niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział dwudziesty siódmy .

      Wstałam z rana i rozejrzałam się po pokoju. Klausa już nie było. Dla niektórych wydaje się to dziwne, że jako wampiry śpimy, ale dla mnie to było normalne. No właśnie normalne, zachowywałam choć trochę ze starego życia. Wstałam i poszłam się odświeżyć do łazienki oraz ubrać. Wychodząc z pokoju spojrzałam na kalendarz. Dziś był dokładnie 24 grudnia. Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas zleciał. To dzisiaj, Wigilia ! Jako człowiek uwielbiałam te Święta, a teraz to jeszcze bardziej mi się nasiliło. Zbiegłam na dół i poszłam do salonu, zastałam tam Rebekhę i Damona oraz mojego narzeczonego.
- Caroline, kochanie wyspałaś się ? - spytał Klaus.
- Ale nie zawracaj mi głowy teraz tym ! - zaczęłam chodzić po podłodze w tą i z powrotem.
- Czy wszystko z nią w porządku ? - spytała Rebekah.
- To normalne jeśli chodzi o nią. - westchnął Damon.
- Trzeba załatwić choinkę, prezenty i wiele innych rzeczy.
- O czym ty mówisz? - spytał Klaus.
- No, jak to?! Święta ! - uśmiechnęłam się radośnie i pełna entuzjazmu.
- Caroline.. my nie obchodzimy świąt. - powiedziała Rebekah.
- Jak to nie ? Dlaczego nie ?
- Wytłumacze Ci to kochana. - uśmiechnął się Klaus. - Jesteśmy mordercami i nie mamy prawa obchodzić takich świąt.
- Och, no tak.. - westchnęłam. - Ale.. - w głowie mi się nasunął kolejny pomysł. - nie musimy się dzielić opłatkiem itd. Możemy przystroić pięknie dom, zjeść coś i wymienić się prezentami.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł. - zaśmiał się Damon.
- Och, jak zwykle wam coś nie pasuje. Wiecie co ? Mam was gdzieś! - wzięłam klucze od samochodu i wyszłam z domu.
     Po 10 minutach znalazłam się w centrum handlowym. Zaczęłam chodzić po sklepach. Znalazłam idealny prezent dla Mamy, Klausa oraz Damona i Rebekhi. Nagle przechodząc obok sklepu zobaczyłam Elenę, Bonnie i Stefana. Pomyślałam, że powinnam zrezygnować z tego sklepu, ale był moim ulubionym, więc nie mogłam odpuścić. Weszłam do środka i zaczęłam oglądać nowe skórzane kurtki.
- Caroline.. - usłyszałam ten znajomy głos.
- Hey! - powiedziałam, odwracając się w ich stronę.
- Dawno Cię nie widzieliśmy. - powiedział Stefan.
- Tak.. jakoś czasem tak wychodzi.
- Co porabiałaś przez ten czas ?
- Byłam wraz z Klausem w podróży. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tych cudownych chwil.
- To fantastycznie. - odparła Elena, udając lekki entuzjazm i szczęście w głosie. - Wciąż razem ?
- Tak, zaręczyliśmy się.
- Naprawdę ? - spytał z niedowierzaniem Stefan.
- Naprawdę.
- Zaskoczyłaś nas. - powiedziała Bonnie.
- No, a to niespodzianka. - przytaknęła Elena.
- Tak.. dziękuje za gratulacje itd. Muszę już iść. - westchnęłam. - Wesołych Świąt.
- Wzajemnie. - uśmiechnęła się Bonnie.
Wyszłam ze sklepu, a łzy mi napływały do oczu. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Dobrze wiedziałam, że nie przyjaźnimy się już nigdy, ale zawsze myślałam, a raczej odkąd zaczęłyśmy się w młodości przyjaźnić, że będą przy mnie w takiej chwili. Jednak one nawet nie pogratulowały.. zrobiły tylko miny i wybąkały, że są zdziwione. Zabolało.
      Po zakupach udałam się prosto do domu mamy. Wyglądał tak samo jak kiedyś. Wysiadłam z prezentem w ręku i zapukałam do drzwi wejściowych. Po chwili w progu widziałam już mamę.
- Mama ! - wykrzyknęłam.
- Caroline. - mocno przytuliła mnie do siebie. - Proszę wejdź.
Weszłam przez próg, od razu wyczuwając czyjąś obecność.
- Wszystkiego najlepszego z okazji świąt ! - powiedziałam i wręczyłam prezent.
- Dziękuje Ci kochanie, ja też coś dla ciebie mam. - podała mi pudełeczko do ręki. - Nie wiedziałam, czy będziesz na święta, ale pomyślałam, że jeśli nie ta okazja to będzie następna.
Otworzyłam pudełeczko, a w środku widniała pozłacana bransoletka. Podobna do takiej, którą zgubiłam kilka lat temu, a miała dla mnie ogromną wartość.
- Dziękuje Ci mamo, jest wspaniała.
- To świetnie córciu. A teraz chodź, bo chce ci kogoś przedstawić.
Weszłam za nią do salonu i od razu mężczyzna siedzący na kanapie przykuł moją uwagę. Miał brązowe oczy i włosy, nie był gruby, ale widać było , że ma około 45 lat.
- To jest Jimm. - uśmiechnęła się mama, a mężczyzna jak na komendę wstał.
- Miło Cię poznać Caroline.
- Ciebie również. - uśmiechnęłam się i podałam rękę. - Więc jesteście parą ?
- Jakby ci to powiedzieć.. - mama zaczęła się jąkać. - .. tak.
- No to moje gratulacje ! - uśmiechnęłam się.
- Nie jesteś zła?
- Ani trochę !
- Widzisz, a ty się martwiłaś. - zaśmiał się Jimm.
- Ale ja także muszę Ci, a raczej Wam coś powiedzieć.. - zebrałam głos w sobie. - Klaus mi się oświadczył, a ja przyjęłam zaręczyny.
- O nie.. - mama zaczęła nagle płakać.
- Mamo, co ci jest ? Wiem jaki on jest i w ogóle, ale daj mu szanse.
- Nie o to chodzi, córciu.. to wspaniałe. Moja jedyna i najukochańsza córka się zaręczyła. - uśmiechnęła się.
- Czyli nie masz nic przeciwko ?
- Oczywiście, że nie.
- Caroline.. - zagadnął nagle Jimm. - Co prawda jedziemy dziś do mojej rodziny na święta, ale jeśli chcesz to wraz ze swoim narzeczonym możecie z nami jechać.
- Nie, przykro mi, z wielką chęcią, ale nie obchodzimy w tym stylu świąt. Ale bardzo dziękuje za zaproszenie. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na zegarek. - Muszę już lecieć, jeszcze raz wesołych świąt ! - przytuliłam mamę i przytuliłam także Jimm'a. - Opiekuj się nią ! - uśmiechnęłam się.
     Gdy wracałam zapadł już zmrok. Cieszyłam się na to jak mama zareagowała i z jej szczęścia, to cudowne widzieć ją taką radosną. Teraz wracam do domu, do ludzi, którzy nie tolerują świąt, jednak prezenty dostaną. Zajechałam na podjazd, jednak wszystkie światła były zgaszone. Gdy weszłam do domu i przeszłam do salonu, nagle oślepiły mnie kolorowe światła, które pochodziły z choinki, przy której stał Klaus wraz z Damonem i Rebekhą.
- Chciałaś święta, masz święta, spędzimy je razem.. może nie tak jak kiedyś je spędzałaś, ale w pewien sposób ustalimy nową tradycję. - uśmiechnęła się Rebekah.
- Dziękuje wam , jesteście kochani. Ta choinka jest śliczna.
- To może czas na wymianę prezentów ? - spytała Rebekah.
- Czemu nie. - odparł Klaus.
- Hura. - przyklasnęłam w ręce z aprobatą.
Usiedliśmy wszyscy na kanapie, przy stole zapełnionym jedzeniem i zaczęliśmy się pomału wymieniać prezentami, a przy tym dobrze się bawić.

_______________________________________________________________________

Z okazji świąt, chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego ! Dużo ciepła, miłości i radości. 
Niech otaczają was sami zaufani ludzie, w których widzicie przyjaciół.
Niech święta minął wam w cudownej rodzinnej i przyjaznej atmosferze, a nowy rok da wam wiele nowych perspektyw na życie. Aby wszystkie życzenia i marzenia się wam spełniły ;*

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział dwudziesty szósty . - początek części drugiej.

     Droga powrotna była o wiele krótsza. Nie mogłam uwierzyć, że te siedem miesięcy tak szybko minęło. Wyjeżdżaliśmy, aby oderwać się od wszystkiego co nas w tym miejscu spotkało, a dzisiaj nadszedł dzień powrotny. Wiele się zmieniło przez ten czas. Dużo rozmawiałam z Damonem i Rebeką, okazuje się, że wciąż są razem, choć mogłoby się to wydawać dziwne. Jednak są  w związku otwartym, w którym mogą się spotykać z innymi, a  jednak i tak są ze sobą i wracają wieczorami do siebie. W moim i Klausa związku, by to nie przetrwało, za bardzo byśmy byli o siebie zazdrości i przez to wynikałyby coraz gorsze sytuacje. Może właśnie dlatego patrzyłam na swoją rękę, na której widniał srebrny pierścionek z małym diamencikiem. Tak, zgadza się. Klaus mi się oświadczył. Kto by pomyślał, że to właśnie taki ktoś jak Klaus będzie tym jedynym. Paryż, Hiszpania i wiele innych krajów okazało się cudownymi miejscami. Byłam teraz pewna, że nie raz tam wrócę, właśnie przy boku Klausa zdałam sobie jak wspaniałe życie może wieść wampir. Nie miałam kontaktu z Eleną ani Bonnie, to był ich wybór. Nie potrafiły zaakceptować wielu zmian, a ja nie potrafiłam udawać, że jest inaczej.
- Caroline, wszystko dobrze ? - z myśli wyrwał mnie głos Klausa.
- Tak, tak.. wszystko jest tak jak powinno. - uśmiechnęłam się do niego.
Dla innych Klaus był osobą, która powinna już dawno zniknąć z powierzchni ziemi, która jest potworem. Ja też go na samym początku właśnie tak postrzegałam. Ale to się zmieniło. Klaus wobec mnie staje się ciepłą i kochaną osobą, czasem ma swoje odloty agresywności, ale tak jak każdy. Uważam, że nie powinno się od osoby którą się kocha oczekiwać, że zmieni swoje życie o 360 stopni, bo to nie na tym polega. Można pomóc stać się lepszą osobą, ale nie w sposób narzucenia komuś własnych wizji. Czas teraz wszystkim przedstawić mój pogląd. Zamierzamy wziąć ślub tutaj, gdzie się poznaliśmy, właśnie w tym mieście, a co się stanie dalej, tego nikt nie przewidzi. W końcu jest jeszcze tyle pięknych miejsc do zobaczenia. Muszę także jak najszybciej pojechać do mamy, ponieważ chce, aby o wszystkim wiedziała. Było kiedyś między nami różnie, ale jednak to jest osoba, która była przy mnie w dzieciństwie. I chociaż mogą się jej nie podobać moje decyzje, musi zaakceptować fakt, że jestem już dorosła i sama będę podejmować decyzje.
- Kochanie, jesteśmy.
Spojrzałam przez szybę i zobaczyłam piękny biały dom, w którym przez chwile przed wyjazdem mieszkałam. Wysiedliśmy z samochodu i wzięliśmy swoje rzeczy. Przed drzwiami na werandzie już czekała Rebekah z Damonem. Tworzyli cudowną parę, jednak wiadomo jakie mieli charaktery i pomimo tego potrafili się dogadać. Cieszyłam się z tego powodu, bo Damon był wiecznie zapatrzony w Elenę i wciąż ta sama akcja, przybliżają się, a potem oddalają się, bo Elena nie wie kogo wybrać. Tak być nie powinno, albo się kogoś kocha, albo nie. Ja byłam w podobnej sytuacji. Tayler, a Klaus? Jednak teraz nawet nie wiem nad czym ja się wtedy zastanawiałam. Podbiegłam i przytuliłam Rebekhę z całej siły. Klaus i Damon podali sobie rękę na przywitanie. Nigdy nie chcieli tego przyznawać, ale było w nich podobieństwo do takiego knucia i ta przebiegłość. Przywitałam się także z Damonem, a Klaus ze swoją siostrą. Tak naprawdę to Damon też się stał moim takim starszym bratem. Z tego co wiem to nie utrzymywał kontaktu ani ze Stefanem, ani Eleną. Wkurzyło ich to, że wybrał Rebekhę, tą która chciała zabić Elenę. Ale ja nie widziałam w tym już nic strasznego. Rebekah się zmieniła, każdy się zmienia i zasługuje n drugą szansę. Oni nie potrafili tego pojąć. Weszliśmy do środka i wraz z Klausem wszystko zaczęliśmy im opowiadać co się wydarzyło. Rebekah wciąż nie mogła uwierzyć, że Klaus się naprawdę zakochał i to nie jest tylko chwilowe. Zastanawiałam się jak zareaguje reszta na to wszystko, w końcu to już jutro miałam zamiar powiedzieć o tym chociaż części moich najbliższych i tych, którzy kiedyś do nich należeli.

środa, 21 listopada 2012

Rozdział dwudziesty piąty - koniec części pierwszej.

     Weszłam do jego pokoju, siedział przy biurku, rysując coś w zeszycie.
- Przyszłam porozmawiać.. - wyszeptałam, a w odpowiedzi usłyszałam westchnięcie.
Usiadłam na parapecie, lubiłam patrzeć na widok z okna. Klaus wpatrywał się we mnie, nie wiedziałam czy czekać, aż on jako pierwszy coś powie czy ja mam zacząć. Nagle wstał z fotelu i podszedł do mnie, wziął delikatnie moją dłoń w swe ręce.
- Caroline.. właśnie teraz w tej chwili.. daje ci wybór. Jeśli chcesz zostać ze mną to będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu, będziesz moją księżniczką. Ale jeśli nie chcesz, możesz odejść, a ja zakończę walkę o twą uwagę, jeśli tylko w tym momencie tak powiesz. - westchnął.
- Po tym wszystkim to powinnam wyjść z hukiem z tego domu wraz ze swoimi torbami..
- Rozumiem.
- Ale zauważ, że tego nie zrobiłam, więc jest w tym jakiś powód. Klaus chce być szczęśliwa, a przy tobie jestem. - uśmiechnęłam się.
- Czyli to znaczy ?
- Że w końcu możemy być szczęśliwi. - uśmiechnęłam się.
Klaus mocno mnie pocałował.
- A więc co najpierw ?
- Nie rozumiem za bardzo pytania.. - westchnęłam i zaśmiałam się jednocześnie.
- Paryż, Portugalia, Hiszpania ? Gdzie chcesz jechać ? Zabiorę cię gdzie tylko zechcesz ! - powiedział głosem, przepełnionym tym seksownym akcentem.
- Mówisz poważnie ? - spytałam.
- Musimy się wyrwać stąd. Jesteśmy nieśmiertelni.. ja już wiele miejsc zobaczyłem, ty także powinnaś. - uśmiechnął się.
- Skoro tak.. - zaśmiałam się. - Pojedźmy wszędzie! - rzuciłam się na jego szyję.
     Wieczorem zaczęłam pakować swoje rzeczy z pomocą Rebeki. Widziałam w jej oczach smutek, że wyjeżdżam, jednak nie chciała dać po sobie tego poznać.
- Wrócisz ? - spytała nagle.
- Wrócę. - uśmiechnęłam się do niej.
- Dlaczego nie możecie zostać tutaj i być szczęśliwi tu, na miejscu ?
- Chyba musimy po prostu odpocząć od tego miasteczka.. zbyt dużo wspomnień, o których nie chce pamiętać.
- Ale bywały także dobre.
- Tak , masz racje i nie twierdzę, że nie.. postanowiliśmy jednak z Klausem zadbać w końcu o nasze szczęście.
- Rozumiem, ale będzie tu tak pusto bez ciebie.
- Damon z tobą będzie.
- Damon to jest Damon, a nie Damon to Caroline. - zaśmiała się.
- Jesteś kochana, dasz radę, wrócę. - uśmiechnęłam się.
- Wiem, jednak to i tak trudne.
 Gdy spakowałam wszystkie rzeczy, Klaus zapakował je do samochodu wraz ze swoimi. Pożegnaliśmy się z rodzeństwem Klausa oraz Damonem, który stał się dla mnie jak brat. Wsiedliśmy w samochód, Klaus przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszyliśmy. Z każdą minutą byliśmy coraz bliżej opuszczenia miejsca, w którym najwięcej się zdarzyło przez ostatni czas.

sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty czwarty .

     Dojechaliśmy do domu i weszliśmy do środka. Chciałam pogadać z Klausem o tym wszystkim co się wydarzyło ostatnim czasem, ale widziałam po jego oczach, że jest potwornie zmęczony, chociaż nie chciał się do tego przyznać.
- Klaus. - podeszłam do niego. - Idź odpocząć, potem porozmawiamy.
- Dobrze. - skinął głową i poszedł do swojej sypialni.
Przystanął na tym tylko dlatego, że sam musi przemyśleć co ma mi do powiedzenia. Wyszłam na taras, na którym akurat siedział Damon z Rebekhą.
- Skarbie, możesz nas na chwilę zostawić ? - uśmiechnął się do niej.
- Jasne. - Rebekah wstała i weszła do domu.
- Widzę, że znów jest między wami wszystko ok.
- Chyba to mnie najbardziej kręci, że uwielbiamy się kłócić ze sobą, a potem godzić.
- Taaaak.. to na pewno bardzo ekscytujące.
- No dobra.. - westchnął. - O co chodzi ? Mów, chociaż wolałbym, żebyś wygadała się.. - nie dokończył, tylko wskazał głową dom.
- Może masz racje, ale jakoś tak, przyciągnęło mnie tu. - usiadła obok  niego.
- Sam nie wiem, ale potrafie się z tobą przyjaźnić. - westchnął. - To dziwne, bo myśle zwykle tylko o sobie i takie tam, sama wiesz, ale czuje, że.. - zatrzymał się jakby nie mógł uwierzyć w to co sam mówi. - czuje, że jesteś dla mnie jak siostra.
- To miłe Damon, na prawdę ! - uśmiechnęłam się.
- Tylko nikomu tego nie powtarzaj. - skrzywił się. - Uwierz mam 5 minut bycia miłym dla świata, więc streszczaj się.
- Nie wiem co powinnam zrobić. Co powiedzieć Klausowi po tym wszystkim co się wydarzyło.. co mi zrobił i jak mnie potraktował.
- Jakie wy macie problemy.
- My ?
- Wy, kobiety. - westchnął.
- Tak mi masz zamiar pomagać ? - walnęłam go pięścią w ramie.
- No dobrze, dobrze. Nie myśl o tym przed tą całą rozmową. Gdy zaczniecie rozmawiać będziesz wiedzieć co powiedzieć.
- Masz racje Damon.
- Wiem. Teraz ja chciałbym Ci coś powiedzieć.
- A więc słucham..
- Rebekah.- zawołał, a po chwili stała tuż obok niego. - Dziś w nocy wyjeżdżamy.
- Co? Gdzie? Jak to?
- Tak naprawdę nie wiemy gdzie, ale dość mamy już tych walk i tego wszystkiego, teraz troche pożyjemy imprezami. - odparła Rebekah.
- No nie wierzę, dwójka moich najlepszych i jedynych na chwile obecną, przyjaciół mnie zostawia.
- Dasz rade. - mrugnął Damon.
- Muszę, w końcu każdy z nas musi sobie jakoś to poukładać. Mówiliście już o tym Klausowi?
- Tak, już o wszystkim wie. - westchnęła Rebekah.
- To dobrze. - ja także westchnęłam. - Muszę iść się położyć. Za dużo wrażeń.
Weszłam do domu i poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w dresy i związałam włosy w niechlujny kok. Położyłam się na łóżko i zaczęłam się wpatrywać w okno i w gałęzie, które poruszały się na dworze w rytm wiatru. Gdyby nie to, że stałam się wampirem i wybrała miłość swojego życia raz, a dobrze to bym wiodła teraz całkiem inne życie. Ale byłoby lepsze? Damon twierdzi, że nie powinnam rozmyślać przed rozmową, która mnie czeka z Klausem, ale musiałam. Inaczej nie potrafiłam, taka już właśnie jestem. Zawsze byłam, lecz po przemianie to wszystko się nasiliło. Wiecznie coś w moim życiu nie szło po mojej myśli, miałam już tego w tej chwili dość, ale z drugiej strony przez to wszystko nie poznałabym Klausa. A może to był właśnie błąd, że go poznałam? No, ale jaka by była pewność, że gdyby nie Klaus nadal byłabym z Tylerem ? Przecież samo chodzenie do łóżka ze sobą to nie miłość. Z Klausem jeszcze to się w ogóle nie zdarzyło, a pomimo tego go kochałam i pragnęlam z nim być, przytulić się do niego, siedząc na kanapie w salonie, oglądając jeden ze starych filmów, które wybrał. Czy to właśnie miłość ? Możliwe, jednak wiedziałam, że nie mam szczęścia w związkach tak jak moja mama. Może właśnie dlatego wszystkie się rozlatują, bo nie potrafie w nich wytrwać i to przeze mnie ? Z Klausem może byliśmy oficjalnie jeden dzień razem. Ale w końcu jeśli nie spróbuje to się nie przekonam. A to właśnie o to chodzi w tym wszystkim, aby pokonać przeciwności losu i pokazać światu, że się myli. Więc może czas pokazać, że ja też zasługuje na odrobinę szczęścia ?
Podniosłam się i usiadłam na brzegu łóżka. Ułożyłam sobie jeszcze raz wszystko w myślach to co teraz się tam pojawiło i wstałam. Udałam się jak najszybciej do pokoju Klausa, a gdy już przed nim stałam, zapukałam leciutko w drzwi.

piątek, 12 października 2012

Rozdział dwudziesty trzeci .

Z perspektywy Caroline .
     Wiedziałam, że mnie usłyszał ! Czułam to, chociaż nic nie odpowiedział. W jednej chwili poczułam przypływ siły, w końcu odważyłam się, żeby wykrzyczeć to światu. Może teraz byłam samolubna, ale nie zależało mi na losie Tylera. Chciałam właśnie w tej chwili, aby po tym wszystkim co Klaus dla niego zrobił, wyniósł się z miasta, albo nie zbliżał się do mnie.
     Czekałam w oczekiwaniu, aż ta bariera w końcu ulegnie zniszczeniu. Wraz z Rebeką, chodziłam to w jedną to w drugą strone, a Kol obserwował wszystko z przymrużeniem oczu. Nagle gwałtowny rozbłysk i ciemność, a następnie wszystko wróciło do normy. Podniosłam się z ziemi, na którą upadłam w tym czasie i rozejrzałam się dookoła. Szukałam wzrokiem jedynej osoby, a mianowicie Klausa. Leżał na jednym ze strony pentagramu. Szybko podbiegłam do niego i podniosłam lekko jego głowe.
- Klaus.. - szepnęłam, gdy po policzku spływały mi łzy. - Ocknij się !!! - zaczęłam coraz głośniej piszczeć.
Bałam się. Bałam się, że to może być już koniec tego wszystkiego, co dobrze się nie zaczęło. Tak naprawdę cały świat był przeciwny temu, abyśmy w końcu mogli się sobą nacieszyć i naszym wspólnym szczęściem. Nagle poczułam lekki uścisk mojej dłoni i popatrzyłam na twarz Klausa, która właśnie w tym momencie lekko drgnęła. Pomału otworzył powieki i rozejrzał się na boki, po czym popatrzył prosto w moje oczy.
- Klaus ? Wszystko dobrze ?
- Wszystko dobrze, tylko ja nie jestem Klaus. - popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Co takiego ?
- Dlaczego właśnie widzę siebie? - usłyszałam głos Tylera.
Nagle zerwałam się na równe nogi i patrzyłam w jedną strone i drugą. Rebekah i Kol także stali i przyglądali się z pełnym zaciekawieniem i zdziwieniem.
- Zabrałem ci moc, której mieć nie chciałeś. - mówił Klaus, który był w tym czasie w ciele Tylera. - Jednak skutkiem ubocznym była zamiana ciał. - po tym zdaniu, zaczął coraz bardziej kląć.- Cholera jasna !
- Czyli ty jesteś Klausem ? - Rebekah wskazała na Tylera. - A ty Tylerem. - skierowała wzrok na ciało swego brata.
- Musimy jechać do Bonnie! Natychmiast.
Szybko pomogłam wstać Tylerowi, a raczej Klausowi uwięzionym w ciele mojego byłego chłopaka i usiadłam obok niego w samochodzie. W moich oczach było wiele emocji, lecz twarz zachowałam kamienną na tyle ile mi pozwalały te wszystkie wydarzenia. Miałam już dość. Czy chociaż raz nie mogłabym być szczęśliwa u boku Klausa i, aby żadne problemy już nas więcej nie dorwały ? Chciałabym. Bonnie musiała nam pomóc, bo jeśli nie to będzie dla mnie koszmar. Odkąd poznałam Klausa, Tyler już mnie tak nie pociągał, teraz już w ogóle tego nie robi. A teraz słowa, gesty i czyny Klausa będą podchodziły od ciała Tylera - nie wiedziałam co mam o tym myśleć, bo właśnie na widok ciała Klausa przechodziły mnie ciarki.
- Kochana.. - usłyszałam nie jego głos, lecz jego słowo. - Wciąż tu jestem. - wyszeptał mi do ucha.
To prawda, miał racje, powinnam się cieszyć, że w ogóle żyje, że jest przy mnie nie zależnie od niczego. A jednak nie mogłam oderwać myśli od tego, że w pewnym sensie nie żyje własnym życiem.
     Dojechaliśmy szybko do domu Bonnie, Rebekah była świetnym kierowcą. Lata, a nawet wieki życia pozwoliły jej się tego nauczyć. Kol pojechał swoim autem, od razu do domu, aby powiedzieć o tym reszcie i poprosił, że gdy tylko będziemy coś wiedzieć mamy do niego zadzwonić. Jak dla mnie, zamiana Tylera i Klausa była mu na rękę, Klaus w ciele Tylera nie posiadał już tyle mocy i Kol'owi jak najbardziej to wszystko pasowało. Wysiedliśmy na podjeździe przed domem, a Bonnie już stała na werandzie.
- Cześć. - powiedziała. - A co oni tu robią ? - zdziwiła się na widok Tylera i Klausa.
- To właśnie jest to o czym chce ci powiedzieć.. - westchnęła Caroline, a Tyler zjawił się obok niej, podtrzymując ją w pasie. - Zamienili się ciałami i proszę cię o pomoc.
- Oczywiście, wejdźcie ! - zaprosiła nas gestem ręki.


Z perspektywy Klausa.
     Czekanie, aż Bonnie znajdzie właściwe zaklęcie, było jak dla mnie bardzo długie. Nie chciałem spędzić wieczności w tym nędznym ciele, bez mocy, które posiadałem. Martwiłem się także o to, czy Caroline wciąż będzie chciała być ze mną. Wiedziałem, że Caroline mnie kocha, powiedziała mi to nie raz. Wiedziała także, że ja ją też. Jednak nie mogłem znieść myśli, że gdy będę musiał pobyć w tym ciele jeszcze przez jakiś czas to Caroline znów znacznie coś czuć do Tylera, nie mogłem przeboleć tej myśli.
- Mam coś ! - krzyknęła Bonnie i rozpaliła wszystkie świece, które były już ułożone w krąg.
Stanęła po środku tego i z jej ust zaczął się wydobywać potok słów. Coraz szybciej i szybciej mówiła, aż w końcu błysnęło białe światło, z nosa Bonnie polała sie krew, a wszystkie świece zgasły, natomiast ja upadłem z hukiem na ziemie.


Z perspektywy Caroline.
     Stałam osłupiła, nie wiedząc komu mam najpierw pomóc. Rebekah znów stała w kącie i płakała z wynikłej sytuacji. A to mi ciągle mówią, że płacze z byle powodu. Westchnęłam i podbiegłam do Bonnie. Lekko podniosłam ją, a jej oczy zaczęły się po chwili otwierać. Otarłam jej nos z krwi i pomogłam usiąść na jednym z foteli.
- Wszystko dobrze Bonnie ? - spytałam troskliwie.
Niestety ta przyjaźń, która łączyła mnie i Bonnie dawniej - zniknęła. Nie zniknęła jednak tak po prostu. Ona czarownica, ja wampir, który obdarzył miłością największego idiotę na tym świecie. Prawda jest taka, że po tym co zrobił Klaus na tym świecie już nikt go nie lubił, za to się bał i okazywał szacunek, a ja go pokochałam i za to najbardziej zostałam potępiona przez najbliższych.
- Caroline.. - usłyszałam ten znajomy akcent.
Podbiegłam do ciała Klausa i pomogłam mu wstać.
- Czy ty to ty ? - popatrzyłam w jego oczy.
- Tak, ja to ja.
- Auć.. - usłyszałam głos Tylera, który się ocknął. - Nareszcie sobą. Klaus.. - popatrzył na niego. - Czy wciąż jestem hybrydą ?
- Nie. - westchnął. - Pozostałeś tylko jednym, ja wypełniłem swoją obietnicę. Teraz ty raz na zawsze zostaw mnie i Caroline w spokoju. - westchnął Klaus, który był cały obolały pomimo nadmiaru swej mocy.


Z perspektywy Klausa.
     Tyler przez jakiś czas był w moim ciele, ale czułem, że nie potrafił posługiwać się moją mocą, która tkwiła w mym ciele. Był na nią za słaby, a ona wręcz zbyt silna. Przygarnąłem do siebie Caroline i cieszyłem się, że w końcu mogę ją przytulić. Wtuliła się we mnie radosna i pełna ulgi, że to już koniec tego problemu. Nagle zobaczyłem swą siostre, która stoi w kącie, a łzy lecą jej po twarzy.
- A ta głupia, czemu płacze ? - westchnąłem.
- Okaż troche miłości. - Caroline mnie potępiła za to co powiedziałem. - Ona jest na serio przejęta tym co się dzieje.
Podszedłem do Rebekhi i także ją przytuliłem. W końcu była ona moją siostrą, gotową skoczyć za mną w ogień.
- Bonnie tobie też chciałbym podziękować. - zwróciłem się w kierunku czarownicy. - Nigdy nie zapomne tego co dla mnie w tej chwili zrobiłaś i będę miał u ciebie dług wdzięczności. Dziękuje.
- Hm.. miłe oblicze Klausa, które nie załatwia wszystkiego poprzez groźby. Mogłabym się przyzwyczaić. - zaśmiała się Bonnie.
- To się napatrz, bo za chwilę wróci ten sam potwór co zawsze. - zaśmiałem się.
Po chwili opuściliśmy jej dom i jechaliśmy w milczeniu do domu, byłem ciekaw co tak naprawdę teraz myśli Caroline, wiedziałem, że gdy tylko dojedziemy czeka nas poważna rozmowa.

piątek, 14 września 2012

rozdział dwudziesty drugi .

z perspektywy Klausa .
     Dojechali na miejsce około 3 godzin temu, droga minęła szybko, bo myślami był daleko stąd. Nie mógł wciąż uwierzyć, że pomaga jednemu ze swoich rywalów, a do tego na swoją nie korzyść. Jednak wiedział, że dla Caroline mógł wiele poświęcić. Wciąż się zastanawiał czy dobrze postąpił nie mówiąc jej prawdy. Wiedział, że Caroline zrobiłaby wszystko tak, aby każdy był dookoła szczęśliwy tylko nie ona.
- Kiedy to będzie gotowe ?! - denerwował się Tyler.
- Gdy tylko słońce zajdzie. - odpowiadał co jakiś czas Kol, abym ja nie musiał z nim rozmawiać.
Usiadłem na jednym z kamieni i zacząłem sobie przypominać proces tego wszystkiego. Kol miał nadzorować wszystko z boku, a ja miałem pochłonić moc Tylera, wiedziałem, że zbyt silna dawka mocy może skończyć moje życie. Wiedziałem także, że on ją posiada, ponieważ zdecydował się zrzeczenia mocy wampira, a dostał ją ode mnie.

4 godziny później ...

- Już czas. - westchnąłem i stanąłem po lewej stronie pentagramu.
Tylerowi kazałem stanąć naprzeciwko mnie.
- Gotów ? - spytałem, a on pokiwał głową. - Teraz nie możesz nic mówić. Wycisz się i o niczym nie myśl. Zaraz nas ogarnie zaklęcie, które pozwoli nam zapomnieć o świecie po za tym pentagramem. Do póki nie skończy się to wszystko żaden z nas się stąd nie wydostanie.
- Rozumiem i dziękuje.
Na te słowa już nic nie powiedziałem, tylko po mału zacząłem wyrzucać z siebie słowa, które układały się w pewne zaklęcie. Nagle przegi pentagramu zajaśniały bielą i wiedziałem, że już nie ma odwrotu.


z perspektywy Caroline .
- Zaczęło się.. - wychrypiałam, gdy tylko ujrzałam moc białego światła.
- Zgadza się. Już tego nie przerwiemy. - westchnęła bezsilnie.
Podbiegłam do Kola, który stał blisko tego wszystkiego i zaczęłam go szarpać.
- Dlaczego go nie powstrzymałeś ?! - krzyczałam.
- Próbowałaś kiedyś powstrzymać Klausa ?! Nie ! Więc czy ty wiesz o co mnie pytasz ? Bym się naraził tylko na jego gniew, a to jest mój brat, muszę go wspierać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby kochana siostrzyczka wywiązała się jeszcze z obietnicy.
- Zamknij się. - warknęła Rebekah. - Tam jest mój brat, który może właśnie teraz zapłacić za moje i tak długie milczenie, życiem ! Rozumiesz ? I wiesz co? I tak żałuje, że od początku jej nie powiedziałam.
Nie zwracałam już uwagi na kłótnie, która zaczęła się toczyć między rodzeństwem. Podbiegłam jak najbliżej pentagramu. Teraz już wiedziałam co powinnam zrobić i nie miałam na myśli próby zapobiegnięcia temu wszystkiemu.
- Klaus ! - wykrzyczałam. - I tak wiem, że mnie słyszysz, chociaż pewnie mi nie odpowiesz, bo jesteś pochłonięty tym czym jesteś, ale wiem, że gdzieś tam mój głos dojdzie. Zapewne do twojego serca, które tak naprawdę mnie kocha i ja o tym doskonale wiem, choćbyś nie wiem co robił, żebym nie uwierzyła ! - wzięłam głęboki oddech. - Mogłeś mi powiedzieć od razu, chociaż z czasem rozumiem dlaczego mi tego nie powiedziałeś. Chociaż z pozoru jesteśmy inni, mamy podobne charaktery! Też byś mnie nie odwiódł od tego pomysłu, gdybym sobie wybrała cel. Byłeś w wielu trudnych momentach mojego życia, chociaż sam niektóre wywołałeś. Teraz jednak czuje, że powinieneś wiedzieć to co chce ci powiedzieć właśnie w tej chwili. - dostrzegłam niewyraźne rysy jego sylwetki. - Kocham Cię ! Kocham i jeszcze raz kocham ! Nie możesz się poddać ! Nie możesz umrzeć ! Rozumiesz ?! Zawsze trafiałam w swoim życiu na miłość bez happy end'u. Tym razem wierze, że to będzie coś dobrego ! Więc nie waż się sprawić, żebym straciła wiare na dobre. - nawet nie poczułam, kiedy moje łzy zaczęły lecieć po policzkach, jedna za drugą spływały w szybkim tempie mojego oddechu.

z perspektywy Klausa .
     Stojąc i wypowiadając zaklęcia, usłyszałem ten głos. Głos, który tak wiele dawał mi szczęścia. Który znałem bardzo dobrze. Caroline. Dowiedziała się prawdy, i pomimo tego, że na pewno jest na mnie zła, powiedziała, że mnie kocha i, że wciąż chce ze mną być. Nie moge się poddać. Nie pozwole, żeby teraz i mnie odebrano szanse na szczęście. Dotrwam do końca i Tyler w końcu zrozumie, że ja i Caroline jesteśmy sobie przeznaczeni. Po tylu latach to ona okazała się być tą ważną w moim życiu, więc byłbym naprawdę skończonym idiotą, pozwalając jej odejść. Jej miłość jest dzisiaj moją siłą, oraz także siłą na reszte dni. Teraz sprawdzimy, czy to prawda, że uczucie miłości może przezwyciężyć największe zło...

_______________________________________________________________________
Przepraszam was za moją bardzo długą nieobecność. Jednak wiadomo, szkoła i treningi są dla mnie ważne i nie moge pozwolić sobie ich zawalić. Obiecuje, że następny rozdział napisze, gdy tylko znajdę chwilkę czasu. Bardzo dziękuje, że nadal wchodzicie na mojego bloga, aby nawet chociaż sprawdzić czy nic nie naskrobałam. To naprawdę świetne uczucie! Buziaki ; *

niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty pierwszy .

- A więc ? - ponagliłam Rebekah.
- Nie moge ci powiedzieć.. obiecałam ! - nie patrzyła w ogóle w moje oczy.
- Rebekah.. musze to wiedzieć. Muszę wiedzieć czy będę mu to mogła wybaczyć, czy nie, bo jak na razie to wiem, że mnie okłamał. - westchnęłam.
- Dobrze.. - odparła po chwili zastanowienia. - To było kilka dni temu, spałaś wtedy, a my całą trójką siedzieliśmy tu w salonie, czyli ja, Klaus i Kol. Nagle ktoś zapukał do drzwi, Klaus wiedział, że to on. Nie chciał go w puszczać, bo nie wiedział jakie ma zamiary wobec ciebie. Ale po dłuższej chwili on wciąż stukał w te drzwi z coraz to większą siłą. Klaus nie miał wyjścia i poszedł otworzyć. Zaprosił go do środka. Więc usiedli oboje i patrzyliśmy na niego w oczekiwaniu co ma nam do powiedzenia.
- Kto to był Rebekah ? Myślisz, że się nie gapnę, że ciągle pomijasz jego imię ? - popatrzyłam na nią z pretensją.
- Tyler. - westchnęła.
- Czego on chciał ?!
- Daj mi skończyć. - popatrzyła w końcu w moje oczy, a ja kiwnęłam głową, żeby kontynuowała. - Zaczął tłumaczyć jak ma już dość krzywdzenia innych, więc poprosił Klausa o pomoc. Klaus wiedział, że Tyler to robi ze względu na ciebie. I chociaż mój brat się w ogóle nie zmienił. To dla ciebie mógłby zrobić wszystko. Ale wtedy pojął, że nie może decydować sam o tym wszystkim, że musisz być szczęśliwa, a kto wie, czy z Tylerem nie będziesz. - słuchałam wszystkiego w milczeniu. - Wtedy Klaus zapytał się go, kim woli pozostać wampirem czy wilkołakiem, wtedy on się na niego spojrzał pytająco, lecz Klaus mu odparł, że nie może się uwolnić od tych dwóch przekleństw. Tyler wybrał.. bycie wilkołakiem, ponieważ wtedy w żaden sposób nie byłby powiązany z Klausem. Przystał więc na jego propozycje i wyruszyli tam, gdzie są w stanie zdjąć urok hybrydy.
- Czyli gdzie ?
- Do takich starych ruin. Nigdy nie mogłam zapamiętać nazwy.
- A wiesz jak tam dojechać ?
- Wiem. - odparła i popatrzyła na mnie pytająco, a zarazem podejrzliwie.
- Ok. Mam jeszcze jedno pytanie.. - westchnęłam.
- Skoro powiedziałam ci to wszystko to nic innego mnie z tego nie wyratuje.
- Czy Klaus może przepłacić wszystko swoim życiem ?
Rebekah odwróciła głowe w przeciwnym kierunku i patrzyła intensywnie na kominek.
- W takich właśnie chwilach żałuje, że nie mamy daru feniksa...
- W proch się obracamy, ale już z prochu nie powstajemy. - westchnęłam.
- Otóż właśnie.
- Co mu odbiło do głowy ?! - wykrzyczałam i zerwałam się z kanapy. - Co on sobie wyobrażał i nic mi o tym nie powiedział ? Jeszcze wciskał mi te bajki, że musimy się rozstać, bo się oboje zmieniliśmy, a tak nie powinno być. Co za brednie ?! Właśnie teraz dał powód, że się nie zmienił. I mam to gdzieś czy z miłości, czy nie. Nie wybacze sobie, gdybym teraz go straciła. Zbieraj się, za godzine tam jedziemy.
- Ale Caroline !
- Nie! Koniec, albo mówisz jak tam dojechać albo jedziemy ?
- Ok, za godzinę będę gotowa.
Szybko pobiegłam do swojego pokoju, żeby się przebrać na podróż.


Z perspektywy Rebeki.

     Przebrałam się w dżinsy i jakiś zwykły top, aby było mi wygodnie w czasie drogi. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, ale z drugiej strony cieszyłam się, że trafiła się mi Caroline. Obie mogłyśmy wiele zdziałać. Sama nie zdołałam powstrzymać braci i może zrobiłam błąd, że nie powiedziałam Caroline od razu. Teraz jednak jedziemy tam i musimy uratować mojego brata, który jest gotowy poświęcić wszystko dla Caroline, nawet swoje życie. Swoją drogą to go, aż nie poznaje. Kiedyś martwił się tylko o siebie, dzisiaj martwi się nadal o siebie, ale także o nią. Chciałabym kiedyś móc poczuć to co oni w tej chwili. Wciąż się zastanawiam co powinnam zrobić w sprawie z Damonem. Raz jest mną zainteresowany, a raz nie zauważa w ogóle mojej obecności. Gdy tylko wróce tutaj z powrotem, będę musiała z nim poważnie o tym wszystkim porozmawiać. Mam już dość kolejnych gierek, w końcu muszę postawić sprawę jasno. Gdy już byłam gotowa, wyszłam z pokoju i wróciłam do salonu.


Z perspektywy Caroline

     Przebrałam się szybko w czarne rurki i biały top, na nogach pozostawiłam szpilki, ponieważ w ogóle nie krępowały moich ruchów. Zeszłam na dół, a Rebekah już czekała w salonie, wymachując kluczykami. Kiwnęłam głową i ruszyłyśmy do drzwi. Pozamykałyśmy wszystko i wsiadłyśmy do samochodu. Ruszyłyśmy w droge i zdawałam sobie sprawe, że nie będzie ona krótka, ale przynajmniej w nocy jest mniejszy ruch na drogach.
- Co mu powiesz, gdy tam dojedziemy?
- Nie wiem.. - westchnęłam.
- Nic sobie nie przygotowałas ?
- Nie. Gdy stanę tam, będę wiedziała co powiedzieć, powiem wszystko to co będę w tamtej chwili czuła. Może się zaczne śmiać ze zdenerwowania, może płakać z przerażenia, a może nawet wrzeszczeć ze wściekłości. - zaśmiałam się lekko. - A może nawet wszystko na raz. - westchnęłam.
- Dasz sobie rade. - uśmiechnęła się pocieszająco. - Ja też tam będę. Najwyżej im przerwiemy, skopiemy dupska i wrócimy do domu.
- Dobry plan, tylko jak pokonać dwie hybrydy ?
- Tego jeszcze nie wiem. - zaśmiała się.
Postanowiłyśmy jednak o tym nie rozmawiać, włączyłyśmy płytę z naszym ulubionymi zespołem i zaczęłyśmy śpiewać, tak, żeby chociaż na tą chwile zapomnieć o wszystkim co za klika godzin może się wydarzyć.

niedziela, 5 sierpnia 2012

rozdział dwudziesty .


Siedziałam przed miską płatków już od pół godziny. Zamiast jeść ciągle myślałam. W nocy nie spałam w ogóle. Widziałam jak Klaus wraz z Kolem odjeżdżali i aż ścisnęło mi serce. Jednak postanowiłam nie rozpaczać kolejny raz i zrobić sobie przerwe od facetów. Tylko, że to co czułam do Klausa było prawdziwe. Nagle drzwi do domu się otworzyły i do środka weszła Rebekah z opuchniętą od płaczu twarzą.
- Co się stało ? - zerwałam się z krzesła.
Usiadła na kanapie w salonie, a ja obok niej. Oparła mi głowe na ramieniu.
- Poszłam na randkę.
- Dopiero wróciłaś ?
- Tak, ale nie o to chodzi. Poszłam do klubu, w którym często przebywa Damon.
- Ostrzegałam cie, nie powinnaś igrać z ogniem.
- Wiem, ale cie nie posłuchałam. Z biegiem czasu wiem, że popełniłam błąd, ale to nie było najgorsze. Tak naprawdę on się wcale nie przeją, wręcz to on nie mógł się odpędzić od tłumu fanek.
- To Damon, wystarczy na niego spojrzeć i każda ulega.
- Niestety. Czuje się podle, bo myślałam, że to ja w tym wszystkim byłam górą, a jednak było na odwrót.
- Widzisz, znasz wystarczająco długo Damona, żeby wiedzieć, że z każdej sytuacji potrafi się wywinąć.
Nagle zadzwonił mój telefon, wyciągnęłam rękę i przyłożyłam ekran do prawego ucha. Damon prosił o spotkanie ze mną, więc się zgodziłam.
- Muszę jechać. - wstałam i zaczęłam iść po schodach.
- Do Damona, prawda ? - krzyknęła za mną, a ja jej nie odpowiedziałam.
Przebrałam się szybko w jakieś spodenki i bluzkę, a na nogi założyłam najzwyczajniejsze tenisówki. Wzięłam jednym ruchem telefon i klucze i wyszłam z domu. Ruszyłam w droge prosto do domu Damona. Denerwowali mnie takim swoim dziecinnym zachowaniem. Byli zbyt dumni, żeby się przyznać do tego uczucia i zbyt słabi, żeby je wyznać.
- O co chodzi ? - weszłam do jego domu bez zbędnego pukania albo witania się.
Damon siedział w salonie na kanapie, a w ręku jego jak to często bywa, gościła szklanka z alkoholem.
- Dzieje się ze mną coś dziwnego.. - westchnął.
- Co masz na myśli ? - usiadłam obok niego i także sobie nalałam Whisky.
- Jak pewnie wiesz, Rebekah wczoraj spotkała się z jakimś gościem, żeby wzbudzić we mnie zazdrość. Chociaż to mnie ani troche nie zaskoczyło. Zdziwiłem się, że chociaż wiem o co jej chodzi to tak naprawdę i tak jestem zazdrosny.
- I w związku z tym postanowiłeś też kogoś wyrwać tak? Aby ona była zazdrosna ?
- Co takiego ? - popatrzył na mnie zdziwiony. - Nie żartuj sobie, gdybym chciał to powaliłbym go jedną ręką.
- Rebekah mówi, że otaczał cie tłum dziewczyn.
- Koleżanki, z którymi czasem idę pograć w jakieś karty albo się napić. Czasem nawet można niezłą sumkę zarobić na jakimś zakładzie. - zaśmiał się.
- Czy nie możesz jej powiedzieć co do niej czujesz ?
- Moge.. - westchnął. - Ale wciąż się zastanawiam czy chce.
- To nie ma w ogóle sensu ! - wyrzuciłam ręce w góre i wstałam z kanapy.
- Ma, tylko ty go nie dostrzegasz. - westchnął.
- To mi to wytłumacz.. - stanęłam między kominkiem, a oknem.
- Nie jestem dobry.. w tych rzeczach, chodzi mi o związki. Prędzej czy później.. - westchnął.
- ktoś cie zrani. - zakończyłam za niego, a on odwrócił wzrok. - Damonie Salvatore, ty naprawdę masz uczucia! Ty się po prostu boisz.
- Ja się niczego nie boje. - odparł.
- Nie uddawaj ! Po tym jak Katherine i Elena cie skrzywdziły, boisz się po raz kolejny poznać uczucie zranienia. - westchnęłam i usiadłam z powrotem obok niego.
- A jeśli tak, to co? - odparł oschle.
- Właśnie nic ! To nic złego. Gdybyś wiedział ile razy mnie to spotkało, ale wiem, że na przyszłość mam twardszy tyłek w tych sprawach, więc jak mnie ktoś po raz kolejny w niego kopnie, to będę potrafiła oddać.
- No prosze, prosze. Caroline, waleczna kobieta. - zaśmiał się.
- Staram ci się tylko pomóc. - walnęłam go w ramie.
- Ok, chodzi o to, że.. sam nie wiem, chyba.. - zająkał się. - Dziękuje za to wszystko.
- Nie ma sprawy. - przytuliłam go lekko. - Od tego są przyjaciele i ciesze się, że już wiesz co to słowo znaczy. - zaśmiałam się.
- A co u ciebie i Klausa ? Jak tam się wasze sprawy toczą ? - uśmiechnął się.
- W końcu wszystko sobie wyznaliśmy.
- No prosze.
- Tak, a potem po kilku godzinach juz nas nie było. Klaus powiedział, że przeszkadza mu to, że miłość do mnie go zmieniła i musi wyjechać i tak zrobił.
- Wjerzysz w to ? - popatrzył na mnie.
- A co, nie powinnam ?
- Słuchaj, tyle o ciebie walczył i wierzysz w to, że tak łatwo by z tego zrezygnował ? Przecież on się nie zmienił, tyle tylko, że nie zabija już ludzi.
- O cholera ! Masz racje. - zerwałam się na równe nogi. - O nie ! Teraz to ma już u mnie przechlapane za kombinowanie. Nie wiem co zrobił, albo robi, ale serio mnie zdenerwował. Gdzie ja miałam oczy ?! Jasne, że mnie nie zostawił. Co ja sobie myślałam, on znowu ma jakiś durny plan i chce go zrealizować. Dzięki i cześć.
- Tylko nikomu nie mów o naszej rozmowie ! - krzyknął na pożegnanie, a ja tylko machnęłam ręką lekceważąco.
Tak, było kilka minut szczerości, a teraz wracamy do takiego traktowania się. Wsiadłam szybko do auta i pojechałam z powrotem do domu.
- Rebekah ! - krzyknęłam już w progu.
- Tak, Caroline ? - wychyliła głowe z salonu.
- Musimy porozmawiać. - oparłam ręce na biodrach, a ona tylko zrobiła zdziwioną i przestraszoną minę.

Z perspektywy Klausa
     Droga się dłużyła w nieskończoność. Nikt z nas się nie odzywał, cisza wypełniała samochód. Było słychać tylko cichy dźwięk z radia. Każdy się nastawiał przed dniami, które właśnie nadchodzą. Musimy się z tym zmierzyć i sprawdzić czy nam się uda, jeśli nie to po prostu zapłacimy za to życiem. Wciąż myśle o Caroline. Zraniłem ją, ja sam, a zawsze ją przed tym chroniłem ze strony innych. Tymczasem sam zadałem jej ból. Nigdy sobie tego nie wybacze. Jest kimś ważnym, to dzięki niej potrafie wciąż wstawać rano i się uśmiechać, jak za starych dawnych czasów, gdy byłem jeszcze człowiekiem. Tak, to prawda. Ona uwalnia we mnie tego nastolatka, którym byłem kiedyś, sprawia, że czuje się ludzko. Mam uczucia, które gdybym nawet chciał powstrzymać, to się nie uda, ponieważ są zbyt silne. To dziwne, że jeszcze nigdy nie podzieliłem się moimi myślami z kimś innym. Nawet z Rebekhą, która jest i była dla mnie najbliższą osobą. Jej oczywiście tego nie musze mówić. Ona potrafi odgadnąć nawet po moim wyrazie twarzy jaki mam nastrój lub co mnie dręczy. Wciąż nie wiem jak to robi, ale się jej udaje. Szkoda, że nie jestem tak zżyty z innymi jak z nią. Mam nadzieje, że gdy uda mi się zachować moje dotychczasowe życie to uda mi się także naprawić te konakty, aby były takie jak kiedyś, gdzie mogliśmy wszyscy na siebie liczyć. Lecz na początku zawalcze znów o miłość Caroline.

poniedziałek, 30 lipca 2012

rozdział dziewiętnasty .

     Rozpakowałam wszystkie swoje rzeczy, które przywiozłam z powrotem ze sobą. Pogodziłam się z mamą, jednak wciąż istniała jakaś pustka we mnie, której w ogóle nie mogłam niczym zapełnić. Jednak widząc jak Damon, Klaus dają sobie rade z tym, że musieli zostawić wszystkich swoich bliskich, jest mi łatwiej, bo wiem, że nie tylko ja muszę się z tym zmagać. Nagle wiedziałam czego jeszcze brakuje mi w życiu. Klausa.. miłości.. bezpieczeństwa. Szybko podniosłam się i zbiegłam na dół po schodach. Spostrzegłam go stojącego na tarasie domu. Szybko wybiegłam przez szklane drzwi, oczywiście otwierając je po drodze. Szybko odwrócił się w moją stronę, ale nie zdążył zareagować, bo ja tym razem byłam szybsza. Pocałowałam go z uczuciem jakiego nigdy wcześniej nie doznałam. Aż tak mi zawrócił w głowie ? Tak. Był inny od wszystkich, nie był nachalny, był opiekuńczy i cierpliwy.
- Caroline. - uśmiechnął się.
- Posłuchaj, w moim życiu wiele się dzieje, ale nie mam zamiaru rezygnować z czegoś na czym cholernie mi zależy. - uśmiechnęłam się także.
- No dobrze. - miał minę jakby w myślach analizował wszystkie moje słowa. - Skoro tak, to nie pozwole ci z niczego zrezygnować. - przytulił mnie mocno do siebie.
Usiedliśmy na jednej z ławek w ogrodzie. Nie rozmawialiśmy prawie w ogóle, lecz siedzieliśmy przytuleni do siebie. Nagle za nami ktoś się pojawił. Wiedziałam, że to Rebekaha, od razu rozpoznałam jej perfumy.
- Jak miło was widzieć takich szczęśliwych. - zaśmiała się.
- Dzięki siostra. - Klaus odparł nawet się na nią nie patrząc.
- Tylko mi jej nie zepsuj całkowicie. Ok ? - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy, lecz spodziewaj się teraz, że to ja będę u niej na pierwszym miejscu. - zaśmiał się.
- Spokojnie, w to akurat się nie mieszam, bo mam dzisiaj randkę.
- Z kim ? - zerwałam się z ławki na równe nogi.
- No nie.. wracaj tu. - Klaus wyciągnął do mnie rękę.
- Poczekaj chwile. - zaśmiałam się. - No.. z kim ? - ponaglałam ją.
- Czekaj.. jak on miał na imie.. - zastanawiała się. - Thomas.
- Chwila, a Damon ? - popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Hm, muszę coś zrobić, żeby w końcu stał się zazdrosny.
- Rebekah, nie igraj z ogniem. - westchnął Klaus, kręcąc głową. - Nie kombinuj nic, prosze cię.
- Oj braciszku i tak wiesz, że zrobie co zechce. - uśmiechnęła się i weszła z powrotem do domu.
Usiadłam z powrotem obok Klausa, na ławce. A co z Damonem ? No dobra, rozumiałam w pewnym sensie Rebekah, lecz tu chodziło o Damona. Co prawda jest ostatnim chamem, co często powtarzam, ale on ma mocne uczucia i złe wspomnienia z kobietami. Nie moge pozwolić na to, aby kolejna go zraniła. Z drugiej jednak strony Rebekah jest moją dobrą przyjaciółką i nie chce się jej wtrącać do życia, bo powinnam ją wspierać. I tak nie jest dobrze i tak. Czy powinnam w tym momencie wybrać ?
- O czym myślisz? - spytał Klaus, patrząc na mnie.
- Muszę iść porozmawiać z Rebekahą.
- Nie Caroline, prosze nie wtrącaj się.
- Posłuchaj.. a zresztą po co mam ci tlumaczyć ? I tak wiesz, że się wtrącę. - westchnęłam.
- W sumie masz racje. - przytaknął lekko głową.
- No to w takim razie uciekam. - wstałam szybko z ławki i skierowałam się do domu.
- Ale już ?
- Im szybciej tym lepiej! - odkrzyknęłam i szybko poszłam do  pokoju siostry Klausa.
Weszłam bez pukania i stanęłam na środku pokoju, dokładnie naprzeciw Rebekhi. Malowała paznokcie na swoim łóżku, wyglądając na tą dziewczyne z tych różnych filmów.
- Nie popierasz tego co robie, mam racje ? - westchnęła.
- Tak, masz racje.
- Caroline.. - usiadła na łóżku. - To się uda.
- Posłuchaj, on jest moim przyjacielem i nie pozwole go krzywdzić, tym bardziej, że już nie raz był skrzywdzony.
- Rozumiem i to szanuje, ale i tak zamierzam zrealizować swój plan.
- No to powiem ci tylko tyle, że jeśli potem wyniknie z tego jakiś spór, ja stanę po jego stronie.
Rebekah siedziała bez słowa, patrząc na mnie i analizując to co jej przed chwilą powiedziałam.
- Dobrze, rozumiem. Szanuje to Caroline, naprawdę. Tyle, że.. - zawahała się. - Dla mnie to też ważne, tyle osób mnie skrzywdziło, dla mnie jest to też pewien rodzaj sprawdzenia jego uczuć.
- Dobrze, nie będę się wtrącać. - zaśmiałam się i wyszłam.
Oboje byli uparci i właśnie tym mogli siebie zranić. Ale jak już powiedziałam.. nie wtrące się w to, tylko po sprawie oboje będę wspierać. Z tego wszystkiego zapomniałam o sprawie z Tylerem. Rozmowa była głupim pomysłem, ale przynajmniej dowiedział się prawdy. Poszłam do pokoju Klausa, wiedząc, że tam go zastanę. Nie myliłam się, gdy tylko przekroczyłam próg, zobaczyłam go w skórzanym fotelu za biurkiem ze szkicownikiem w rękach.
- Co wskórałaś ? - zachichotał.
- Nic, niech sobie robią co chcą. Są już duzi. - uśmiechnęłam się, a on podniósł na mnie wzrok.
- A gdzie tak zacięta Caroline, którą poznałem ?
- Za dużo złego już nawywijała, żeby kolejne sprowadzać. - popatrzyłam na jego prace.
I nagle zamarłam, na połowie z nich byłam ja.. było wiele rysunków z balu. Były także, gdy śpie, z momentu, gdy mnie pierwszy raz ujrzał, gdy walczyliśmy, gdy leżałam nieprzytomna. Byłam na nich wypełniona radością, w niektórych smutkiem, a w jeszcze innych gniewem.
- Nie chciałem, żebyś je w ten sposób zobaczyła. - westchnął i odłożył szkicownik.
- Dlaczego ? - popatrzyłam na niego podejrzliwie.
- Bo widzisz, możesz mnie uznać za jakiegoś świra, albo coś w tym momencie i pomyśleć nie wiadomo co.
- Nie prawda, podobają mi się. - uśmiechnęłam. - Ale nie rozumiem czemu malowałeś mnie? Jest wiele innych rzeczy, które widziałeś w tamtym okresie i mogłeś namalować. 
Westchnął ponownie i wstał z fotela. Usiadł na jednym z parapetów i popatrzył w okno. Nie wiedząc jak na to zareagować, podeszłam do niego i złapałam go za rękę. Odwrócił wzrok od okna i przyglądał się na nasze splecione ręce.
- Bałem się, że nigdy tego nie doznam, a rysunki to jedyne co mi pozostaje z każdego roku mego życia. Teraz mam ciebie, ale i tak nie przestane rysować, bo uwieczniam wspomnienia. Kto wie, może będziemy żyć razem do końca, może mnie zostawisz..
- Albo ty mnie. - wtrąciłam.
- Może z pewnych okoliczności będę musiał. - westchnął.
- Co masz na myśli ?
- Posłuchaj. Jestem hybrydą i kocham to. Kocham także ciebie. Ale moje marzenia się nie zmieniły. Nadal chce stworzyć więcej takich ja.
- Serio ? - wzruszyłam ramionami. - Jakoś nie wydaje mi się, żebyś był taki jak kiedyś. - westchnęłam. - Zmieniłeś się właśnie.
- Caroline, staram ci się to teraz powiedzieć..
- Chwila, chwila.. czy ja dobrze rozumiem? - zabrałam szybko rękę. - Chcesz dzisiaj skończyć to co dzisiaj się oficjalne zaczęło.
- Zmieniłaś mnie, nie jestem kimś kim kiedyś byłem, tęsknie za tamtym życiem. Nie lubie ograniczeń. Kocham Cię, ale wyjeżdżam na jakiś czas, tak będzie lepiej.
- O czym ty do cholery gadasz ?! - zdenerwowałam się.
- Przepraszam cię Caroline.
- Nie tylko ty się poświęciłeś, ja też się zmieniłam.
- No właśnie. Uwielbiałem, gdy ja byłem sobą, a ty byłaś sobą.
- Rozumiem. - spuściłam wzrok w podłoge. - Kiedy wyruszasz ?
- Dzisiaj w nocy.
- Z ?
- Z Kolem.
- Życzę udanej drogi. - westchnęłam i wyszłam z jego pokoju.
Do samego wejścia do pokoju trzymałam się jakoś, ale gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, zalała mnie fala smutku i łez, a także gniewu.

Z perspektywy Klausa .
     No i stało się to, co miało dzisiaj się stać. Zakończyłem to i ta pustka ponownie jest we mnie. Oczywiście, że gdybym nie miał wyjścia to nie opuszczałbym Caroline, ale musze wyjechać. Nie wiem ile to potrwa, dni, tygodnie, miesiące, a może nawet lata. Gdyby wiedziała co robie, zapewne by mnie powstrzymała albo nawet chciała jechać ze mną. Wszystkiego po niej można się spodziewać. Kłamałem, tak naprawdę. Żadni z nas się nie zmieniło, ona jest wciąż tą samą dziewczyną, pewną siebie i zagubioną w świecie wampira. Ja natomiast jestem mordercą, wpajano mi to od dziecka, gdy tylko stałem się wampirem i tak pozostało. Teraz nie jestem pewien czy nie zapłace życiem, za to co robie i nie chce, żeby Caroline na mnie czekała. Powinna ułożyć sobie życie na nowo z kimś kto da jej tyle radości ile zapragnie, bo zasługuje na to. Moje rodzeństwo wiedziało o wszystkim i każde z nich chciało mi pomóc, co było wielką nowością. Wybrałem Kola, tylko on tak naprawdę będzie potrafił pójść na całość. Gdy skończyłem ostatni rysunek, który przedstawiał Caroline niedawno ze smutkiem i żalem na twarzy, zastanawiałem się co powinienem napisać.
- Bracie. - Kol zajrzał do mojego pokoju. - Powinniśmy jechać już.
- No tak.
Nabazgrałem więc tylko na odwrocie " Kocham Cię, pamiętaj, jeśli to masz to właśnie poznałaś prawdę. Nie chciałem, żeby tak to wyszło, ale jednak. Bądź zawsze szczęśliwa i uśmiechnięta. Nigdy smutna i cierpiąca taka, gdy cie poznałem. ". Odłożyłem długopis i pobiegłem jeszcze do pokoju siostry.
- Już na nas czas.
- Dobrze, uważaj na siebie bracie. - przytuliła mnie, a ja ją objąłem.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbe. Nie powiedziałem Caroline prawdy, gdy po tygodniu nie wróce, powiedz jej o wszystkim i daj to. - podałem jej do rąk zawiniętą w rulonik, kartke papieru.
- Dobrze, na pewno dam.
- Przykro mi, że ty także musisz ryzykować dobry kontakt z Caroline, czyli waszą przyjaźń.
- Nie przejmuj się. Dam jakoś rade.
Ostatni raz spojrzałem na twarz siostry. Gdy wyszedłem i mijałem pokój Caroline, chciałem się pożegnać i może nawet ostatni raz złożyć pocałunek na jej wargach, ale to był zły pomysł. Wiedziałem, że teraz przepełnia ją nienawiść do mnie. Kiedy zjawiłem się już na dworze i spojrzałem na dom, zobaczyłem jak w jej pokoju widnieje słaby blask światła, a na parapecie widać cień jej sylwetki. Westchnąłem i wsiadłem do samochodu, nie było czasu na rozczulanie się nad tym wszystkim. Kol zajął miejsce obok mnie. Ruszyliśmy po jeszcze jedną istotę.




_________________________________________________________________________




Wróciłam już z wakacji, z których jestem bardzo zadowolona ! Chociaż i tak poświęcałam wiele czasu na powieści na bloga. Tęskniłam trochę za tym żeby dodawać je tutaj, bo wielką przyjemność daje mi to, że ktoś to może przeczytać . ; )

sobota, 14 lipca 2012

rozdział osiemnasty + ogłoszenie .

     Weszliśmy do środka. Nie byłam tutaj od czasu swojej ucieczki przez okno. Klaus usiadł na jednym z foteli, a ja naprzeciw niego.
- Nie zadajesz mi żadnych pytań ? - spytałam podejrzliwie.
- Wtedy, gdy zechcesz sama mi wszystko powiesz. - uśmiechnął się lekko. - Chociaż jestem zdziwiony, że jeszcze wczoraj udawałaś niedostępną, a dzisiaj siedzisz przybita i nie jesteś już tak pewna siebie.
- Widziałam się z Tylerem.. - powiedziałam szybko i zamknęłam oczy.
- Co takiego?! - uniósł głowe.
- Widzisz, nie wiedziałam, w ktorym momencie ty będziesz gotów, żeby to usłyszeć.
- Po co się z nim spotkałaś, Caroline ?
- Chciałam mu powiedzieć, że to koniec, że nie chce być już z nim i niech o tym zapomni. Powiedziałam też, że ułoże sobie życie z kimś innym.
- I jak na to zareagował ? Ugryzł cie, albo uderzył ? - Klaus wypytywał podejrzliwie, był zły.
- Nie, ale potem napisał sms'a, że i tak się dowie i takie tam. Zdenerwował się, a tego się boje. Jego zemsty.
- Spokojnie Caroline. - Klaus usiadł obok mnie.
Przygarnął mnie do siebie ramieniem i ucałował lekko w głowe.
- Jesteś bezpieczna. - westchnął.
- A inni ?
- Inni potrafią o siebie zadbać, spokojnie. Dobrze ?
- No dobrze.. - westchnęłam.
- Tym kimś jestem ja ?
- Nie rozumiem..
- Powiedziałaś, że ułożysz sobie życie z kimś innym, więc tym kimś jestem ja ? - czułam jak sie uśmiecha.
- Ej ! Może. - zaśmiałam się. - Ty wiesz co ja zauważyłam ? Że jesteś przy mnie całkowicie inny.
- Spostrzegawcza jesteś. - mrugnął do mnie i wstał na równe nogi. - Jedziemy stąd.
- Czemu tak szybko ?
- To miejsca przyprawia mi niemiłe wspomnienia, tymbardziej, że muszę cie jeszcze gdzieś zawieść.
- Gdzie ?
- Zobaczysz.. - podał mi rękę, a ja wstałam i oboje wyszliśmy z domu.
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i wsiadłam do samochodu. W środku jeszcze troche pogadaliśmy o tym ślubie, gdy nagle Klaus zatrzymał samochód. Spojrzałam przez przednią szybę, odrywając wzrok od telefonu. Znajdowaliśmy się na podjeździe mojego domu.
- Co my tu robimy ? - wyakcentowałam każde słowo pojedyńczo.
- Musisz porozmawiać z mamą.
- Nie. - odparłam szybko i stanowczno.
- Caroline.. to w takim razie musisz iść po swoje rzeczy. - popatrzył.
- Nie dasz mi spokoju, prawda ?
- Prawda..
Wysiadłam z samochodu i zapukałam do drzwi. Czekałam chwile, gdy mama nagle otworzyła drzwi.
- Córciu.. - uśmiechnęła się i przygarnęła mnie do siebie.
- Ja wpadłam po swoje rzeczy.. - wyszeptałam.
- Jak to ? Dlaczego ? - popatrzyła na mnie.
- Wejdźmy do środka, co ? - uśmiechnęłam się lekko.
Przeszłyśmy do salonu, mama spytała jeszcze Klausa czy chciałby wejść do środka, lecz ten odmówił. Usiadłam na kanapie, a ona przyniosła wode do picia.
- Więc ? - spytała niecierpliwie.
- Mamo, wciąż ci coś może zagrażać z mojej winy. Przeprowadzam się do Klausa, ale nie martw się. Już moge wychodzić i takie tam rzeczy. Nic mi już nie zagraża.
- Dlatego nie rozumiem, czemu musisz się przeprowadzić ? - spytała.
- Bo ja nie wiem co jeszcze gdzieś na mnie czycha. Teraz z Tylerem mam na pieńku.
- Moge go aresztować.. - zaproponowała, a ja się zaczęłam śmiać.
- Mamo.. to wilkołak i wampir, czyli hybryda. Prędzej mnie pokonasz. - uśmiechnęłam się. - Błagam cię, nie utrudniaj mi tego, bo i tak jest to dla mnie wystarczająco trudne. - westchnęłam.
- Dobrze, tylko nie sądziłam, że tak szybko dorośniesz. - miała już w oczach lekkie łzy.
- Właściwie to ja nigdy nie dorosne. - zaśmiałyśmy się obie. - Pójdę wziąć niektóre swoje rzeczy.
- Dobrze.. - uśmiechnęła sie lekko.
Poszłam na górę do swojego pokoju. Uwielbiałam go, było mi w nim tak miło, przyjemnie i  bezpiecznie. Nie sądziłam, że tak szybko nastąpi moja wyprowadzka stąd. Wyjęłam jedną z toreb i spakowałam w nią troche ciuchów, kosmetyków i butów. Nagle w oczy rzucił mi się miś leżący na łóżku. Wzięłam go do rąk i od razu wszystkie wspomnienia z nim związane powróciły. Dostałam go, gdy miałam trzy lata. To on był moim najlepszym przyjacielem, gdy rodzice się rozwodzili. Go także postanowiłam spakować do torby. Gdy juz wszystko miałam, zeszłam z powrotem na dół.
- Dziękuje mamo za wszystko. - przytuliłam ją mocno.
- Uwarzaj na siebie, dzwoń i wpadaj jak tylko będziesz mogła. - ucałowała mnie jakby miała w objęciach wciąż tą małą dziewczynkę sprzed kilku lat.
- Ty też na siebie uważaj. - uśmiechnęłam się, pomachałam i wyszłam.
Wrzuciłam torbę z rzeczami na tylne siedzenie i sama usiadłam na przednim.
- Możemy jechać..
- A ta torba ?
- Moje rzeczy.
- O.. - westchnął. - Sądziłem, że się pogodzicie i zamieszkacie znów razem.
- A chcesz tego ? - spojrzałam pytająco.
- Żebyście się pogodziły? Tak. Żebyś zamieszkała tutaj z powrotem ? Nie. - zaśmiał się. - Wypadało po prostu tak powiedzieć.
Jechaliśmy do domu Klausa w milczeniu.
- Pogodziłyśmy się. - popatrzyłam w okno i czułam, że się uśmiecha.

_______________________________________________________________________

Wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc nie będą dodawane przez ten czas rozdziały. Chyba, że wielkim szczęściem miałabym tam internet - w co bardzo wątpię. Przepraszam za tak niedopracowany rozdział 18. Jednak po prostu nie miałam czasu od wczoraj, a chciałam coś dodać. 
Dziękuje wszystkim za odwiedzanie tego bloga i za wszystkie komentarze, nie wiem czemu, ale jest mi bardzo miło, gdy je czytam i widzę, że ktoś docenił to wszystko co napisałam. 
Buziaaaaki ; *

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział siedemnasty .

- Macie na myśli biała suknia, garnitur, kwiatki i takie tam pierdoły ? - spytał Damon z niedowieżaniem.
- Tak właśnie to mamy na myśli. - odparł jego brat.
- W takim razie gratulacje. - uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękujemy. - uśmiechnęła się Elena. - Chciałabym, abyś ty wraz z Bonnie były moimi świadkami, bo jesteście mi najbliższe od dzieciństwa.
- Bonnie tak, ale ja byłam Ci najbliższa. - odparłam. - Wybacz Elena, zmieniłam się. Wiele dało mi do myślenia to, że nie uwierzyłyście mi.. nie potrafie ot tak o tym zapomnieć. Wybacz. - wstałam i wyszłam na taras.
Ciężko mi było widzieć i mówić to wszystko. Gdybym wciąż jeszcze była z Eleną na pewno próbowałabym z nią o tym pogadać, czy na pewno chce tego itd, nawet zaoferowałabym pomoc przy weselu. Ale to już minęło. Nie da się tego naprawić. Mam nowe życie. Nie zamierzam zapomnieć o starym, bo było wiele momentów, które chce zapamiętać do końca swojego życia. Nagle ktoś za mną stanął.
- Wszystko dobrze ? - usłyszałam ten znajomy akcent.
- Tak. Kiedy to wszystko ma się odbyć ?
- Za 5 dni.
- Szybko. - odparłam krótko.
- Kochają się, chcą ze sobą być to normalne, Caroline. - czułam, że się przy tym uśmiecha.
- Nie twierdze, że nie. - wzruszyłam ramionami. - Ale.. jak oni się wyrobią z przygotowaniem wszystkiego ?
Klaus zaczął się śmiać.
- Co w tym śmiesznego ? - popatrzyłam na niego.
- Mówisz, że się zmieniłaś. Tymczasem ja wciąż widzę starą, dobrą Caroline, która tak bardzo urzeka mnie swą osobowością.
Mimowolnie się uśmiechnęłam na jego słowa. Lekko pocałowałam go w usta.
- Tak, ale stara Caroline nigdy by się z tobą nie zaczęła zadawać. - zaśmiałam się.
- W sumie, to rzeczywiście bardziej lubie tą nową. Chociaż pociągało mnie to, że udawałaś, że cie nie interesuje.
- Skąd wiesz, że udawałam ? - przygryzłam dolną wargę.
- Napoczątku na pewno mnie nie nawidziłaś, ale potem chciałaś mnie poznać.
- To ten twój akcent. - udałam oburzoną.
- Całkiem możliwe. - zaśmiał się i wlepił wzrok w podłogę. - Od pierwszego razu, gdy cie zobaczyłem zainteresowałaś mnie sobą.
- Nie często wyznajesz takie coś ? - spytałam poważnie.
- Zgadza się, ale tobie moge to szczerze wyznać. - uśmiechnął się lekko.
- To miłe. - uśmiechnęłam się i skierowałam w strone drzwi.
- A ty gdzie ? - zdziwił się. - Myślałem, że teraz twoja kolej na powiedzenie czegoś miłego i takie tam. - zaśmiał się.
- Hm, widzisz jeszcze do końca nie uległam twemu urokowi. - zaśmiałam się i weszłam do salonu.
Stefana i Eleny już nie było, natomiast na stole widniało kilka białych kopert. Jak na razie nie chciałam otwierać jednej z nich, która miała moje imię i nazwisko. Poszłam do siebie na góre i zaczęłam gapić się w okno.
- Jak się trzymasz ? - Rebekah weszła do mojego pokoju i usiadła niedaleko mnie.
- W jakiej sprawie ?
- Tego ślubu.
- To ich życie, niech robią co chcą. Cieszę się, że się tak kochają i podjęli taką decyzje, widać, że to coś poważnego. Jednak druhną nie zamierzam być.
- Rozumiem Cię, na twoim miejscu też bym zrezygnowała z tego tytułu. - westchnęła i wzięła jakiś katalog do rąk. - Ale i tak na zakupy musimy się wybrać. - zaczęła przeglądać kolorowe kartki magazynu. - W końcu w byle czym nie pójdziemy.
- To pewnie będzie jakieś kameralne wesele, bo oboje takie uwielbiają. - uśmiechnęłam się.
- Więc wybierzemy coś kameralnego. - odwzajemniła uśmiech Rebekaha.
Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Czułam się jakby Rebekah była moją siostrą. Chociaż miała trudny charakter to się potrafiłam z nią dogadać. Gdy już się ściemniło, powiedziała, że jest zmęczona i musi iść troche odpocząć. Pożegnałyśmy się i poszła do swojego pokoju. Leżałam na łóżko znów patrząc się w okno, gdy dostałam sms'a. Spojrzałam na telefon i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Tyler. Otworzyłam wiadomość od razu. " jestem w mieście, chce się z tobą spotkać. Wszystko naprawić. Kocham Cię i tęsknie " - odczytałam w myślach, aby nikt z obecnych w domu osób, nie zdołał usłyszeć. W końcu pięciu wampirów oprócz mnie i każdy ma wyszulony słuch, a do tego niektórzy mieszkają za ścianą. Czy powinnam coś odpisać ? Nie - postanowiłam stanowczo. Nie moge. Zaczęłam wszystko na nowo. I tak naprawdę teraz zrozumiałam, że to uczucie, którym darzyłam Tylera minęło. Nie da się go odtworzyć jak kasetę wideo. A zresztą tyle czasu go nie było, mało co nie zginęłam, a on ani razu się nie odezwał. No wiem, że Klaus miał w tym swój udział, ale to nie tylko jego wina. Tyler nauczył się opanowywać to wszystko. Koniec ! Nie myślę już o tym. Było, minęło i już nie wróci. Za dużo się teraz dzieje, żeby się tym martwić. No właśnie ! Moja eks przyjaciółka wychodzi za mąż za pięć dni, dzisiaj się wybudziłam z tygodniowego snu, coś się dzieje pomiędzy mną, a Klausem, a ja będę sobie tym zawracać głowe. A jeśli cos mu się stało i dlatego wrócił ? Nie, nie, nie. A może jednak ? Napisze, aby się upewnić. - wzięłam telefon i wystukałam na klawiszach pytanie " czy wszystko z  tobą Ok ? ", na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Przycisnęłam Ok i wiadomość się otworzyła. " Nic mi nie jest, jest lepiej niż kiedykolwiek było. Po prostu tęsknie i nie moge przestać o tobie myśleć "
- No to pięknie się wpakowałaś Caroline.. - wyszeptałam i oparłam się na rękach.
     Nawet nie zdałam sobie sprawy, w którym momencie zasnęłam. Obudziły mnie promyki słońca, wlewające się przez okno. Wstałam więc z łóżka i poszłam do łazienki, aby się umyć. Wspaniale było wziąć gorącą kąpiel i zapomnieć o wszystkich problemach z ostatniego czasu. Jednak, gdy tylko ubrałam się w świeże ubrania, na nowo przypomniałam sobie o Tylerze. Czy na pewno powinnam się z nim spotkać ? Z rozmyśleń wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi.
- Damon ! A co jeślibym była naga ? - zapytałam z prerensją w głosie.
- Oj prosze cię, przecież cie już taką widziałem. - odparł z obojętnością.
- No w sumie. - wzruszyłam ramionami. - Czego chcesz?
- Jade do miasta, Rebekah prosiła mnie o jakieś pierdoły. Też chcesz czegoś ?
- Ty robisz coś dla kogoś ? - zdziwiłam się i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Możesz się nie czepiać ?!
- Dobra, jade z tobą. Musisz mnie zawieźć do pewnego miejsca.
- Skoro chcesz. - odparł i wyszedł z pokoju.
Wzięłam telefon i pięniądze i także wyszłam. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w droge. Jechaliśmy w milczeniu, słuchając muzyki.
- To tutaj. - westchnęłam i rozpięłam pas. - Wysadź mnie tu.
- Nie chcesz, żebym szedł z tobą ?
- Po co ? Nie jesteś moją nianią. - zaśmiałam się, a gdy się zatrzymał, wysiadłam z samochodu. - Kup mi płatki czekoladowe. - powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Tyler napisał, że będzie u siebie w domu. Wolałam nie ryzykować i nie wysłuchiwać potem gadania Damona, więc pojechaliśmy troche dalej i weszłam na podwórko tylnym wejściem. Napisałam sms'a, że jestem na werandzie. Nagle drzwi od jego domu się otworzyły i pojawiła się tak znajoma mi postać. Wciąż miał dobrze zbudowane ciało i ten błysk w oku. Na mój widok lekko się uśmiechnął.
- Czego chcesz ? - spytałam.
- Wiem.. nie odzywałem się, ale musiałem po tym wszystkim się pozbierać.
- Ty ?! Weź mnie człowieku nie osłabiaj. - westchnęłam.
- Caroline, zostawmy przeszłość za sobą. Bądźmy znów tak jak kiedyś.
- Jacy ?
- Szczęśliwi. - złapał mnie za ręce.
- Tyler.. oprócz przyjaźni nic nam już nie pozostaje. - oswobodziłam ręcę z jego uścisku. - Ja teraz jestem szczęśliwa. U boku kogoś innego też moge. - westchnęłam i zaczęłam schodzić po schodkach.
- To Damon ? Matt ? A może teraz Klaus ?!
- Nie twoja sprawa. - zaśmiałam się pod nosem. - Dużo się zmieniło od twojego wyjazdu. - rzuciłam przez ramie i poszłam.
Do domu wróciłam na piechote. Musiałam sobie wszystko teraz poukładać w głowie. Cieszyłam się, że zamknęłam pewien rozdział w swoim życiu. Bałam się tylko jak z tym sobie poradzi Tyler, bo nie wyglądał na zbyt smutengo, był raczej pełen złości i nienawiści. Jednak musi to zaakceptować. No, bo w końcu jeśli mnie kocha to pozwoli mi odejść. Bez żadnych sprzeczek, ani niczego takiego. Chce mieć w końcu spokojne życie !
- Chce być tak jak kiedyś.. - westchnęłam.
Nastolatką.. cieszącą się życiem. Wiedziałam jednak, że tak już nigdy nie będzie. Jestem wampirem, potworem.. i obdarzyłam uczuciem kogoś kto żyje od ponad kilku tysięcy lat, to też bardzo dziwne. Nagle w ręku poczułam wibracje telefonu.
- Tyler.. - wyszeptałam, gdy zobaczyłam jego imie na wyświetlaczu. - " Dowiem się przez kogo nie chcesz do mnie wrócić.. ! " - przeczytałam na głos.
Teraz to już się denerwowałam nie na żarty. Zadzwoniłam do Klausa i poprosiłam, aby po mnie przyjechał. Zgodził się. Nie wiem co się działo ostatnio z nim i Damonem, ale byli wyjątkowo mili. Usiadłam na ławce i pogrążyłam się w rozmyśleniach. Nagle zobaczyłam Klausa samochód i go wysiadającego i idącego w moim kierunku.
- Caroline wszystko w porządku ? - zapytał z tym swoim boskim akcentem.
- Pojedźmy w jakieś ciche miejsce, żeby pogadać, dobrze ? - spytałam, a on w odpowiedzi pokiwał głową.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domku, gdzie ostatnio spędziłam sporo czasu. Przez całą droge siedzieliśmy w milczeniu, Klaus o nic nie pytał, co bardzo mi się podobało, bo musiałam sobie wiele rzeczy poukładać w głowie, choć przez chwile.

środa, 11 lipca 2012

rozdział szesnasty .

- Już czas. - powiedział Damon, wstając z łóżka.
- Dobrze, chodźmy. - wyszliśmy z pokoju.
Po drodze wstąpiliśmy też do pokoju Rebeki, żeby ją poinformować, miała bardzo skupiony wyraz twarzy. Zeszliśmy na dół do salonu, gdzie już wszyscy czekali. Nagle wśród gromadzony odnalazłam wzrokiem Bonnie i Stefana, oboje mieli spuszczone głowy. Rebekah objęła mnie lekko za ramiona, dzięki czemu poczułam wiele wsparcia i stanęłam tuż obok niej.
- Wszyscy gotowi ? - spytał Damon, gdy na dworze już zachodziło słońce.
- Tak. - odparli.
Klaus jednak siedział cicho, patrząc na mnie i rozmyślając nad czymś. Dawno już z nim nie rozmawiałam. Co się działo ? Musiałam się tego dowiedzieć przed walką, bo będzie mnie to potem bardzo zastanawiało i na niczym nie dam rady się skupić.
- Więc plan jest taki, że.. - przerwał Damon. - Ile nas jest ? Ja, Caroline, Rebekah, Klaus, Kol, Elijah, Bonnie i Stefan. Czyli pojedziemy dwoma samochodami. Coś jeszcze ?
- Tak. - powiedziałam nagle i wszystkie oczy skupiły się na mnie. - Moja prapraprababka, Ester zaproponowała, że będzie pomagać Bonnie w tym całym czarowaniu.
- To świetnie, prawda ? - uśmiechnął się Damon, a Bonnie pokiwała głową.
- Dobra, za 10 minut wyruszamy. - oznajmił.
Gdy wychodziliśmy z salonu złapałam Klausa za ramie i przeciągnęłam go do jadalni.
- Co z tobą ? - spytałam.
- Nic takiego.
- Nie rozmawiasz ze mną ostatnio.
- Posłuchaj Caroline, dzisiaj wszystko może się stać i musimy być oboje na tym skupieni. Porozmawiamy po wszystkim. - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Zarzuciłam ręce na jego szyje i mocno się przytuliłam, tego właśnie było mi trzeba. Bliskiej mi osoby, na której wsparcie zawsze będę mogła liczyć. Gdy usłyszeliśmy znów głos Damona, który wszystkich pogania wybuchnęliśmy śmiechem i poszliśmy do samochodu. Ja, Damon, Klaus i Rebekah jechaliśmy jednym, a reszta drugim. Dojechaliśmy pod domek, z którego ostatnim razem uciekłam, gdy słońce już zaszło. Wysiedliśmy i stanęliśmy obok siebie.
- Co dalej ? - spytał Kol.
- Chcą dopaść Caroline, więc musi się udać w głąb lasu.
- A dokładniej tam skąd pochodzą te hałasy. - sprecyzowałam to.
- Nie może pójść sama. - sprzeciwił się Klaus.
- Zaufaj jej. - wyszeptała silnym głosem Rebekah.
Popatrzyłam na niego, spojrzałam prosto w oczy. Patrzyliśmy się na siebie przez pewien czas, gdy nagle ustąpił i kiwnął głową, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Do zobaczenia. - rzuciłam i pobiegłam w głąb lasu.
Wiem jedynie to, że Bonnie przed tym wszystkim rzuciła zaklęcie na mnie, aby nikt nie mógł czytać w mym umyśle i aby nikt nie dał rady wyczuć ich wszystkich.
- W końcu przyszłaś.. - usłyszałam głos.
Za chwile zza drzew ze wszystkich stron pojawiły się cztery czarne sylwetki w palerynach.
- Długo kazałaś na siebie czekać. - wyszeptała jakaś inna.
A ja nie wiedząc jak mam dać reszcie znak, po prostu krzyknęłam " No dalej ! ". Tak wiem, glupie posunięcie, ale za skutkowało. Obok mnie za chwilę zmaterializowała się reszta wampirów. Bonnie miała pozostać przy samochodzie. Jako, że ja, Damon i Stefan nie mogliśmy zabić pierwotnych Czarowników, staraliśmy się chronić pierwotnych wampirów. Pomagałam siostrze Klausa, gdy nagle oślepiło nas jasne światło.. co się stało dalej ? Nie mam pojęcia.

     Obudziłam się w "swoim" pokoju w domu Klausa. Obok przy łóżku siedziała Bonnie wraz z jednym z pierwotnych czarowników. Otworzyłam oczy i pisnęłam ze strachu. Bonnie złapała mnie za rękę i uspokoiła, pewnie w sposób swojej magii.
- Spokojnie. Charlie ci pomógł. - wyszeptała.
- On ?! Chciał mnie zabić. - wypowiedziałam te słowa ze wszystkich sił.
- Ale zdradził swych braci i nam pomógł.
- Jak to ?
- No, bo.. - nagle Bonnie urwała, bo Charlie wziął ją za rękę.
- Nie po prostu nie wierze. - wyszeptałam.
- Rozumiem, ale chce żeby było tak jak dawniej Caroline.
- Nie będzie tak jak dawniej. - odwróciłam głowe w strone okna. - Nigdy.
- Eh. - westchnęła i usłyszałam jak drzwi się za nimi zamykają.
- Świetnie.. teraz to ja nic nie rozumiem już.
Po pewnym czasie uslyszałam ciche pukanie do drzwi.
- prosze !
- Witaj Caroline. - usłyszałam dobrze znajomy mi głos.
- Klaus... - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
Podszedł szybko i usiadł na brzegu łóżka.
- Tak się o ciebie bałem. - westchnął.
- Powiedz co się wydarzyło, bo nic nie pamiętam.
- Cóż pojechaliśmy tam..
- To pamiętam.. pojawiło się białe światło.. i co wtedy ? - próbowałam przyspieszyć jego historie.
- Nie wiedzieliśmy co się dzieje, okazało się, że to zaklęcie rzucone przez Bonnie i Charliego. Zdołało pokonać jego braci. Nagle zauważyliśmy, że ty i Rebekah... leżycie na ziemi. Nie oddychacie ani nic z tych rzeczy.
- Przecież wampiry mogą nic nie robić , nie oddychać, nie jeść ani nic.
- Caroline.. serio za dużo książek i seriali oglądasz. - westchnął. - Szybko podbiegliśmy i zabraliśmy was tutaj. Rebekah obudziła się w nocy, a ty teraz nad ranem.
- Ile czasu byłyśmy.. nieprzytomne ?
- Około tygodnia.
- Co?! - na mojej twarzy pojawił się mocny wyraz zdziwienia.
- Naprawdę, ale was uleczyli.
- A ja im nawet nie podziękowałam. - westchnęłam.
- Nie zamartwiaj się tym.
- Co z Rebekahą ?
- Damon u niej jest. Nie sądziłem, że aż tak to sobie weźmie do serca.
- Wy nigdy nic nie zauważacie. - zaśmiałam się po cichu.
- Dobrze wiedzieć.
Nagle telefon zadzwonił. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam, że przyszła wiadomość. Była od Rebeki. " Powiedz, żeby Klaus pomógł Ci zejść na dół "
- Mam do ciebie prośbe. - popatrzyłam na niego.
- Co tylko chcesz.
- Pomóż mi dojść do salonu, bo chyba nie mam wystarczająco dużo sił.
- Nie ma mowy.
- Nie bądź znów chamem !
- Ej to cios poniżej pasa. - odparł, a ja na niego popatrzyłam. - Dobra..
Pomógł mi wstać z łóżka i zejść po schodach. Do salonu doszłam już o swoich siłach. Gdy weszłam zobaczyłam jak Rebekah siedzi na kanapie, a Damon kręci się obok kominka.
- Rebekah. - powiedziałam, aby dać znać, że jestem.
- Caroline. - uśmiechnęła się na mój widok i wstała, aby mnie przytulić. - Jak się czujesz ?
- Bywało lepiej.
- Tak to prawda.
- Przepraszam, że cie wtedy nie obroniłam.
- Nie pleć takich bzdur ! Obie nie wiedziałyśmy co się dzieje. - usiadłyśmy obok siebie na kanapie.
- Tak, to było niespodziewane.
- I głupie. - wtrącił Damon, ale puściłyśmy to mimo uszu.
Siedzieliśmy chwile pochłonięci rozmową, gdy zadzwoniła komórka Damona. Ich rozmowa nie trwała dłużej niż minute.
- Stefan zaraz tutaj będzie. - zakomunikował, gdy włożył telefon z powrotem do kieszeni.
- Ciekawe po co. - westchnęłam.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.. i zapach.. zapach krwi.. nie należała oczywiście do Stefana. To była krew.. Eleny.
- Elena z nim jest. - powiedziałam.
Klaus poszedł otworzyć, wszyscy czekaliśmy w salonie na coś co zaraz miało się wydarzyć. Weszli we trójkę do pokoju, lecz Klaus od razu podszedł bliżej mnie. Oni zaś stali kilka centymetrów od progu.
- Caroline, Rebekah. Jak się czujecie ? - spytał Stefan.
- Cóż.. nie można chyba powiedzieć, że dobrze. - wycedziła Rebekah.
Ja znałam jej dobrą stronę, lecz inni nie. Widzieli w niej tylko zarozumiałą dziewczynę, która jest głośna i opryskliwa. Ja też na początku ją tak postrzegałam. Jednak jak się później okazało pomyliłam się do niej jak i do całej ich rodziny.
- Caroline, przepraszam cie za to wszystko co się wydarzyło. Wiem, że to nie była twoja wina ani nic. Przepraszam.. - Elena wciąż patrzyła na mnie.
- Ta, spoko. Było minęło. - westchnęłam.
- Co was tutaj sprowadza kochani ? - zaśmiał się Damon.
- Chcielibyśmy wam coś ogłosić.. - uśmiechnęła się lekko Elena.
- Pobieramy się. - dokończył za nią Stefan. - I chcieliśmy was zaprosić..

sobota, 30 czerwca 2012

rozdział piętnasty .

     Z rana bardzo wcześnie wstałam i poszłam się odświeżyć. Gdy wyszłam z łazienki na łóżku siedziała Rebekah.
- W co się ubierasz dzisiaj wieczorem ?
- Nie zastanawiałam się nad tym. - popatrzyłam zdziwiona.
- No właśnie, a ja nic nie mam. Więc, żeby się teraz rozluźnić pojedziemy na zakupy.
- Na zakupy ? - zastanowiłam się. - Jak najbardziej.
Ubrałam się w jakieś szorty i bluzkę z krótkim rękawkiem, a na nogi trampki. Pojechałyśmy samochodem siostry Klausa. Nigdy nie podejrzewałam, że uda mi się załapać tak dobry kontakt z nią.
- Jesteśmy. - uśmiechnęła się.
Wysiadłyśmy i weszłyśmy do centrum handlowego. Okazało się, że mamy podobny gust względem ubrań, więc w niektórych sklepach spędzałyśmy znaczną część czasu. Zakupy zajęły nam w sumie około czterech godzin. Niekiedy napotkałyśmy ludzi ze szkoły, którzy pytali się o moją nieobecność, lecz ja starałam się utrzymać wersję mamy, którą Damon mi przekazał. W sumie kupiłam sobie czarne rurki i do tego czarną szeroką bluzę, żeby nie krępowała moich ruchów. Buty także były mi potrzebne, więc wzięłam zwykłe czarno-białe nike. Rebekah także kupiła podobny strój, tylko jej bluza i buty zamiast czerni, były szare. Nie były one zbytnio w naszym guście, ale byłoby nam szkoda, gdyby inne ciuchy się zniszczyły dzisiejszego wieczoru.
     Kiedy wróciłyśmy do domu zastałyśmy wszystkich bardzo poddenerwowanych, a szczególnie Klausa.
- Co wy sobie myślałyście znikając tak ?!!
- Że znajdziemy fajne ciuchy ? - spytałam i wskazałam na torby z nimi.
- To było bardzo głupie i nieodpowiedzialne.
- Wyluzuj braciszku. - zaśmiała się Rebekah. - Nic się nikomu nie stało.
- A czy zdajesz sobie sprawe, że mogło się stać ? - popatrzył na nią.
- Nie i nie chce jej sobie zdawać. - westchnęła.
- Mogłyście chociaż zabrać telefony. - wtrącił Damon.
- Rozładowały się, więc zostawiłyśmy, żeby się naładowały. - uśmiechnęłam się.
- Dokładnie. - przytaknęła Rebekah.
- Nie wiem, czy powinniśmy się cieszyć, że się zaprzyjaźniłyście czy płakać.. - westchnął Elijah. - Myślałem, że tu zwariujemy przez zwariowanego Klausa.
- Hahaha. - zaśmiał się Kol. - To ci się udało.
- Nic się złego nie stało. - odparłam. - Przynajmniej troche zapomniałyśmy o tej bitwie. - westchnęłam. - Bo tutaj jak widać wszystko o niej przypomina.
- Właśnie, chodź do mnie. - Rebekah pociągnęła mnie na górę.
Poszłyśmy i rozpakowywałyśmy rzeczy do szaf.
- Myślałaś o tym jak po tym wszystkim będą wyglądać twoje, Bonnie i Eleny relacje ?
- Chyba tak.. nawet sporo o tym myślałam.
- I jak ?
- To już nie będzie to samo, zbyt wiele mnie od nich dzieli. One stały się inne, albo ja się stałam.. a może wszystkie ? Sama nie wiem, jednak to pewne, że wszystko się zmieni.
- Ja nigdy nie miałam przyjaciół. - westchnęła.
- Naprawdę ?
- Tak.. zawsze dużo podróżowaliśmy,  nie lubiliśmy normalnego życia. Moim najlepszym przyjacielem był Klaus, jednak potem nas pozabijał.
- Przywrócił do życia także.. - przypomniałam.
- Tak, to prawda. Jednak byłam na niego zła i to bardzo miałam mu to za złe, teraz już mi przeszło i na nowo mu ufam.
- Teraz masz też mnie.. - uśmiechnęłam się.
- No właśnie, w końcu jakaś dziewczyna, z którą moge normalnie się dogadać, chociaż na początku była ostra rywalizacja.
- Mamy podobne temperamenty. - pokiwałam przy tym głową.
- Zgadza się. - przytaknęła. - Ja także to zauważyłam. Jak to się w sumie stało, że poznałaś tak dobrze Klausa ? - zapytała głosem, przepełnionym ciekawością.
- Najpierw o mało co mnie nie zabił, a potem uratował.
- Czyli ?
- Skłonił mojego byłego chłopaka Tylera, którego przemienił w hybrydę, aby mnie ugryzł. A potem za pośrednictwem małego szantażu Stefana przyszedł i pomógł mi. Troche dziwne, ale prawdziwe.
- Czyli masz wobec Stefana jakiś dług ?
- Nie sądzę.. jesteśmy w sumie kwita. - zaśmiałam się. - A czemu pytasz ?
- Z ciekawości. Interesuje mnie to, chociaż nie wiem czemu. - wzruszyła ramionami.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się. - Wiesz co, pójdę do siebie troche jeszcze odpocząć, bo jestem zmęczona fizycznie jak i psychicznie.
- Ok, dobry pomysł. - uśmiechnęła się.
Poszłam do siebie i zamknęłam za sobą drzwi. Położyłam się spokojnie na łóżku i zaczęłam gapić w zachodzące słońce przez okno. Długo jednak nie mogłam się nacieszyć tym, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Prosze. - powiedziałam.
- To tylko ja. - usłyszałam głos Damona.
- Wiem, że to ty. Ktoś inny by na starcie zapytał czy nie przeszkadza. - rzuciłam przez ramie.
- Pewnie masz racje. - zaśmiał się. - Jak się czujesz? - usiadł na brzegu łóżka.
- Wiesz, bywało lepiej. Dobija mnie myśl, że przeze mnie dzisiejszej nocy ktoś może zginąć.
- Wyluzuj, nie zamartwiaj się tym na siłe.
- Ciągle mi to chodzi po głowie..
- Słuchaj.. jesteśmy chyba przyjaciółmi, znaczy z mojej perspektywy.
- No.. tak. - odparłam szczerze.
- Więc tak szczerze moge ci powiedzieć, że po pewnym czasie przyzwyczaisz się do śmierci bliskich ci osób. To boli i to bardzo, lecz potem staje się to innym odczuciem, staje się to monotonią twego życia..
- Miło wiesz..
- Może i nie, ale prawdziwie.
- Masz racje.. - odparłam i zapadło lekkie milczenie. - Podoba ci się Rebekah ?
- To pod chwytliwe pytanie ?
- Nie, ciekawskie.
- Jest fajna i seksowna. - zaśmiał się.
- Tak sądziłam ! - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Czyli ja się jej też podobam ?
- Może.. - odparłam. - nie ? a może i tak ? nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
- Tylko się nie baw w swatkę, zadbam o siebie. - mrugnął.
Cieszyłam się, że przyszedł, bo od razu humor mi się poprawił. Może Damon i był zwykłym palantem, a może sprawiał tylko wrażenie takie, lecz gdy się go bliżej poznaje, można się z nim zaprzyjaźnić. Co jak co, ale ten wampir potrafi poświęcić życie za swoich bliskich, chociażby się tego wypierał. 

wtorek, 26 czerwca 2012

rozdział czternasty .

- Caroline.. - usłyszałam cichy szept.
- Tak ? - zaspana otworzyłam lekko oczy.
- Jesteśmy. - odparł i zgasił silnik samochodu.
- Ale gdzie ?
- U mnie, to jak na razie najbezpieczniejsze dla siebie miejsce. - odparł i wysiadł z samochodu.
Podążyłam jego śladem i weszłam do środka.
- To jest zły pomysł.
Weszłam do salonu, gdzie Klaus przystanął i się rozejrzałam. Na kanapie przy kominku siedziała Rebekah, Elijach i Kol. Patrzyli na mnie każdy z innym wyrazem twarzy.
- Hej, nie przesadzajmy, jeszcze nikomu przeze mnie nic sie nie stało.
- Jeszcze.. - wycedziła Rebekah.
- Siostro. - upomniał ją Klaus.
- Nie wtrącaj się. - tym razem to ja go upomniałam. - Ona ma racje, przeze mnie może się coś stać któremuś z was, a ja na to nie pozwole.
- Czyli co zamierzasz zrobić ?
- Spokojnie, rozwiązanie już dawno jedno mam. - odwróciłam się na pięcie i powędrowałam w stronę drzwi.
- Nigdzie nie pójdziesz. - stanął nagle na mojej drodze.
- O, serio ? No to patrz. - jednym ruchem powaliłam go na ziemie i wyszłam z domu.
- Caroline, czekaj. - usłyszałam głos rodzeństwa Klausa, ale nie zwracałam na niego uwagi.
Szybko pobiegłam do domu i stanęłam na werandzie, myśląc co mam dalej zrobić. Nagle usłyszałam cichy szelest. Szybko wzięłam do ręki krzesło i cisnęłam w nieznajomego.
- Spokojnie, przychodze w pokoju. - odparł Elijah.
- Co ty tu robisz ? - spojrzałam na niego, gdy w końcu wyłonił się z mroku.
- Wróć do nas do domu. Przemyśleliśmy to wszystko i chcemy ci pomóc.
- Nie moge was narażać i waszego życia.
- A swoje możesz?
- To co innego..
- Nie, to nie jest co innego. - przerwał mi. - Jeśli ty zginiesz, Klaus także przepadnie.. albo jeszcze bardziej zagłębi się w zło. To jest mój brat. I jak każdy wie, jest z niego niesamowity dupek, ale martwi się o najbliższych.
- Zabił was... - przypomniałam.
- Pomińmy ten fakt. Chciał dobrze, ale mu nie wyszło jak często się zdarza.
- Racja. - wzruszyłam ramionami.
- Wracając do tematu, chce dla niego jak najlepiej, więc proszę wróć i porozmawiamy na spokojnie. - popatrzyłam na niego i pobiegliśmy w strone ich domu.
Weszliśmy po cichu, więc mogłam z łatwością usłyszeć kłótnie Klausa z rodzeństwem. Udaliśmy się do salonu i wszyscy umilkli.
- Caroline. - uśmiechnęła się Rebekah. - Powaliłaś jednym ruchem mojego braciszka. Imponujące. Pomoge ci, nawet jeśli miałabym poświęcić swoje życie.
- Ja także pomoge. - uśmiechnął się Kol.
- Dziękuje. - wyszeptałam i uśmiechnęłam się do nich.
- Chodź pokaże ci twój pokój. - siostra Klausa pociągnęła mnie w stone schodów.
- Dlaczego sie tak kłóciliście ? - spytałam w drodze.
- Zaraz ci wytłumacze.
Weszłyśmy do jednego z pokoi. Był piękny i duży. Kolor ścian był kremowy, a wszystkie dodatki były zrobione z brązowego kamienia. W pokoju były jeszcze jedne drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki.
- Podoba ci się ? - popatrzyła na mnie  z uśmiechem i usiadła na fotelu
- Jasne, że tak. - odparłam.
- Wracając do twojego pytania. - westchnęła. - Na pewno zdążyłaś zauważyć, żę Klausowi bardzo na tobie zależy. Jednak przed tą walką z tymi pierwotnymi nie powinien się angażować w nic, bo nie wiadomo jak to wszystko się potoczy.
- Zgadzam się z tym.
- No widzisz, jednak on nie. Jest taki, że nawet gdyby nie miał racji, dla siebie zawsze ją ma.
- Cały Klaus, ale uwierz jak na razie nic nie będzie.
- To nie ty zabiłaś Matta prawda ? - spytała nagle.
- Nie.. to nie byłam ja.
- Tak sądziłam..
- Dlaczego ? Nawet moi przyjaciele mnie o to posądzili.
- Ja wzięłam pod uwage to, że nie mogłabyś zabić kogoś na kim ci zależało.
- Tak, był i nadal pozostanie moim przyjacielem.
- Nic więcej nie było ? - zdziwiła się.
- Przez jakiś czas byliśmy w sobie zauroczeni, jednak tak naprawdę to nigdy nie była miłość. On ci się bardzo spodobał, prawda ?
- Szczerze ? To nie, ale tak na początku mi się wydawało. - westchnęła.
- Rozumiem, nasze uczucia są czasem błędne, niestety. - odparłam.
- Dziękuje. Nie jesteś taka zła jak myślałam. - uśmiechnęła się.
- I ty też. - zaśmiałam się.
Przez jakiś czas jeszcze gadałyśmy, śmiałyśmy się i wyżalałyśmy. Nigdy nie sądziłam, że będziemy potrafiły nawiązać, aż tak dobry kontakt.W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł Kol i oznajmił, że Damon właśnie wpadł. Wstałyśmy i zeszłyśmy na dół. Wszyscy siedzieli na kanapie, więc my postanowiłyśmy troche postać.
- Jaki jest plan ? - spytał w końcu Elijah.
- Wyruszamy do lasu, żeby odnaleźć ich i wyzwać na pojedynek. - odparł Klaus.
- Przydałyby się jakieś dodatkowe siły.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Gadałem z Jeremym. Jest mu strasznie przykro i przeprasza, ale nie wiedział co się wtedy działo, był tak jakby zahipnotyzowany. To są czarownicy, więc poprosiłem Bonnie o pomoc.
- Co takiego?!- zdenerwowałam się.
- Jeremy i tak jej wyjaśnił co się wydarzyło, a ona powtórzyła Elenie, która powiedziała Stefanowi, a ten natomiast powiedział twojej matce. Więc Bonnie i Stefan obiecali pomóc, a do tego jeszcze Katerina także weźmie w tym udział. - wszyscy popatrzyliśmy na niego pytająco. - Ma spory dług wobec mnie. - wyjaśnił.
- Nie powinniśmy narażać tylu osób.
- Im nas więcej tym większe szanse. - odparła spokojnie Rebekah, kładąc swoją rękę na moje ramie.
- Pewnie masz racje.
- Zawsze ją mam. - zaśmiała się.
- Kiedy wyruszamy ? - spytał Kol.
- Jutro wieczorem. - odparł cicho Klaus.
Wszyscy pokiwaliśmy głowami na znak zgody i każdy się rozszedł. Damon na pożegnanie obiecał, że przekaże wszystko reszcie. Swoją drogą zauważyłam jak na siebie dzisiaj zerkali wraz z Rebekahą, ale nic już się nie odzywałam. To był kolejny trudny dzień. Nigdy nie sądziłam, że czeka mnie życie pełne wampirów, wilkołaków, czarowników, krwi, śmierci i tego wszystkiego. Ale jednego się nauczyłam odkąd jestem wampirem, że nigdy nie można się poddać bez walki. Położyłam się na łóżku i przeniosłam w świat snu. A w nich znów pojawiła się moja prapraprababka.
- Witaj Caroline. - uśmiechnęła się.
- Witaj.. jak ty masz właściwie na imie?
- Estera.
- Estera? Ciekawe imię. - uśmiechnęłam się.
- Chciałabym wam jutro pomóc, ale nie wiem jak.
- Jak to możliwe, że o wszystkim wiesz? Czy tamci czarownicy też tak mogą ?
- Nie, bo oni nie są z żadnym z was powiązani.
- Rozumiem. - odparłam.
- Wracając do tego.. jakbym mogła wam pomóc ?
- Moja znajoma, jest także czarownicą. Będzie za pewne rzucać zaklęcia ochrony i czy mogłabyś..
- Skontaktować się z nią duchem i pomóc ? - dokończyła za mnie.
- No właśnie, o to mi chodziło.
- Oczywiście, że tak. Przynajmniej w małym stopniu odkupie swoje winy i jakoś wam pomoge. Gdyby nie ja to nie mielibyście teraz takich kłopotów.
- To nie nasze pierwsze i zapewne też nie ostatnie kłopoty. Gdyby każdy z nas się obwiniał to już dawno byśmy źle skończyli.
- Widzę, że się bardzo zmieniłaś od kiedy stałaś się wampirem. Istotą pijącą krew, ale żyjącą bardzo ludzko. Kto by pomyślał, że prapraprawnuczka czarownicy będzie wampirzycą. - zaśmiała się lekko.
- Tak, ja też w sumie nie. - uśmiechnęłam się. - Pomimo tego wszystkiego, cieszę się, że cie poznałam. - popatrzyłam na nią.
- Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą. - przytuliła mnie do siebie. - Tak bardzo bym chciała także poznać twoją matkę, a moją praprawnuczkę.
- Poznasz, obiecuje. - ścisnęła lekko jej rękę. - Jak to się wszystko skończy, to cię zapoznam z nią, a jeśli nie to ty przekażesz jej wiadomość o mej śmierci, chciałabym, żeby to zrobiła bliska osoba mojej rodziny i ktoś kto jednym pstryknięciem palców potrafi zmieniać nastrój człowieka. - zaśmiałam się.
- Jak to możliwe, że mówiąc o śmierci ty jesteś tak spokojna ?
- To normalne w moim świecie, naprawdę. - znów się zaśmiałam.
- Więc muszę częściej do niego wpadać. - także się zaśmiała. - Muszę już iść Caroline, kochanie. - ucałowała mnie w głowe. - Niech wszystkie dobre duchy będą z tobą i abyś wierzyła w to o co walczysz. - uśmiechnęła się. - Nie poddaj się.
- Nie zamierzam. - uśmiechnęłam się.
- Słodkich snów skarbie.
- Tak, słodkich snów babciu. - uśmiechnęłam się, a ona coraz bardziej przemieniała się w mgłę, aż w końcu  stała się już tylko powietrzem.

sobota, 23 czerwca 2012

rozdział trzynasty .

     Przeszukaliśmy wszystkie miejsca i dane, które mogłyby wskazać jakiś trop, aby odnaleźć moją prapraprababkę. Jednak nic nie znaleźliśmy. Wynajęliśmy pokój w hotelu, żeby troche odpocząć. Siedziałam na swoim łóżku smutna wpatrując się w okno, gdy obok mnie usiadł Klaus.
- Damy rade.
- Damon dzwonił. - powiedziałam nagle.
- Co mówił?
- Powiedział, że nie wie co mi znowu pierdolnęło do łba i że jest na mnie zły, ale ufa mi i nie będzie mnie szukał ani nic. Jedyne co mam zrobić to wrócić cała i zdrowa.
- Spokojnie, wrócisz.. ja już tego dopilnuje. - popatrzyłam na niego, a on się lekko uśmiechnął.
- Zmieniłeś się..
- Wiem.. miałaś w tym bardzo spory wpływ. - popatrzył głęboko w moje oczy.
Nagle.. trzask.. krzyk.. ból. Myślałam, że moja głowa eksploduje. Spadłam z łóżka, trzymając się za głowę, zwijałam się na podłodze z bólu. Klaus szybko wstał i uklęk przy mnie, starając się mnie uspokoić. Na marne, ból jak widać sam musiał przejść. Troche to potrwało, a on cały czas trzymał moją rękę w swoich dłoniach. Gdy ból ustąpił popatrzyłam przekrwionymi oczami na niego.
- Nie wiem co to było.. - westchnęłam.
- Spokojnie. - lekko przytulił mnie do siebie.
- To ten hałas z lasu, ale jak.. - wlepiłam wzrok w ziemie.
- Damy rade.
Nagle ktoś lekko zapukał do drzwi. Usiadłam na łóżku, a Klaus poszedł otworzyć. Do pomieszczenia weszła osoba w czarnej pelerynie. Gdy stanęła tuż na przeciw mnie i zdjęła kaptur z głowy, ujrzałam tą samą osobę co w śnie.
- Szukałaś mnie.. - westchnęła niecierpliwie.
- To prawda. - wstałam gwałtownie i gdy się zachwiałam, Klaus mnie podtrzymał. - Skoro ja ciebie nie mogłam znaleźć, to jak ty mnie ?
- Jestem czarownicą. Zresztą co jakiś czas sprawdzam co u ciebie. - odpowiedziała łagodnie. - Co cię tu sprowadza ?
- Chce wiedzieć kto to jest..
- Nie powinnaś.
- Ale chce ! - uniosłam głos. - Przepraszam.. ale po prostu chce wiedzieć. Te.. istoty zagrażają mojemu życiu i moich przyjaciół. Chce wiedzieć jak z nimi walczyć.
- Nie pokonasz ich..
- Ale przynajmniej spróbuje, a nie ucieknę i pozwolę, żeby znęcali się nad kimś z mojej przyszłej rodziny.
- Przykro mi, że tak to widzisz.. - spojrzała. - powiem ci. Są to pierwotni czarownicy.
- No, świetnie. Nie miałaś już z kim zadzierać. - westchnęłam.
- Jak można ich pokonać? - wtrącił Klaus.
- Jest pewien sposób.. pierwotnego może pokonać pierwotny.
- Yhmm.. - chwile zastanawiał się nad jej słowami. - Ile ich jest ?
- Czterech.
- Czyli teraz wiem dlaczego to wszystko dzisiaj było w mojej głowie. Uciekłam im i tylko tak mogli sprawić bym nie zapominała, że przed nimi nie ma ucieczki.. tylko teraz ten okropny ból.
- Nie moge wam pomóc.. jestem zbyt słaba. - westchnęła. - Życzę wam szczęścia, gdy tylko będę widzieć, że potrzebujesz mej pomocy Caroline, natychmiast się z tobą skontaktuje.
- Dziękuje. - podeszłam i ją przytuliłam.
Nie minęło wiele czasu, a rozmyła się jak mgła.
- Co teraz ? - spytałam, nie spoglądając na Klausa, dlatego, że bałam się jego odpowiedzi.
- Wracamy do domu.
- Eh. Dziękuje za wszystko co dla mnie robisz. - podeszłam bliżej i nagle nasze usta się spotkały.
To był krótki pocałunek, lecz na pewno zapadnie mi w pamięci. Spojrzeliśmy sobie w oczy i wymieniliśmy uśmiechy.
- Dobranoc. - rzucił i poszedł do swojego pokoju.
- Dobranoc. - szepnęłam.
     Położyłam się spać, jednak przewracałam się z boku na bok. Ostatnie wydarzenia naprawdę zakręciły mi w głowie. Co będzie dalej ? Jedno pytanie, a ja wciąż nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Tak naprawdę nikt nie potrafił. W końcu kto może wiedzieć co się komu przytrafi ? Co najwyżej jakaś zdolna czarownica. Przyszłość zawsze może się zmienić. A co z pocałunkiem moim i Klausa ? To było teraz już dla mnie proste.. to wszystko udowodniło mi, że z dnia na dzień zakochuje się w nim. Tylko dlaczego ? Jak zawsze na końcu spotka mnie cierpienie i zostane sama. A może w jego przypadku będzie inaczej ? Może na prawdę będzie przy mnie i stanie się lepszą istotą?
- Caroline.. - usłyszałam jego szept.
- Tak ?
- Gotowa do drogi ?
- To już rano ? - zdziwiłam się.
- No.
- Czyli całą noc spędziłam na gapieniu się w sufit.
- Jeśli chcesz to możemy zostać dłużej.
- Nie trzeba. Tylko.. co do naszego pocałunku.
- Poniosła nas chwila.. wiem, że jak na razie nie chcesz w nic się bardziej wplątywać, więc to uszanuje. Zaczekam. - uśmiechnął się i wziął nasze rzeczy.
Wymeldowaliśmy się z hotelu i poszliśmy do samochodu. Po ruszeniu w droge w końcu zasnęłam. Nie wiem w sumie tylko dlaczego teraz.. może po prostu czułam się bardziej bezpieczna ? Naprawdę nie wiedziałam. Teraz jednak nie mogę zawracać sobie tym głowy. Czeka mnie stanięcie twarzą w twarz z pierwotnymi czarownikami, którzy oczekują mojej śmierci, może zginąć przeze mnie wiele osób, a do tego jedynymi osobami na jakie moge liczyć do Klaus i Damon. Tak, w moim życiu
 nigdy nie jest nudno. To bardzo trafne określenie.

______________________________________________________________________
Filmiki o Klausie i Caroline stworzone przeze mnie ; )
http://www.youtube.com/watch?v=LBI5i9LKFIw
http://www.youtube.com/watch?v=GFM3hZ3Mimk&feature=relmfu
pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mojego bloga i przepraszam za rozdział trzynasty, który nie wyszedł mi najlepiej ; (.. :*

środa, 20 czerwca 2012

rozdział dwunasty .

     Szłam przez las, było już ciemno. Zastanawiałam się wciąż czy dobrze postąpiłam uciekając. Wiedziałam jednak, że już nie ma odwrotu. Myślałam nad zachowaniem Klausa, gdy zobaczy, że mnie nie ma. Nagle pożałowałam, że myślami byłam gdzie indziej. Ktoś mnie szybko złapał za rękę.
- Myślałaś, że cię nie wytropie ? - usłyszałam głos przepełniony tym znajomym akcentem. - Zapamiętaj, że hybrydy mają podwójnie dobry węch.
- Tak, teraz będę pamiętać.
- Co ty kombinujesz ? - spytał. - Naprawdę uważasz, że to jest rozwiązaniem problemu ?
- Nie.. nie widzisz, że idę w przeciwnym kierunku ? Jak najdalej od tych odgłosów.
- No więc gdzie zamierzasz iść ?
- Zamierzam odnaleźć tą moją prapraprababkę.
- W jakim celu ?
- Ona wie co to za stwory i czym są. Jeśli się dowiemy tego to będziemy wiedzieć jak je możemy pokonać.
- A co zamierzasz dokładnie ? Wiesz gdzie mieszka ?
- Nie, ale pójdziemy tam, gdzie są zapisy takich rzeczy.
- Powiedziałaś w liczbie mnogiej. - zauważył z przebiegłym uśmiechem na ustach.
- Miałam na myśli swój telefon. - odpyskowałam i pomachałam nim przed jego oczyma.
- No dobrze niech ci będzie. Jednak mam lepszy pomysł.
- Jaki ? - zaciekawiłam się.
- Wróćmy do domu i pojedziemy tam gdzie sobie zażyczysz samochodem.
- Bez gadania ?
- Bez.
- Yhy, a gdzie nas Damon ma dopaść ?
- Nic mu nie mówiłem.
- Naprawdę ?
- Tak. On ci ufa, spokojnie.
- No dobra. - przytaknęłam. - Na pewno zrozumie moją decyzje. Tylko na ciebie będzie zły.
- Tak.. jakoś nie zależy mi na tym, żeby mnie lubił.
Doszliśmy do samochodu Klausa i wrzuciłam wszystkie swoje rzeczy do samochodu.
- Weź coś jeszcze, przyda Ci się, bo tak prędko tutaj nie wrócimy.
- No dobrze. - pobiegłam szybko do domu, czując na sobie spojrzenie Klausa.
Spakowałam jeszcze kilka ciuchów i troche woreczków z krwią i wróciłam na dwór. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy.
- Zahaczymy jeszcze o mój dom, ponieważ muszę także wziąć kilka swoich rzeczy.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. - Dziękuje, za wszystko co teraz dla mnie robisz. Ale wiesz o tym, że nie musisz ?
- Tak wiem, ale chce.
Stanęliśmy pod jego posiadłością i szybko pobiegł do domu po swoje rzeczy. Naprawdę szybko, bo nie minęło 5 minut, a on już był z powrotem. Wsiadł na fotel kierowcy i ruszył.
- Ok, mam nadzieje, że się nie pomylimy. No to ruszamy do urzędu jakiegoś, gdzie można byłoby to sprawdzić.
- Myślisz, że nam się uda? Że są jakieś szanse ?
- Tego nie wiem, ale zawsze warto spróbować. - westchnął i uśmiechnął się pocieszająco.
- Była do mnie bardzo podobna, tylko że o wiele piękniejsza. - uśmiechnęłam się, gdy myślami znów wróciłam do wspomnień.
- Nie sądze, aby to było możliwe.
- Ale co ?
- No, być piękniejszym od ciebie.
- Haha, weź daj spokój. - zaśmiałam się.
- Co cie tak najbardziej nakłoniło, żeby mi zaufać ? - spytał poważnie.
- Sama nie wiem. Udowodniłeś siłe swojej dobrej strony i tak szczerze.. - uśmiechnęłam się. - bardzo urzekł mnie twój uśmiech i akcent z jakim wymawiasz słowa.
- Miło mi to słyszeć. - uśmiechnął się. - Wiedziałem, że nikt, nawet taka silna osobowość jak ty, nie da rady się oprzeć mojemu urokowi.
- Haha, nie dawno odkryłam, że go ten urok w tobie jednak na serio jest. 
- Czy kiedykolwiek byłaś zakochana? - spytał, przerywając cisze, która właśnie nastała.
- Tak byłam. A ty ?
- Raz, kiedyś i teraz chyba też się pomału zakochuje. - popatrzył na mnie.
- Serio ? - zdziwiłam się. - W kim ? W Damonie? - zaśmiałam się, żeby troche rozluźnić atmosfere.
- Daj spokój. - uśmiechnął się pod nosem. - Chodziło mi o Ciebie. Czy mam jakieś szanse, czy powinienem się skończyć łudzić?
- Szansa zawsze jest. - uśmiechnęłam się. - Po prostu nadal coś czuje do Tylera, nie chce cie ranić tym.
- Rozumiem. - uśmiechnął się szerzej. - Ważne, że mam o co walczyć.
- Zawsze jest o co walczyć. Po tylu latach powinieneś o tym doskonale wiedzieć.
- Przestaniesz mi w końcu wypominać ile lat mam? - zaśmiał się.
- No właśnie, wiem ile masz lat, ale tak naprawdę nie wiem w jakim wieku się zatrzymałeś. - popatrzyłam na niego.
- Miałem 20 lat i w tym wieku także już pozostałem. - westchnął. - Ty już zawsze będziesz miała 17.
- Tak, czasem z tego powodu jest mi przykro, a czasem nie. Wiecznie młoda, wieczna zabawa w życiu.
- Tak to prawda. - uśmiechnął się. - Tylko po pewnym czasie ta zabawa ci się nudzi, a oczekujesz od życia czegoś więcej.
- Rozumiem cię. W końcu nie będę przez cały czas chodzić na dyskoteki i takie tam. Po pewnym czasie będę chciała spotkać miłość taką prawdziwą i będę musiała się też przeprowadzać.
- Tak, to jest minus takiego życia, chociaż po kilkunastu latach możesz wrócić i powiedzieć, że jesteś jakąś strasznie podobną kuzynką. - zaśmiał sie.
- Ty jesteś bardzo popularny wśród wampirów.
- Tak wiele czeka na moją śmierć.
- Ja nie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Kiedyś na pewno na to czekałaś.
- W końcu skrzywdziłeś wiele bliskich mi osób.
- A teraz ?
- Teraz to tylko ty i Damon jesteście moimi bliskimi osobami. - westchnęłam. - Teraz wiem na kogo można naprawdę liczyć. - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.