ma mowy.
- Nie bądź znów chamem !
- Ej to cios poniżej pasa. - odparł, a ja na niego popatrzyłam. - Dobra..
Pomógł mi wstać z łóżka i zejść po schodach. Do salonu doszłam już o swoich siłach. Gdy weszłam zobaczyłam jak Rebekah siedzi na kanapie, a Damon kręci się obok kominka.
- Rebekah. - powiedziałam, aby dać znać, że jestem.
- Caroline. - uśmiechnęła się na mój widok i wstała, aby mnie przytulić. - Jak się czujesz ?
- Bywało lepiej.
- Tak to prawda.
- Przepraszam, że cie wtedy nie obroniłam.
- Nie pleć takich bzdur ! Obie nie wiedziałyśmy co się dzieje. - usiadłyśmy obok siebie na kanapie.
- Tak, to było niespodziewane.
- I głupie. - wtrącił Damon, ale puściłyśmy to mimo uszu.
Siedzieliśmy chwile pochłonięci rozmową, gdy zadzwoniła komórka Damona. Ich rozmowa nie trwała dłużej niż minute.
- Stefan zaraz tutaj będzie. - zakomunikował, gdy włożył telefon z powrotem do kieszeni.
- Ciekawe po co. - westchnęłam.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.. i zapach.. zapach krwi.. nie należała oczywiście do Stefana. To była krew.. Eleny.
- Elena z nim jest. - powiedziałam.
Klaus poszedł otworzyć, wszyscy czekaliśmy w salonie na coś co zaraz miało się wydarzyć. Weszli we trójkę do pokoju, lecz Klaus od razu podszedł bliżej mnie. Oni zaś stali kilka centymetrów od progu.
- Caroline, Rebekah. Jak się czujecie ? - spytał Stefan.
- Cóż.. nie można chyba powiedzieć, że dobrze. - wycedziła Rebekah.
Ja znałam jej dobrą stronę, lecz inni nie. Widzieli w niej tylko zarozumiałą dziewczynę, która jest głośna i opryskliwa. Ja też na początku ją tak postrzegałam. Jednak jak się później okazało pomyliłam się do niej jak i do całej ich rodziny.
- Caroline, przepraszam cie za to wszystko co się wydarzyło. Wiem, że to nie była twoja wina ani nic. Przepraszam.. - Elena wciąż patrzyła na mnie.
- Ta, spoko. Było minęło. - westchnęłam.
- Co was tutaj sprowadza kochani ? - zaśmiał się Damon.
- Chcielibyśmy wam coś ogłosić.. - uśmiechnęła się lekko Elena.
- Pobieramy się. - dokończył za nią Stefan. - I chcieliśmy was zaprosić..